Spotykamy się całą rodziną z moją wieloletnią znajomą, aktualnie w siódmym miesiącu ciąży. Na tym etapie jej stan błogosławiony jest oczywiście już dość mocno zauważalny, więc Bąbel raz za razem z wielkim zainteresowaniem zerka na jej sporych rozmiarów brzuch, a w końcu wypala: "DUUUZIII !"
Pewnie zastanawia się, co też tam takiego ciocia Kasia ukrywa pod swoją dziwnie obszerną, zaokrągloną sukienką. Wygląda to trochę jak piłka (więc może będzie mógł sobie wreszcie pograć z tatą, bo słuchanie babskich plotek najwyraźniej niezmiernie go nudzi), a trochę jak ogromny arbuz (jeszcze większy od tego, który widział ostatnio w supermarkecie...tak, zdecydowanie większy...to chyba nawet największy arbuz świata! ;) )
źródło: Internet |
Mija jakiś czas, a jego zainteresowanie brzuchem wcale nie opada. Wręcz przeciwnie - wzmaga się i zaczynam nabierać podejrzeń, że już za chwilę zacznie zadzierać Kasiną kieckę do góry, żeby za wszelką cenę dostać się do tego nowego, intrygującego znaleziska ;) W końcu czuję się w obowiązku, żeby interweniować i wyjaśnić po raz któryś z rzędu : "Brzuszek cioci Kasi jest taki duży, bo jest w nim dzidzia, która niedługo się urodzi".
Młody przez chwilę trawi zasłyszaną ode mnie rewelację z niedowierzającą miną . ("Dzidzia? W brzuchu? Coś się tej mamie chyba pomyliło! Ja też jestem dzidzia, a wcale nie w brzuchu! To ewidentnie jakaś ściema...No bo co niby taka dzidzia mogłaby w brzuchu robić? W brzuchu to przecież lądują śniadanka, i obiadki, i kolacyjki - a najlepiej ciacha wszelkiego rodzaju! No chyba że dzidzia właśnie tymi ciachami się objada - ależ jej zazdroszczę tylu słodkości ! Brzuch cioci wygląda na pojemny, pewnie sporo ciastek w sobie pomieści. Ja też tam chcę! Wpuście mnie chociaż na chwileczkę, cooo?" ;) )
Widząc jego konsternację, tłumaczę dalej : " Ty też byłeś kiedyś w brzuszku u mamy, Bąbelku, zanim przyszedłeś na świat. Każdy dzidziuś najpierw jest w brzuszku u swojej mamusi."
Bąbel podchodzi do m o j e g o brzucha i głaszcze go, zahaczając przy okazji (dość boleśnie) o nierdzewną stal, którą w wieku lat -nastu przekłułam sobie pępek. "Byyyć? Tuu?" - pyta na wszelki wypadek, żeby się upewnić.
"Nie, Skarbie. Ty byłeś w brzuszku u mamusi XXX, a nie w moim. W moim być nie mogłeś, bo ja miałam bardzo chory brzuszek."
"AŁA-ŁA-ŁA-ŁA !!!" - pokrzykuje Bąbel, bo właśnie z takim okrzykiem widocznie mu się choroba mojego brzuszka kojarzy. Jednak po chwili dotyka moich wklęsłości ponownie i nawija: "Bzusio zdlowi. Ja być tuuuu! Mamisi bzusio!"
No i jak tu takiemu wytłumaczyć, że poza mną była jeszcze inna mama? Na razie to ja jestem dla niego tą jedyną, znaną, bezpieczną...Wzruszam się jak cholera, a jednocześnie trochę obawiam momentu, kiedy wreszcie zrozumie ...
źródło: Internet |
Widząc jego konsternację, tłumaczę dalej : " Ty też byłeś kiedyś w brzuszku u mamy, Bąbelku, zanim przyszedłeś na świat. Każdy dzidziuś najpierw jest w brzuszku u swojej mamusi."
Bąbel podchodzi do m o j e g o brzucha i głaszcze go, zahaczając przy okazji (dość boleśnie) o nierdzewną stal, którą w wieku lat -nastu przekłułam sobie pępek. "Byyyć? Tuu?" - pyta na wszelki wypadek, żeby się upewnić.
"Nie, Skarbie. Ty byłeś w brzuszku u mamusi XXX, a nie w moim. W moim być nie mogłeś, bo ja miałam bardzo chory brzuszek."
"AŁA-ŁA-ŁA-ŁA !!!" - pokrzykuje Bąbel, bo właśnie z takim okrzykiem widocznie mu się choroba mojego brzuszka kojarzy. Jednak po chwili dotyka moich wklęsłości ponownie i nawija: "Bzusio zdlowi. Ja być tuuuu! Mamisi bzusio!"
No i jak tu takiemu wytłumaczyć, że poza mną była jeszcze inna mama? Na razie to ja jestem dla niego tą jedyną, znaną, bezpieczną...Wzruszam się jak cholera, a jednocześnie trochę obawiam momentu, kiedy wreszcie zrozumie ...
źródło: Internet |
Ja z całego serca polecam książkę "Jeśli bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci", jest tak cudownie a zarazem tak prostym językiem napisana, że chyba każde dziecko przekaz zrozumie. Mnie ona wzrusza do łez! :)
OdpowiedzUsuńMamy, mamy :) I jeszcze kilka innych pozycji, które mogą okazać się bardzo pomocne (w tym również moje autorskie, amatorskie bajko-pisanie, zaliczone w trakcie kursu adopcyjnego ;) )
UsuńWzruszyłam się bardzo...serio...ale z nieco innego powodu niż by się wydawało...otóż uważam,że TO co jest między Wami jest jedyne w swoim rodzaju,niepowtarzalne,piękne...Jesteś super mamą!myślę, a wręcz jestem pewna, że Twój stnek kiedyś to bardzo mocno doceni...♡
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Jam też wzruszona, więc trudno mi cokolwiek więcej napisać :)
UsuńOj, jak ja Cię doskonale rozumiem.
OdpowiedzUsuńU nas tez pojawiają się pytania o brzuch, o to dlaczego Hania nie była w moim brzuchu. Kiedy mówię jej, że nie mogła być w moim brzuchu mówi, że była i koniec...Jeszcze nie padło pytanie o to kto mnie urodził, ale w czyim brzuchu byłam...
Ostatnio mnie zatkało jak Haniula zapytała mnie, gdzie ona była jak ją szukaliśmy. Pierwszą myślą było, że w innym domu, a ona na to "nie nie, ja byłam w kokonie i na was tam czekałam".Czytamy od jakiegoś czasu "Bardzo głodną gąsienicę" i stąd pewnie te skojarzenie.
Bardzo żałuję, że nie mogłam jej urodzić, bardzo!
O ile prostsze byłoby jej życie.
P.S. My też już czytamy "Skąd się biorą rodzice..." i "Jeśli bocian nie przyleci..."
Ależ ta Wasza Hania to mądra dziewczynka! Na takie skojarzenie z kokonem chyba nawet sama bym nie wpadła, aczkolwiek pod wieloma względami wydaje mi się ono niesamowicie trafne. ("Gąsienicę" też czytamy, więc może nawet wykorzystam ten patent, kiedy przyjdzie pora na kolejną rozmowę :) )
UsuńI jest wielka prawda w tym, co piszesz. W tym przypadku wcale nie chodzi o nas i o nasze życie - o to, że adopcja może nam coś tam skomplikować, utrudnić, narazić nas na jakieś durne teksty czy niezrozumienie ze strony otoczenia. Tu chodzi tylko i wyłącznie o nasze dzieci - i o to, żeby na nich i na ich psychice się to zbyt mocno nie odbiło...
Jesli od malutkiego pewne sprawy traktuje sie jako cos naturalnego i o poczatku o tym mowi to dla dziecka jest to potem tak samo zwyczajne. Zawsze bedziesz jego mama i super postepujesz a on to zrozumie.
OdpowiedzUsuńMam wielką nadzieję, że w przyszłości faktycznie okaże się to wszystko dla Bąbla tak naturalne, proste i nieskomplikowane. Chciałabym oszczędzić mu dodatkowych zawirowań, a jednak gdzieś w głębi czuję, że okażą się one nieuniknione.
UsuńOd małego przyswajane sprawy lepiej zaakceptować. Ja napisze bardziej na wesoło w tym temacie kiedy moja bratowa miała bardzo pokaźny brzuch dziecko kuzyna podeszlo zaciekawione po standardowym tekście ciocia ma dzidziusia w brzuszku ten wpadł w krzyk bo ona go zjadła 😍 no tak ze tego.... Przemo mu ostatnio z przedszkola przyniósł że się dowiedział że jak się przytula do taty to powstaje dziewczynka😋 a nie wie jeszcze jak powstaje chłopczyk bo koleżanki nie wiedzą do końca ...
OdpowiedzUsuńHahaha, uśmiałam się ! :) No to musisz go chyba sama uświadomić w kwestii chłopca, skoro koleżanki nie wiedzą - odpowiedzialne zadanie przed Tobą ;)
UsuńI jak tu nie uważać, że adopcja to coś cudownego? :) Poznałam ostatnio osobę, której ciocia adoptowała bliźnięta, miałam nawet okazję poznać osobiście jednego z tych adoptowanych chłopców. I doszłam do wniosku, że takiego fajnego, pomocnego i kulturalnego kuzyna każdy by chciał mieć :)
OdpowiedzUsuńAnna-Róża
Adoptowane dzieci są takie, jak wszystkie pozostałe. Zdarzają się i te o bardzo trudnym, skomplikowanym charakterze, do których niesamowicie ciężko dotrzeć - i te pogodne, towarzyskie, wesołe, z których można czytać jak z otwartej książki. Nie ma reguły, każdy z nas jest inny - czy biologiczny,czy adoptowany :)
UsuńPrzed nami takie same rozmowy, też targają mną różne obawy, jak to będzie.
OdpowiedzUsuńNa potrzeby Smerfa, już prawie rok temu, wytłumaczyłam mu, że "mamusia urodziła go w serduszku" i pokazywałam na swoje serce. Dziś na pytanie "gdzie mamusia Cię nosiła/urodziła?" wskazuje palcem na serducho.
Nie tak dawno jedna z cioć urodziła "dzidzię", a wcześniej prawie codziennie Smerf oglądał brzucho, w którym owa dzidzia była schowana. Na pytanie, gdzie była dzidzia pokazuje na brzucho, ale na pytaje, gdzie był Smerf wskazuje serce i mówi "tu". Jednocześnie wie, że też był w innym brzuchu, bo często mu to mówię. Na chwilę obecną chyba takie tłumaczenie mu wystarcza.
Z tym chorym brzuchem to inny znany trzylatek, jak tłumaczyłam mu skąd pojawił się Smerf, zalał się łzami. Wszak nie tylko naszym pociechom jest trudno to zrozumieć, ale ich kolegom i koleźankom też - a temat powraca i powracać będzie, dopóki będą w otoczeniu małe dzieci.
Buziaki dla Was :*
Pięknie Smerfikowi o tym wszystkim opowiedziałaś - a On jako bardzo mądry chłopiec świetnie sobie przyswoił :) Na pewno jeszcze niejedna dyskusja Was (i nas) czeka w tym temacie - ale najważniejsze, że my same nie mamy oporów, żeby o tym mówić (bo znam jedną parę rodziców adopcyjnych, którym samo słowo "adopcja" staje ością w gardle - a co dopiero inne wyjaśnienia brzuszkowo-serduszkowe...)
UsuńNo tak, ten temat pojawia się szybciej niż nam się wydaje. Dlatego ja już też mówię Fruzi o serduszku, chociaż ona na razie w ogóle nie kuma, o co mi chodzi. Aż pewnego dnia się zdziwię.
OdpowiedzUsuńNie mamy w zasadzie wyjścia - musimy mówić, jak jest (oczywiście w przystępny i uproszczony sposób), żeby właśnie potem było łatwiej. Tak sobie to tłumaczę. Dzieci wychowywane w biologicznych rodzinach też mają swoje małe, dziecięce traumy, z którymi i one irodzice muszą sobie jakoś radzić. Fajnie, że rozmawiasz w taki sposób z Bąblem. To kiedyś zaprocentuje, jestem tego pewna.
Tak też sobie myślę, że w każdej rodzinie są jakieś tematy trudne i określane przez niektórych jako "tabu", które być może łatwiej byłoby ominąć i wcale ich nie poruszać. Ale osobiście uważam, ze takie "omijanie" odbywa się zwykle ze szkodą dla dziecka - nawet jeśli osobom dorosłym jest z tym wygodniej. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej dla wszystkich, jeśli dany temat zostanie przepracowany i rozłożony na czynniki pierwsze, a nie upchnięty i zapomniany jak ten przysłowiowy "trup w szafie" - bo prędzej czy później i tak wypłynie, w najmniej odpowiednim dla nas momencie.
UsuńA bralas uwagę, by nie mówić synkowi, ze był adoptowany?
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że to pytanie zadałaś serio. Nie ma na świecie rodziny, której członkowie czuli się szczęśliwsi dzięki takiemu "rozwiązaniu" problemu. Wszystkie tego typu historie, gdzie rodzice ukrywali przed dzieckiem jego pochodzenie, są dramatem i cierpieniem dla tych dzieci. Nie mówienie prawdy w takim przypadku też jest kłamstwem i w momencie przypadkowego odkrycia, które prędzej czy później nastąpi, młody człowiek traci wszelkie zaufanie do rodziców adopcyjnych, biologicznych i całego otaczającego go świata. O tym wiadomo od dawna. O tym mówią wszystkie książki i filmy. A Twoje pytanie trąci mi żartobliwą prowokacją ;) :)
Usuńt.vik, zgadzam się z każdym słowem!!!
UsuńMam w bliskim otoczeniu dwa przypadki, kiedy próbowano ukryć fakt adopcji. Jeden z nich dotyczy mojej kuzynki. Miała trzynaście, może czternaście lat i pokłóciła się o coś z mamą. Kłótnię słyszała przez ścianę sąsiadka (blok z wielkiej płyty...) i następnego dnia, spotkawszy kuzynkę na klatce schodowej, wypaliła jej coś w stylu "Wiesz, Ewcia (imię zmienione), nie musisz słuchać tej pani, bo to nie jest twoja prawdziwa mama. Zabrała cię z sierocińca, jak byłaś mała". Reakcji kuzynki chyba nie muszę opisywać. PRZENIGDY nie chciałabym, żeby moje dziecko musiało stawić czoła takiej sytuacji...
Są pewne sytuacje życiowe, kiedy rzeczywiście można mieć dylemat czy powiedzieć dziecku o tym, że nie jest się jego prawdziwym rodzicem. Pewien człowiek (nazwijmy go >>K<<)ożenił się i skonsumował swoje małżeństwo, po czym urodziło im się dziecko. Po mniej, więcej dwóch latach jego żona udała się na dłuższą "chwileczkę zapomnienia" z jego szwagrem (mężem siostry), po czym urodziło im się drugie dziecko. >>K<< nie wiedział o lewym romansie swojej żony, ale kiedy tylko zobaczył noworodka, od razu zobaczył w nim szwagra. Wszyscy inni też, ale nikt nic nie mówił. >>K<< wybaczył żonie, bo kochał ją wybitnie, co potwierdziło ich dalsze kilkudziesięcioletnie pożycie. Ale co w takim przypadku z dzieckiem? Powiedzieć, że nie jest się jego prawdziwym ojcem? Przemilczeć? Kiedyś i tak się wyda, ale jeśli powiedzieć, to kiedy? W jakim wieku dziecka? W takim przypadku chyba nie ma dobrego momentu. Sam miałbym straszny dylemat. >>K<< był moim wujkiem, miał dwie siostry. Mąż młodszej jest ojcem jego dziecka. Starsza jest moją matką. Mój "kuzyn", który stał się nim przez pewnego rodzaju adopcję (a raczej akceptację), nigdy nie szanował swoich rodziców. Nie wiem czy jakąś drogą dowiedział się o swoim pochodzeniu, czy raczej czuł w dzieciństwie, że ta akceptacja nie jest pełna. Stoczył się i unieszczęśliwił swoje dzieci.
UsuńPrawda jest jednym z najważniejszych czynników budujących więzi w rodzinie, a my-rodzice mamy obowiązek nauczyć jej nasze dzieci, choćby ta prawda była bardzo bolesna.
A w przypadku normalnej adopcji, co rodzice mają do stracenia? Dokładnie nic! :)
Pozdrawiam.
Megi, ja też mam nadzieję, że nie pytasz poważnie :)
UsuńPo pierwsze - rezydujemy w miejscowości liczącej sobie niespełna tysiąc mieszkańców i chyba naprawdę w tak niewielkiej społeczności musiałabym ze świecą szukać osoby, która jeszcze nie dowiedziała się (lub sama nie domyśliła), że Bąbel jest adoptowany. Więc on jeden miałby o tym nie wiedzieć? Albo dowiedzieć się kiedyś przypadkiem od jakiejś postronnej, "życzliwej" duszyczki?
Po drugie - w mojej naturze leży raczej, żeby wykładać kawę na ławę i nawet o sprawach trudnych mówić wprost - czy to dotyczy osób dorosłych, czy dziecka (z tym że w przypadku dziecka - bardziej delikatnie, rozsądniej i lepiej zastanawiając się nad doborem właściwych słów).
Po trzecie - jak byśmy się czuli, gdybyśmy od początku budowali nasze relacje z Bąblem na kłamstwach i niedomówieniach? Uwierz mi, że nie byłoby nam z tym dobrze - i wyrzuty sumienia chyba by nas w końcu zżarły.
A po czwarte - nasz Synek (tak jak i każdy inny człowiek) ma prawo znać swoją historię, swoje pochodzenie, posiadać choćby szczątkową wiedzę na temat własnych korzeni. Czy będzie chciał ten temat w przyszłości nadal drążyć - zależy już tylko od niego. Ale my musimy dać mu ten wybór i taką możliwość.
Mój jak się dowiedział, że był kiedys w brzuszku to spytał "Zjadłaś mnie? ".
OdpowiedzUsuńAch, te dzieci... ;)
UsuńMoze jeszcze za maly jest,zeby to wszystko zrozumiec? Mozesz poszukac tematycznych ksiazeczek o adopcji, napewno takie sa. Moze to pomoze zrozumiec, przyblizyc temat?
OdpowiedzUsuńDzieci maja przerozne wyobrazenia o ciazy i przychodzeniu na swiat. moi chlopcy ( 8 i 9 lat) mieli wczoraj swietna dyskusje ze starsza siostra( 11) - klocili sie o to,czy jak blizniaki rodza sie jeden po drugim a nie rownoczesnie to sa blizniakami czy nie ? :)
No oczywiście, ze jest jeszcze za mały - tym postem i rozważaniami w nim zawartymi wybiegam trochę w przyszłość :)
UsuńKsiążeczek odnośnie adopcji mamy u siebie już całkiem pokaźny stosik, który w najbliższym czasie znów się powiększy, ponieważ ostatnio trafiłam w necie na kolejne interesujące propozycje :)
Czytając Twojego bloga mam nieodparte wrażenie, że jak przyjdzie TEN właściwy moment, to poradzisz sobie z tym pytaniem:)
OdpowiedzUsuńCzego oczywiście z serca życzę!
Obyś miała rację :) Teoretyczną podbudowę mam chyba niezłą po tylu warsztatach w ośrodku adopcyjnym i dziesiątkach przeczytanych "lektur obowiązkowych" - a jak mi to wszystko wyjdzie w praktyce, czas pokaże :)
UsuńPowiem Ci, że to wspaniale, że już takiemu maluchowi mówisz prawdę! W naszej rodzinie i wśród znajomych było kilka rodzin adopcyjnych i tylko jedni powiedzieli córce prawdę! Dziewczyna wiedziała od małego nigdy nie miała z tym problemu, miała tłumaczone, że "jak mamusie rodzą to nie wybierają dziecka, a mama Cie wybrała, bo serce mi tak powiedziało." potrafiła bez problemu odpowiadać na zaczepki innych dzieciaków, bo dzieci są czasem okrutne. W pozostałych przypadkach kiedy dzieci przekonane były o tym, że są biologicznymi dziećmi, towarzyszy strach. Czy nie znajdzie papierów adopcyjnych, czy ktoś uprzejmy nie doniesie. Problem pojawił się gdy ojciec potrzebował szpiku i córka chciała być dawca, na szczęście dla nich okazało się ze brat możee być dawca i córki nie badali, ale wtedy przeżyli horror bo córka 20 lat nic nie wie. Osobiście nie wyobrażam sobie innej możliwości niż prawda! Powodzenia:*
OdpowiedzUsuńNapisało się z innego konta, niż zazwyczaj, tu Lilma ;)
UsuńO matko, dla mnie taka sytuacja też jest absolutnie nie do pomyślenia ! Chyba przez całe życie czułabym się jak na beczce prochu, gdybym musiała tak istotny fakt przed swoim dzieckiem ukrywać. Naprawdę trudno mi zrozumieć osoby, decydujące się na takie wieloletnie udawanie i maskaradę.
UsuńBardzo wzruszające to co napisałaś... Aż zabrakło mi słów.
OdpowiedzUsuńMi też w pewnym momencie zabrakło - i może lepiej, bo w przeciwnym razie ten post mógłby nigdy się nie skończyć...Temat-rzeka.
UsuńPrzed Wami jeszcze wiele takich rozmów... Podziwiam Was naprawdę, i wielokrotnie to pisałam! Jesteście tak cudowni, że nawet Was nie znając pałam do Was ogromną sympatią ! :* Dużo uśmiechu Wam życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale naprawdę nie ma za co podziwiać :) Niczym sobie na to nie zasłużyliśmy :)
UsuńTo wzruszajace, jak dla Babla jestes calym swiatem, najwazniejsza osoba... Nic przed nim nie ukrywacie, od poczatku traktujecie adopcje naturalnie, wiec miejmy nadzieje, ze i on przyjmie to jako cos zupelnie normalnego. :)
OdpowiedzUsuńNarazie to dla niego abstrakcja, ale to u dzieci normalka. Nie dalej niz wczoraj, moja wydawaloby sie, juz "duza" corka, sie ze mna wyklocila. O co? M. spytal o wyslanie kwiatow naszym mamom na Dzien Matki. Bi sie zdziwila, bo u nas juz po tym swiecie. Zaczelam wiec tlumaczyc, ze babcia E. to moja mama, a babcia D. to mama taty. O matko! Nie spodziewalam sie takiego buntu! Bo jak to?! Mama to mama, tata to tata, a babcia to babcia, a nie niczyja mama! ;) A myslalam, ze 5-latek juz powinien mniej wiecj rozumiec rodzinne koligacje. :)
No tak, trzeba się chyba przyzwyczaić, że percepcja dzieci i ich sposób postrzegania świata jeszcze przez jakiś czas nie będzie taki, jak nasz (a w sumie to chyba nigdy nie będzie, bo przecież i tak każde wyrośnie na wielkiego indywidualistę) ;)
UsuńJa też się wzruszyłam... Boję się, że kiedy moje (przyszłe) dziecko zacznie pytać o "brzuszkowe" sprawy, to nie będę się mogła pozbyć poczucia winy, że to nie ja dałam mu życie...
OdpowiedzUsuńAle to NIE JEST Twoja wina - wiesz o tym, prawda ? Nikt sobie niepłodności sam nie wybrał i niczym sobie na nią nie zasłużył. Poczucie winy moim zdaniem mogą mieć ci, którzy usiłują zataić przed dzieckiem prawdę.
UsuńWzruszyłam się bardzo. Buziaki.
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze się nie znamy :) Zaraz Was sobie trochę podejrzę ;) Pozdrawiam.
UsuńPytania będą to normalne. Najważniejsze aby przedstawić dziecku ta sytuację jak coś właśnie normalnego. Ty jako matka będziesz wiedzieć jak to wytłumaczyć :)
OdpowiedzUsuńChętnie o tym przeczytam bo i mnie (nas) będzie czekać być może taka rozmowa. Pozdrawiam
Nie bez powodu post zatytułowałam jako "part 1". Jestem przekonana, że wkrótce pojawią się kolejne rozmowy i kolejne części, które na pewno tu opiszę. A Wam życzę powodzenia i...wielkiej cierpliwości w oczekiwaniu :*
UsuńLatwo nie bedzie.... ale zdrowe, normalne podejscie jest nawazniejsze!
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach bezplodnosci adopcja to juz dzieki bogu nie stygmat tylko mniej badz wiecej normalnosc. Mysle, ze to podobnie jak z uswiadamianiem- pasownie do wieku dozuje sie informacje az do pelnej wiadomosci. Jestem pewna, ze z Wasza dojrzaloscia i miloscia do Babla dacie sobie rade!
Pozdrawiam serdecznie!