Doskonale pamiętam jeden z moich balów karnawałowych w podstawówce. Ja byłam Panią Wiosną w rozkloszowanej kwiecistej sukience,a mój kolega postanowił przebrać się za dziewczynkę: założyć lakierki,spódniczkę,nanieść cień na powieki i pomalować usta maminą szminką. Wtedy zupełnie nikogo to nie zgorszyło. Zostało uznane za sympatyczny imprezowy akcent,zabawnego psikusa oraz wzniesienie się na wyżyny chłopięcej kreatywności. Ale wiadomo,to był karnawałowy bal - czyli jeden wyjątkowy wieczór w roku,kiedy każdy się za kogoś przebiera. Zapewne sytuacja wyglądałaby zgoła odmiennie,gdyby ów kolega przyszedł w spódniczce na lekcje,biegał w niej codziennie po korytarzu albo udał się w takim stroju na obiad do szkolnej stołówki...
O tym właśnie opowiada książeczka "Mój cień jest różowy" autorstwa Scotta Stuarta. Jej bohater to kilkuletni chłopiec,którego cień uwielbia wszystko,co stereotypowo kojarzy się z dziewczynkami: lalki,koniki,jednorożce i pląsy po parkiecie w baletowej spódniczce. Chłopczyk jest w związku z tym poważnie strapiony - ponieważ bardzo chciałby dopasować się do swoich szkolnych kolegów,ale niesforny cień ciągle płata mu figle i kieruje jego zainteresowania w zupełnie inną stronę.
Tata chłopca próbuje dość nieporadnie go pocieszać i podtrzymywać na duchu. Przekonuje,że aktualny kolor jego cienia to tylko stan przejściowy,który kiedyś ulegnie zmianie. Zwrot akcji następuje dopiero w momencie,gdy sam decyduje się założyć różową tiulową spódniczkę i odprowadzić w niej synka do szkoły,by okazać mu w ten sposób swoją akceptację oraz BEZWARUNKOWĄ miłość. W rozmowie z chłopcem wspomina również pozostałych członków ich rodziny,którzy podobnie jak on mieli swoje "ukryte cienie" i przez długi czas bali się zaprezentować je odważnie reszcie świata.
Bardzo chciałam w tym wpisie nie spojlerować i nie zdradzać Wam zakończenia książki - ale po prostu musiałam to zrobić,żebyście w pełni docenili wartość płynącego z niej przesłania. Nawet jeżeli wszyscy wokół drwią z naszego dziecka i z jakichś powodów wytykają je palcami - to my jako rodzice powinniśmy je wspierać,powstrzymywać się od osądzania i w takich trudnych emocjonalnie sytuacjach okazywać mu jeszcze więcej troski i miłości.
Domyślam się,że to niełatwe - zwłaszcza w czasach,kiedy czołowi politycy naszego państwa określają ludzi mianem "ideologii",a nastroje te podsycane są regularnie przez ich medialną propagandową tubę :( Zmiana takiego sposobu myślenia i postrzegania świata na pewno nie nastąpi z dnia na dzień,ale w skali mikro możemy zacząć ją od samych siebie - po prostu będąc podporą dla naszych dzieci oraz nie dzieląc ludzi na "lepszych" i "gorszych"...
Jeśli chodzi o kwestie czysto techniczne,książka Scotta Stuarta jest przepięknie wydana,bogato ilustrowana i moim skromnym zdaniem będzie świetnym literackim prezentem dla każdego młodego Czytelnika,któremu brakuje wiary w siebie,który obawia się swojej "inności" lub jest z jej powodu w jakiś sposób dyskryminowany. O ile zazwyczaj mam pewne zastrzeżenia co do polskich przekładów zagranicznych dzieł i najczęściej wolę czytać literaturę dziecięcą w oryginale - o tyle tutaj muszę przyznać,że Michał Rusinek spisał się znakomicie,a jego tłumaczenie w pełni oddaje całą paletę emocji,która towarzyszy małemu bohaterowi.
Dodam jeszcze,że historia opisywana w książeczce została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami z życia autora oraz jego synka. Pewnie właśnie dlatego jest tak autentyczna,wzruszająca i chwytająca za serce. Jeżeli wychowujecie swoje dziecko w duchu otwartości,tolerancji i szacunku dla cudzej odmienności - koniecznie musicie mieć ją na swojej półce! (a tuż obok ogromny zapas chusteczek na otarcie łez...)
Wydawnictwo Znak Emotikon
Tekst: Scott Stuart
tłumaczenie: Michał Rusinek
wiek: 3+ / stron:30
Nie słyszałam o tej książeczce jeszcze :) Bardzo dobry pomysł na jej historie, która została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Potrzebne są takie tematy teraz. Ilustracje i wydanie naprawdę na wielki plus :)
OdpowiedzUsuńTaką książkę warto mieć i przeczytać dzieciom. Jestem za tolerancją i szacunkiem dla każdego, nie ważne co myśli, w co wierzy i jak wygląda.
OdpowiedzUsuńŚwietna książeczka i uczy tolerancji :)
OdpowiedzUsuńMnie wciąż to przeradza i dziwi równocześnie - że nadal nie możemy być, kim chcemy. Że musimy wpisywać się w cudze schematy i oczekiwania...
OdpowiedzUsuńPrzyznam że książeczka bardzo fajna i gdybym spotkała z wielką chęcią kupiłabym dla siostrzenicy :)
OdpowiedzUsuńwspaniała recenzja- muszę koniecznie ta książkę u nas mieć. Bardzo mnie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńAleż mnie ten tytuł zaintrygował! Książeczka przekazuje naprawdę piękne wartości. Cudo. :)
OdpowiedzUsuńRecenzja zachecajaca aby kupic te ksiazke.
OdpowiedzUsuńBardzo wartościowa książeczka. Tolerancja jest bardzo ważna, ale niestety ludzie często o niej zapominają. Sama doświadczyłam kiedyś dyskryminacji ze strony innych dzieci.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem co myśleć o treści tej publikacji. Jakoś wyczuwam tutaj zacierające sie pewne granice, ale to takie moje odczucia.
OdpowiedzUsuńPodnoszenie świadomości w kwestii tolerancji jest szalenie ważne, oczywiście bez wypaczania jej idei, co niestety też się zdarza, najlepiej pozwolić wydarzeniom płynąć środkowym nurtem, bez ekstremalnych brzegów. Książka wydaje się wpisywać w moje spojrzenie, chętnie przekonam się o tym, zaglądając do niej. :)
OdpowiedzUsuńKsiążeczki, które uczą tolerancji są niezwykle ważne i dobrze, że powstaje ich coraz więcej.
OdpowiedzUsuńsłyszałam o tej książce, bardzo intryguje mnie postać taty, jestem ciekawa jak radził sobie z tą sytuacją :-)
OdpowiedzUsuńRównież słyszałam o tej książce i jest o niej ostatnio głośno. Nawet w DD TVN o niej mówili...
OdpowiedzUsuń