Strony

czwartek, 20 kwietnia 2017

"Życie w nieświadomości by mnie zniszczyło" - czyli adopcja oczami dziecka.

Do tej pory na moim blogu pojawiały się wyłącznie posty pisane z punktu widzenia adopcyjnej mamy. Tym razem - będzie wpis o adopcji widzianej oczami dziecka. Napisała go autorka bloga Mama Dwójki - która została przysposobiona ze wskazaniem, w dość nietypowych okolicznościach...

Myślę, że Jej głos jest kolejnym argumentem przemawiającym za tym, by rozmawiać z dzieckiem o adopcji zupełnie otwarcie - nie czyniąc z tego tematu tabu. Jawność adopcji - to niesłychanie ważna rzecz z psychologicznego punktu widzenia, postulowana przez wszystkich pracowników ośrodków adopcyjnych. Zdecydowanie lepiej, by dziecko dowiedziało się o fakcie przysposobienia od nas samych - niż od jakichś zupełnie przypadkowych, postronnych osób...

adopcja dziecka
zdjęcie: Internet

 ___________________________________________

Nie pamiętam dokładnie, ile miałam lat, 
gdy dowiedziałam się, że jestem dzieckiem adoptowanym. 

Może jedenaście, lub mniej. Wiem, że nie miałam nawet powodu myśleć o tym. Zawsze mówili, że jestem do adopcyjnej mamy tak bardzo podobna. Mam jej oczy i rysy twarzy. Nigdy nie czułam, że może być inaczej - że nie jestem jej rodzonym dzieckiem...

Aż do dnia, kiedy moja koleżanka z podwórka (w złości po naszej kłótni) powiedziała, że jestem adoptowana. "Zostałam porzucona, bo nikt mnie nie chciał." Te słowa mnie zabolały - a słyszałam je nie pierwszy raz. Już kiedyś pytałam o to mamę - ale ona powiedziała, że to nieprawda. Tym razem, gdy się poskarżyłam, że nadal mi tak koleżanka dokucza - mama pewnego wieczoru (a raczej chyba nocy), odkryła przede mną karty...

Nie chciałam jej wierzyć. Wtedy mieszkała z nami jeszcze moja babcia. Powiedziała mi, że ona jest moją prawdziwą babcią. Nie rozumiałam jej. Jak może być moją babcią, jeżeli zostałam adoptowana? Rozum dziecka jest jednak w stanie przyjąć wszystkie informacje, skleić jedno z drugim. Dlatego wtedy od razu zapytałam, która z cioć jest moją „prawdziwą” mamą. To, co usłyszałam, wywołało we mnie szok...

Pomimo tego nie chciałam wierzyć, ale mama pokazała mi dokumenty z sądu - bo tylko w nich zawarta jest informacja o biologicznych rodzicach. Moja adopcja była adopcją ze wskazaniem. Wszystkie dokumenty mówiły o moich rodzicach adopcyjnych. Mama tłumaczyła mi, że nigdzie oprócz wyroku sądu nie ma śladu,  kto jest moją biologiczną matką. A była nią moja ciocia - matka chrzestna. Siostra mojej adopcyjnej mamy. 

Postawiła sprawę jasno - 
jeżeli nie zostanę adoptowana przez moją mamę, to ona usunie ciążę. 
Nie była w stanie wychować następnego dziecka, szóstego z kolei.

A że moja adopcyjna mama nie mogła mieć dzieci po przebytej endometriozie - 
nie wahała się ani chwili.

Całe życie żyłam obok biologicznej matki i swojego rodzeństwa. Dopiero gdy prawda wyszła na jaw - zrozumiałam, dlaczego z „kuzynką” jesteśmy do siebie podobne jak dwie krople wody, choć dzieli nas różnica dwóch lat.

Jak zniosłam całą tę sytuację? Dziwnie dobrze - pewnie dlatego, że miałam swoją rodzinę obok. Widziałam, jak żyją. Nie miałam poczucia szukania prawdy ani biologicznej mamy. Nie zmieniło to mojego nastawienia do mamy adopcyjnej . Nie zmieniło to w moim życiu niczego - poza poczuciem, że mam rodzeństwo.

I jestem inna. Inna, bo adoptowana. To zostawiło swój ślad na mojej psychice. Ale wiem, że życie jakie mam - jest wspaniałe. Nie mogłam trafić lepiej. Choć przeżyłam naprawdę wiele i o wielu rzeczach chciałabym zapomnieć - cieszę się, że zostałam adoptowana. Dopiero będąc dorosłą kobietą uświadomiłam to sobie w pełni.

Sama nie potrafię do dzisiaj zrozumieć,  dlaczego tak gładko przyjęłam tę informację. Może właśnie ta świadomość  - bo życie w nieświadomości by mnie zniszczyło. Bóg wybrał dla mnie taką, a nie inną drogę. Nie potrafię ocenić, co wtedy czułam tak naprawdę - poza szokiem i ulgą. Tak - ulgą, że to nie jakaś alkoholiczka czy panna lekkich obyczajów mnie urodziła. Zaakceptowałam to i żyłam dalej. Doceniając jeszcze bardziej, jakie mam szczęście - i dziękując Bogu, że mnie uratował.

Za wszystko, co dla mnie zrobiła adopcyjna mama - oraz za miłość i poświęcenie -
  dałam swojej córce na drugie jej imię.
__________________________________________________


Mnie najbardziej uderzyły w tym wpisie słowa wypowiedziane przez "życzliwą" koleżankę.
"Zostałam porzucona, bo nikt mnie nie chciał" - przecież to absolutnie nieprawda ! 

Rodzice biologiczni często ze wszystkich sił chcą - ale ze względu na swoją trudną sytuację (finansową, zdrowotną, jakąkolwiek inną) po prostu nie mogą.  Nie nam oceniać - ponieważ nic w życiu nie jest tylko czarne lub tylko białe, a wszystkich odcieni szarości jest tak wiele, że można się w nich zagubić. 

A rodzice adopcyjni ? Przecież oni chcą i czekają - czasami długimi latami, mierząc się z różnymi przeciwnościami losu. Chcą i czekają - nawet jeżeli jeszcze Cię nie znają, jeszcze nigdy nie zobaczyli, jeszcze nigdy nie mieli w swoich ramionach ! 

Dlatego proszę Cię, Adoptowane Dziecko -
nie pozwól sobie wmówić, że nikt Cię nie chciał i nie kochał !

Ktoś bardzo za Tobą tęsknił...
Ktoś nie marzył o niczym innym poza tym, żeby wreszcie zabrać Cię do domu...
 
adopcja dziecka
zdjęcie: Internet

39 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo wzruszający wpis. Łezka poleciała nie jedna.
    A ja bym jeszcze chciala zwrócić uwagę, że z dziećmi które nie były adoptowane też należy o tym rozmawiać. Właśnie dlatego żeby nigdy nie powiedziały tak jak ta koleżanka. Z resztą...ona pewnie sama tego nie wymyśliła... to się z rozmów dorosłych bierze....

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażam sobie nie powiedzieć dziecku o adopcji, jest to dla mnie tak naturalne.Aż dziw,że kiedyś to tak bardzo ukrywali.

    Historia piękna, choć tak bardzo specyficzna.

    Faktycznie można mówić o szczęściu gdy biologiczna mama nie była alkoholiczką czy prostytutką. Jednak jak nam uświadamiają na szkoleniu taka sytuacja to tylko 1% wszystkich adopcji...:(

    Pozdrawiam:****

    moniusia_
    Monika K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie od początku mówiłabym dziecku, że jest adoptowane, ale równie mocno kochane :) Niewiedza jest straszna! Życie w "kłamstwie" to okropność!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak bym postąpiła w takiej sytuacji bo w niej nie jestem, ale opisana przez autorkę sytuacja o złośliwości koleżanki chyba przekonujemnie do tego by powiedzieć dziecu o adopcji, by tego nie zrobił nikt za nas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo poruszający wpis, pełen dziecięcych emocji. Bardzo podziwiam rodziców dzieci adoptowanych, za mądrość, ofiarowanie miłości. Też bym nie robiła z tego tajemnicy, uważam że dziecko powinno o tym wiedzieć. Madrość rodziców w tym jak mu to przekazać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam, że bardzo wzruszyłam się czytając ten wpis, jakże pięknie ujęte kluczowe przekazy, serce bardzo się raduje, kiedy dziecko w ten sposób odbiera swoich adopcyjnych rodziców. A powiedzenie prawdy o adopcji dziecku odbieram jako okazania szacunku wobec niego i jego przeszłości. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdybym była w takiej sytuacji to myślę, że od początku mówiłabym prawdę dziecku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się... Jednak po latach budzi to wciąż te same emocje...

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdybym adoptowała dziecko, chciałabym aby o tym wiedziało i zapewniła że jest bardzo kochane! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku, bardzo wzruszajacy tekst. Także dlatego, ze u nas w rodzinie także jedno z dzieci jest adoptowane. Przez dezinformacje, inne myślało, ze to ono jest adoptowane. Warto rozmawiać z dziećmi o takich sprawach. Bo brak szczerości w tej kwestii wpływa na życie innych.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawie przeczytać takie słowa. Również, gdybym była w takiej sytuacji - chciałabym wiedzieć. Najgorsze jest dowiedzenie się takiej rzeczy od kogoś obcego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wzruszająca historia. Ludzie w swoim życiu stają przed różnymi wyborami. Najważniejsze, to mówić prawdę dzieciom adoptowanym, żeby miały poczucie bezpieczeństwa i pełnego zaufania. Nie ma chyba nic gorszego niż dowiedzieć się o tym od kogoś całkiem obcego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękny, wzruszający, dający do myślenia tekst. Czasem zastanawiam się, czy dałabym radę wychować adoptowane dziecko mimo, że instynktu macierzyńskiego jeszcze nie mam. To się chyba wzięło z oglądania w dzieciństwie rodziny zastępczej i poczucia inności w swojej rodzinie. Zawsze podziwiałam to, że oni w filmie tak otwarcie o tym mówią i nikt nic z związku z tym nie ukrywa. Uważam, że adopcja zawsze powinna być dla dziecka jawna, bo prędzej czy później to wyjdzie i po kilkunastu kilkudziesięciu latach to będzie dla dziecka swój. Natomiast jest wychowa się z tą świadomością, będzie to dla niego całkiem normalne.

    http://lepszaodsiebie.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Pierwszy raz nie wiem co napisac...

    OdpowiedzUsuń
  15. Znam temat adopcji że wskazaniem dzięki moim przyjaciółkom. Jedna została adoptowana przez swoją ciotkę- chrzestną, po śmierci swojej mamy (tatuś niestety nie sprostał.. to długa i smutna historia) A rodzice drugiej mojej przyjaciółki oddali najmłodsze dziecko rodzinie (siostrze i jej mężowi, bo oni nie mogli mieć dzieci) bo nie było ich stać finansowo na czwarte dziecko.. Strasznie trudne i bolesne historie dla tych rodzin. Niestety każda ze stron w tych obu historiach cierpiała bardzo i żal oraz poczucie straty/odrzucenia pozostały do dziś choć są to osoby po 30-stce już.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojej i ja też się popłakałam. Myślę o moim Rysiu, zrobię co w mojej mocy, żeby nigdy nie poczuł się niechciany.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja tak może trochę niestosownie do poważnego tematu, ale początek przypomniał mi, jak kiedyś pewna pani rozpływała się w zachwytach, jak bardzo jestem podobna do ojca, "od razu wiedziałam, że to pana córka" - mówiła, a... mój tata nie jest moim biologicznym ojcem ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Myślę, że adopcja to dość trudny temat, zarówno dla dziecka jak i dla przybranych rodziców. Trzeba być na prawdę mądrą i dojrzałą osobą, żeby sobie z tym wszystkim we właściwy sposób poradzić i nikogo nie zranić. Zgadzam się też z tym, że dzieciom powinno się mówić o tym, że są adoptowane i to najwcześniej jak się da, żeby to było dla nich coś naturalnego, a nie grom z jasnego nieba.

    OdpowiedzUsuń
  19. Niebywała historia. Aż nie bardzo wiem, jak ją skomentować. Autorka ma w sobie niebywałą dojrzałość emocjonalną. Jej adopcyjna mama włożyła, świadomie bądź nie, niebywałą pracę w to, żeby ona sobie z tym poradziła w ten sposób. A mnie nasuwa się pytanie: co na to jej biologiczna mama? To jest dla mnie niesamowita okoliczność. Przecież, z tego co jest napisane, żyją praktycznie obok. Niesłychane ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama zawsze mi powtarzała, że jestem bardziej dojrzała niż rówieśnicy. Biologiczna mama, postawiła jeden warunek. I dlatego została moją matką chrzestna. Zawsze byłam jej oczkiem w głowie. Ta historia ma też swoje drugie, gorsze dno, o którym nie chciałam wspominać. Moja biologiczna mama zmarła kilka lat temu... Rodzeństwo udaje, że nie istnieje, jedna siostra czasem się odezwie.

      Usuń
    2. Nawet chyba nie chcę próbować sobie wyobrażać co musiała czuć Twoja biologiczna Mama. Szczęście w nieszczęściu, że mogła Cię mieć cały czas obok, mimo wszystko...
      Z rodzeństwem.. smutne :(

      Usuń
  20. Dzieci potrafia byc okrutne i to nie tylko w tematach adopcji. Ja moim chlopcom na biezaco staram sie tlumaczyc np gdy dziecko ma aparat sluchowy to mowie,ze nie slyszy i dlatego ma cos takiego co nie oznacza,ze jest gorsze. Tego tyczy sie takze inna narodowosc, kolor skory itp. Tylko jakos do par tej samej plci nie potrafie dojrzec , by im to wytlumaczyc. Jeszcze nie teraz ...

    OdpowiedzUsuń
  21. Wzruszająca historia. Cieszę się, że jej bohaterka tak dobrze zniosła prawdę. Z pewnością bliskość rodziny bardzo w tym pomogła.

    Nie mogę jednak znieść tego, że dzieci potrafią być tak okrutne. Tyle że nie bierze się to z niczego - koleżanka, która rzucała takie złośliwości musiała znać prawdę od swoich rodziców. Przykre, że nie jesteśmy w stanie uchronić dzieci od świata plotek.

    OdpowiedzUsuń
  22. No i Karola popłakałam się nad ostatnim zdaniem i ciarki mam do tej pory!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Słowa, którymi zakończyłaś post towarzyszą mi każdego dnia w każdej chwili.. Niesamowita historia tej Pani. Nigdy nie myślałam, by ukryć fakt adopcji przed naszym przyszłym dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  24. Naszą rolą jest nauczyć dzieci nie tylko szacunku do innego człowieka, ale i... do samego siebie. By nigdy nie myślały, że są gorsze, czy też, że były niechciane i niekochane. Bo to nieprawda. Były wyczekane. A cierpliwość rodziców adopcyjnych była nagrodzona najpiękniejszym skarbem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Dla nas sprawa jawności adopcji była oczywista, ale rozmawiając z panią z ośrodka dowiedzieliśmy się, że wiele osób nadal nie jest do tego przekonanych! To straszne, bo jak czyta się historie dorosłych adoptowanych, to właśnie ta wiedza pozwala im na bycie prawdziwym, niezależnie od tego jaki bagaż ze sobą niosą. Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że dla moich rówieśników najgorsze co mogło spotkać dziecko to nie zła mama, ale fakt,że jest się adoptowanym. Pewnie to były inne czasy, ale dziś dzieci też są okrutne. Mam nadzieję, że taka społeczna otwartość sprawi, że nie będzie to temat obcy nawet dla dzieci.
    Wspaniale, że dzięki siostrze swojej cioci Mama Dwójki dostała szansę na życie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Adoptowane czyli niechciane?... Nie wyobrażam sobie bardziej chcianego dziecka, niż właśnie adoptowane! Ale wiedzą to ci, którzy chociaż otarli się o tematy, procedury i czas potrzebny na sprawy związane z adopcją. Walka o biologiczne dziecko często jest trudna i długa, a adopcja to walka, po walce. Trzeba mieć dalej siłę, wiarę i bardzo, bardzo chcieć! Skoro "Mama Dwójki" tak ciepło wypowiada się o mamie adopcyjnej to znaczy, że spisała się na medal, to trudne wyzwanie, ale możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  27. Bardzo wzruszająca historia, ale również budująca i wlewająca w serca nadzieję. Szczególnie stwierdzenie, że Mama Dwójki ma wspaniałe życie. Chciałabym, żeby w przyszłości nasz Syn myślał podobnie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wiem, że to głupie, co powiem, ale cieszę się, że nigdy nie musiałem mieć takich dylematów :(

    OdpowiedzUsuń
  29. Ale mnie ścisnęło w gardle... choć nigdy jako dziecko, ale jako osoba dorosła zastanawiałam się nad czymś takim, że co bym zrobiła, jakbym teraz dowiedziała się, że moi rodzice nie są biologicznymi. I na tą chwilę myślę, że bardzo bym im podziekowała, że mnie kochają i wychowali, nie miałabym nigdy żalu, że nie powiedzieli mi o tym. Ale jak by było w rzeczywistości, nie wiem, nikt tego nie wie, nikt nie jest w stanie przewidzieć swoich reakcji, może tylko je zakładac, ja zakładam, że nie miałabym żalu, wręcz przeciwnie, choć zapewne chciałabym poznać swoją historię zanim i dlaczego stałam się dzieckiem adopcyjnym.

    Z tej historii co przytoczyłaś, też najbardziej uderzyło mnie to - że Ciebie NIKT NIE CHCIAŁ... bosssz

    Lubię takie Twoje posty, poruszasz w nich tak ważne i często z tabu w tle, tematy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Muszę przyznać, że to jedna z ciekawszych historii adopcyjnych, z jakimi się spotkałem. Trochę czuję niedosyt, chciałoby się poznać szerszy kontekst. No, ale z drugiej strony zawsze stoi czyjaś prywatność. Pozdrawiam Cię, Mamo Dwójki.

    OdpowiedzUsuń
  31. Bardzo wzruszająca historia.
    Mam jednak poczucie, że bohaterka miała wiele szczęścia zostając w rodzinie. Znacznie bardziej dramatyczne są historie dzieci czekających na adopcję albo rozdzielanego rodzeństwa.
    Okropne było to, w jakich okolicznościach się dowiedziała o swoim pocodzeniu. Bo to pokazuje, że społeczeństwo jest okrutne. Nie możesz mieć dzieci - wyklęta! Adoptujesz dziecko - wytykają Cię placami! Jesteś dzieckiem adoptowanym - rówieśnicy nie dadzą Ci o tym zapomnieć!
    :( :( :(

    OdpowiedzUsuń
  32. Dzieci niestety bywają okrutne. Nie przebierają w słowach, często powtarzając to co same słyszą w swych domach. Dlatego nie odważyłabym się na zatajenie prawdy. Szczególnie tak istotne informacje powinny być jasne, by uniknąć sytuacji gdzie to "życzliwi" nas uświadamiają.

    OdpowiedzUsuń
  33. Wzruszający tekst. Czytając go przypomniałam sobie, jak moja babcia często opowiadała o "adopcjach" z czasów jeszcze wojny. Często ginęli rodzice i dziecko było przygarniane przez jakąś dalszą rodzinę, lub nawet obcych ludzi. Moja babcia znała takich historii bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
  34. Super jest móc przeczytać coś z punktu widzenia adopcyjnego dziecka.
    A tak poza tym to od początku podziwiam Was (chociaż nie wiem, czy to dobre słowo) za to że mówicie bąbelkowi, że jest adoptowany zwłaszcza, że pojawił się u Was gdy był mały i później nie pamiętałby początku swojego życia. Ale tak jak autorka tego tekstu pisze - tak chyba jest lepiej, bez okłamywania, bo przecież nie ma się czego wstydzić.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  36. Bardzo mnie wzruszył ten post. Absolutnie jestem za jawnym uświadomieniem dziecka o adopcji. Nie rozumiem po co to ukrywać? ��

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)