Być może robiłabym teraz karierę i odnosiła spektakularne sukcesy. Codziennie rano ubierałabym białą bluzkę, idealnie skrojony żakiet i ołówkową spódnicę, układałabym perfekcyjną fryzurę i malowała usta na intensywną czerwień. Zamiast wygodnych balerinek wyciągałabym z szafy niebotycznie wysokie szpilki - natomiast swoje rzeczy nosiłabym w lśniącej eleganckiej aktówce, a nie poupychane po kieszeniach razem z kauczukową piłką, przeżutym wafelkiem i znalezionym na podwórku kamykiem...
A może zupełnie zamknęłabym się w domu, straciła ochotę na jakiekolwiek kontakty z ludźmi, wpadła w depresję, całymi dniami oglądała w telewizji bzdurne, odmóżdżające seriale, piła drinka za drinkiem, użalała się nad sobą i wciąż od nowa przeżywała traumę niepłodności - do tego stopnia, że nawet mój własny pies miałby mnie w końcu serdecznie dosyć...
zdjęcie : pixabay |
Być może żylibyśmy z Małżem bardzo intensywnie, podróżując do wielu ciekawych zakątków, kosztując w każdym z nich przysmaków regionalnej kuchni i wypełniając swoje albumy egzotycznymi widoczkami, na których tylko my - rodzina "dwa plus zero". Może korzystalibyśmy z życia próbując wszelkich istniejących sportów ekstremalnych, skacząc na bungee albo ze spadochronem, balując do upadłego, wędrując w wesołym towarzystwie od klubu do klubu i wychylając jednym duszkiem szampana, buzującego w nas do spółki z adrenaliną...
A może nasze małżeństwo już dawno przestałoby istnieć, bo nie umielibyśmy żyć tylko we dwoje, codziennie przechodząc setki razy obok zamkniętego na klucz i zupełnie pustego pokoju, który wedle wszelkich planów miał być tym dziecięcym. Może zeżarłyby nas wzajemne pretensje, żale i poczucie winy. Może żylibyśmy nie razem, lecz tylko obok siebie - coraz bardziej od siebie oddaleni, hermetycznie opakowani w dwóch zupełnie innych, odrębnych światach...
zdjęcie : pixabay |
Być może byłabym bardziej wyspana, wypoczęta i mniej zestresowana. Miałabym więcej czasu na rozwój własnych pasji, pielęgnację urody, zakupy w babskim gronie i wielogodzinne wypady w miasto. W lustrze widziałabym brwi idealnie wyregulowane, włosy bez najmniejszego odrostu, ciało wspaniale opalone i niesłychanie jędrne - wyrzeźbione bieganiem, rowerem, ćwiczeniami z Chodakowską czy treningiem na siłowni...
A może wcale nie miałabym ochoty na to wszystko - i nawet patrzeć na siebie w tym lustrze by mi się nie chciało...Może byłaby we mnie jedynie chęć, żeby rozpieprzyć to szkło i swoje odbicie w drobny mak - by rozsypało się na milion maleńkich kawałków zupełnie tak samo, jak moja krucha, niepłodnościowa psychika...
***
Może nasze mieszkanie przypominałoby to z katalogu Ikei - byłoby na błysk wypucowane, pozbawione odcisków małych łapek na drzwiach i lustrach, bez rozlanego na podłodze soku i ścian pomalowanych wściekle różową kredką. Pewnie na samym środku salonu nie mielibyśmy huśtawki, plastikowego ogrodowego domku, dmuchanego baseniku wypełnionego balonami i kolorowymi piłkami. Nie potykalibyśmy się co chwilę o rozrzucone klocki, samochodziki i całokartonowe książeczki. Nie dzielilibyśmy sofy z pluszowym królikiem, łosiem i dziesiątką innych, usadzonych w rzędzie przytulanek...
A może czulibyśmy się tutaj nie jak w domu - tylko jak w muzeum albo na sklepowej wystawie. I bylibyśmy jak te eksponaty - piękni i odpowiednio ustawieni, ale zupełnie martwi w środku...
Cholera, nie umiem na te pytania jednoznacznie odpowiedzieć.
zdjęcie : pixabay |
Cholera, nie umiem na te pytania jednoznacznie odpowiedzieć.
Nie jestem w stanie przewidzieć i zwizualizować sobie - "co by było, gdyby..."
Gdybyśmy swego czasu nie zdecydowali się na adopcję -
nasze losy mogłyby potoczyć się równie dobrze
zarówno w jednym, jak i w drugim kierunku...
Najpewniej wcale nie byłoby tak zero-jedynkowo i skrajnie.
Najpewniej z czasem umielibyśmy znaleźć jakiś złoty środek
pomiędzy wielką tęsknotą za potomstwem, a byciem tylko we dwoje.
( W końcu zawsze towarzyszyło nam głębokie przekonanie,
że nasze życie i związek tak czy siak mają głęboki sens -
zarówno z dzieckiem, jak i bez niego ) ...
Znam też zresztą całkiem sporo par, u których początkowe przymusowe child-less -
z biegiem czasu ewoluowało i zamieniło się w pełni akceptowalne
oraz szczęśliwe child-free z wyboru .
Więc dzisiaj celowo zostawiam ten wpis taki niedokończony i niedopowiedziany -
zwłaszcza dla tych, których temat niepłodności bezpośrednio dotyczy.
Niech każdy z Was znajdzie swoją własną, osobistą odpowiedź...
Najpewniej wcale nie byłoby tak zero-jedynkowo i skrajnie.
Najpewniej z czasem umielibyśmy znaleźć jakiś złoty środek
pomiędzy wielką tęsknotą za potomstwem, a byciem tylko we dwoje.
( W końcu zawsze towarzyszyło nam głębokie przekonanie,
że nasze życie i związek tak czy siak mają głęboki sens -
zarówno z dzieckiem, jak i bez niego ) ...
Znam też zresztą całkiem sporo par, u których początkowe przymusowe child-less -
z biegiem czasu ewoluowało i zamieniło się w pełni akceptowalne
oraz szczęśliwe child-free z wyboru .
Więc dzisiaj celowo zostawiam ten wpis taki niedokończony i niedopowiedziany -
zwłaszcza dla tych, których temat niepłodności bezpośrednio dotyczy.
Niech każdy z Was znajdzie swoją własną, osobistą odpowiedź...
Nigdy nie wiadomo co by było gdyby.
OdpowiedzUsuńNie wiadomo, to prawda - ale jakąś decyzję w pewnym momencie trzeba podjąć. My podjęliśmy tę o adopcji - i niczego nie żałujemy. Inni zdecydują się na in vitro, jeszcze inni na życie bez dzieci. Każda decyzja jest moim zdaniem dobra - jeśli zgodna z tym, co czujemy i jeśli odnajdujemy w niej nasz osobisty sens.
UsuńNo właśnnie najważniejsze żeby była zgodna z tym co czujemy.
Usuńciekawy temat :) warto się nad nim zastanowić
OdpowiedzUsuńZ pewnością warto - a jesli ktos boryka się z nieplodnoscią to nawet trzeba, prędzej czy póżniej.
Usuńnie ma sensu gdybać. ważne, że podjęliście decyzję o adopcji i jesteście spełnieni! Klaudia J
OdpowiedzUsuńW sumie to nie gdybam w odniesieniu do naszej obecnej sytuacji. Bardziej chodziło mi o to, ze chyba kazda para na pewnym etapie staran o dziecko zadaje sobie takie pytania - i wowczas bierze się pod uwagę naprawdę różne scenariusze. Nieplodność to dla wielu ludzi taka jedna wielka małzeńska burza mózgów - z tym, że trwająca całymi miesiącami i latami.
UsuńJak sobie wspominam czas sprzed dziecka, to.....czegoś mi mocno brak! Nie pamiętam co ja robiłąm z wolnymi wieczorami, ale teraz wiem, że bez córki moje życie choćby u boku wspaniałego męża, jakiego mam, nie miałoby takiego sensu, byłoby niepełne!
OdpowiedzUsuńDziecko na pewno nadaje nowy, inny sens. A z drugiej strony uwazam, ze tak naprawde sensu trzeba szukac w samym sobie - a nie w kimkolwiek czy czymkolwiek płynącym z zewnątrz. W warsztatach w osrodku adopcyjnym zawsze powtarzano nam, ze jesli ktos nie widzi sensu w swoim zyciu i funkcjonowaniu bez dzieci - to rowniez i z dziećmi może go nie odnależć.
UsuńA dla mnie opcje, które przedstawiasz są zbyt skrajne. Nie wiem, czy moje podejście do tematu jest kwestią świadomości o problemie od dawna, ale nie wpasowujemy się w żadną z podanych opcji :) myślę, że jesteśmy nieco "zawiedzeni" między światami i młodsi od rówieśników. Tak to odczuwam. I wykrusza się towarzystwo, bo po co komu znajomi bez dzieci?
OdpowiedzUsuńCelowo poszłam w skrajności w tym wpisie, żeby uwypuklić - co zresztą w zakończeniu zaznaczyłam. Również uważam, że rzeczywistość nie wygląda wcale tak skrajnie i zero-jedynkowo. Twój termin "zawieszenie" bardzo, ale to bardzo pasuje mi do nieplodności - bo też przez kilka lat nieustannie czułam się taka "zawieszona", jakbym siedziała w jakiejś poczekalni na to, co dopiero ma nastąpić (cokolwiek by to było - czy ciąża, czy adopcja, czy ivf, czy ostateczna bezdzietność).
UsuńOdnośnie towarzystwa - moje wykruszyło się częściowo przed dzieckiem (z braku wspólnych tematów), a częściowo po dziecku (z braku czasu na spotkania). Ale to akurat mi nie przeszkadza - bo odkąd pamiętam jestem raczej typem samotniczki i outsiderki i w zasadzie wystarczają mi dwie sprawdzone osoby, które mam obok siebie od lat i niezależnie od sytuacji.
Bardzo dobry tekst! Często trudno coś przewidzieć i gdybać.
OdpowiedzUsuńWręcz nie da się przewidzieć - ale życie pisze różne scenariusze i warto dopuszczać do siebie różne opcje i wersje zdarzeń, nie fiksując się tylko na jednej.
UsuńDobrze, że nie musicie sprawdzać, jak wyglądałoby Wasze życie bez Bąbla, a on bez Was <3
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - bardzo dobrze :)
UsuńCzasem trzeba tak sobie pogdybac, ale jestem pewna, ze jestescie bardzo szczesliwi z Bablem :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest gdybanie, które odnosi się do nas bezpośrednio :) To gdybanie, które "przerabia" w swoim życiu zapewne wiele niepłodnych par.
UsuńMam znajomych, którzy kilka ładnych lat starali się o dziecko. Kiedy w końcu się udało, ich radość nie znała granic! Inna znajoma, bardzo szczęśliwa po ślubie, nagle dowiedziała się, że dzieci mieć nie może. A nawet jak zajdzie w ciąże, to nie donosi jej. Pogodziła się z losem. Po iluś latach nawet rozeszła się z mężem. Później spotkała innego faceta swojego życia. I zaszła w ciąże, donosiła szczęśliwie i urodziła. Choć poród był okropny, to dziś cieszy się zdrowym dzieciątkiem. A według lekarzy miała nigdy nie donosić ciąży! Eh... Każda z nas ma swoją historię.
OdpowiedzUsuńJa chyba nie umiałabym żyć bez dzieci. Byłabym pewnie zgorzkniałą starą małpą gdyby nie dzieciaki, które wnoszą w życie mnóstwo radości.
OdpowiedzUsuńMoże byłoby mnie stać na więcej rzeczy, odwiedzała bym dalekie kraje, ale myślę, że do końca nie byłabym szczęśliwa, a przecież chodzi nam o to, żeby życie było szczesliwe
Ja wiem na pewno że nie byłabym szczęśliwa. Codziennie doceniam to szczęście jakie dają mi moje kochane dzieci.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że co osoba (lub para) to inna historia. Są osoby, które dzieci mieć nie chcą i są szczęśliwe. I dobrze. Są osoby, które dzieci chcą mieć i mają i są szczęśliwe. Też dobrze. Są osoby, które nie chciały mieć dzieci, a mają i jest im z tym albo dobrze, albo nie. Są też takie, które chcą mieć dzieci, a nie mogą i niektóre robią wszystko, by je mieć, w końcu stają się rodzicami i są szczęśliwe. I dobrze. Są też takie, które rezygnują z posiadania dzieci i są nieszczęśliwe, albo takie, które godzą się z losem i znajdują szczęście w czymś innym. Co człowiek to inna historia...
OdpowiedzUsuńTrudno odpowiedzieć sobie na to pytanie - co by było gdyby... Nie wiadomo co przyniosłoby życie, co przyniosłaby przyszłość. Niestety temat niepłodności jest tematem tabu. Wiele osób o tym nie mówi. Ale sama wiem, jak trudno to wszystko ogarnąć psychicznie i jak trudno bez odpowiedniego wsparcia stanąć po każdym niepowodzeniu na nogi. Ale jedno wiem - warto realizować swoje marzenia
OdpowiedzUsuńNie ma co gdybać. Tak miało być i tak jest dobrze;)
OdpowiedzUsuńMy już nie musimy gdybać - całe szczęście - ale takie refleksje towarzyszą wielu parom w trakcie leczenia. W pewnym momencie człowiek staje na jakimś rozdrożu (albo dochodzi do jakiejś ściany) - i musi zastanowić się nad tym , co dalej. Z doświadczenia własnego oraz rozmów z innymi niepłodnymi parami wiem, że i opcja bezdzietności pojawia się w takich rozważaniach. Stąd ten wpis.
UsuńLepiej chyba nie gdybać. Na pewno życie bez dziecka (jeśli się go pragnie) jest strasznie trudne. Pamiętam, że gdy zapragnęłam drugiego dziecka, wszędzie wokoło widziałam ciężarne kobiety i nie mogłam się doczekać aż i ja zajdę w ciążę. Gdyby ten stan się przedłużał, na pewno byłoby mi niesamowicie ciężko. Po raz kolejny napisałaś cudowny tekst, który powinno przeczytać jak najwięcej osób,
OdpowiedzUsuń... z całą pewnością życie nie byłoby pełne... My długo staraliśmy się o pierwsze dziecko i już zaczynało się pojawiać mnóstwo frustracji i nerwów...
OdpowiedzUsuńDziecko dla mnie to była naturalna kolej, wejście w nowy etap życia, jedni bardziej tego potrzebują, inni mniej. Nie zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie bez dziecka, bo tej opcji nie brałam nigdy pod uwagę.
OdpowiedzUsuńJa nadal pamietam jaka smutna bylam w czasie staran o Bi... Teraz odczuwam namiastke tego smutku pragnac trzeciego i nie mogac... Nie wyobrazam sobie zycia bez Potworkow.
OdpowiedzUsuńZnam natomiast kilka par, ktore zyja bezdzietnie, zupelnie szczesliwie i otwarcie przyznaja, ze dzieci miec nie chca. Co ciekawe jednak, kazda z tych par ma po kilka psow i kotow, ktore traktowane sa niemal jak dzieci. Czlowiek jednak ma w sobie potrzebe, zeby otaczac opieka. Jedni maja dzieci, inni przenosza ten instynkt na zwierzaki. :)
Ja nie wiem jak by wyglądało nasze życie bez dziecka, choc gdy się doiedziałam że musze się leczyc to doszłam do wniosku, że zawsze możemy adoptować
OdpowiedzUsuńJa miałam duzo szczęscia. Jak tylko chciałam dziecka, nie musiałam długo czekać. Więc mogę się tylko domyślać co przeżywają ludzie którym to nie pisane.
OdpowiedzUsuńTo bardzo indywidualne podejście każdej pary. Nawet w rodzinie mamy pary, które nie chcą mieć dzieci. Ja sobie nie wyobrażam życia bez dziecka ale nigdy nie chciałam mieć wiecej niż jedno.
OdpowiedzUsuńnie chcę nawet myśleć, co by było./..
OdpowiedzUsuńTeż dawno temu zastanawiałam się, czy dałabym radę żyć bez dzieci. I wiesz jaką dałam sobie odpowiedź? Że nie mam pojęcia. Nie mam pojęcia, czy dałabym sobie radę ze swoimi emocjami, czy mój związek by przetrwał i czy jakoś by nam się wszystko poukładało. Nie mam pojęcia i teraz już nawet nie chcę wiedzieć. Dobrze mi tak, jak jest i jako
OdpowiedzUsuńś nigdy nie powiedziałam sobie, że jest mi teraz lepiej niż było bez dzieci. Jest świetnie i nie chce tego zmieniać.
Wolę sobie nie zadawać tego pytania. Jestem wdzięczna za moich cudownych synów.Ja nie wyobrażam sobie życia bez dzieci
OdpowiedzUsuń