wtorek, 20 października 2015

Scenki "z życia szkoły".

Moja szwagierka ma 15 lat. Trzecia klasa gimnazjum. W jej szkole dzieciaki zaglądają sobie nawzajem do portfeli (dosłownie, nie w przenośni) i sprawdzają, kto ma więcej pieniędzy. Tych z najniższym kieszonkowym wyzywa się od "biedaków", "dziadów" i "żebraków". Ci w butach z ubiegłego sezonu nie mogą liczyć na żadne towarzystwo w szkolnej ławce, a przerwy spędzają samotnie pod drzwiami klasy, wyszydzani przez dumnych posiadaczy najnowszego modelu Nike Air Max za - bagatela - 400 złotych.

Jeśli nie stać cię na klasową zagraniczną wycieczkę - znajdujesz się na straconej pozycji, z góry skazany na ostracyzm i wykluczenie. Jeśli twoi rodzice nie mają własnego "biznesu", nie zajmują wysokich stanowisk w trzęsącej całą okolicą spółce i nie kupują ci najbardziej "wypasionych" smartfonów, iPodów, iPadów czy co tam jeszcze jest aktualnie na topie - jesteś zerem. Jeśli przyjęcie urodzinowe urządzasz w domu, a nie w jakimś modnym miejscu na mieście czy w centrum handlowym - wiadomo, że nikt z twojej klasy się na nim nie pojawi.

Ktoś powie : "Przecież szkołę zawsze można zmienić". Niestety to jedyny przybytek w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, w którym A. może na poważnie trenować ukochany przez siebie sport. Nie zrezygnuje. Czasami za marzenia trzeba płacić naprawdę wysoką cenę.

A zresztą, przykłady z innych placówek też można mnożyć...

Córka mojej kuzynki. Lat 13. Jej najlepsza koleżanka już trzeci raz trafia do szpitala odwodniona i w stanie skrajnego wycieńczenia. Postanowiła już nie tylko nie jeść, ale i nie pić. Zbyt często słyszała od dzieciaków z klasy, że jest brzydka, gruba, że "straszny z niej tłuścioch". Zbyt często doznawała przykrości od anorektycznie chudych, wymalowanych lolitek, które już teraz pretendują do tytułu Miss Świata i robią karierę w modelingu. Zbyt często na Fejsa znajomych trafiały jej przerobione w Photoshopie zdjęcia - okrągła buzia z grzywką plus doczepiony do niej świński tułów.

I jeszcze córka sporo od nas starszej znajomej. Lat 16. Od niej chłopak zażądał tak zwanego "dowodu miłości" - a kiedy odmówiła, postanowił z kolegami zamienić jej życie w piekło. Od tamtej pory na wszystkich okolicznych murach tylko jej nazwisko - w zestawieniu z najbardziej wulgarnymi epitetami, jakie można sobie wyobrazić (choć przecież na ich szkolnym gruncie nie są one niczym niezwykłym i funkcjonują na porządku dziennym). 

***

Może ja jestem jakaś "niedzisiejsza". Czasami zdarzało mi się rzucić okiem na któryś odcinek TVN-owskiej "Szkoły" i byłam przekonana, że każdy z przedstawionych tam epizodów to tylko wymysł (chorego umysłowo ?) scenarzysty. Wychodzi jednak na to, że takie rzeczy zdarzają się naprawdę. Może i NIE WSZĘDZIE, ale moim zdaniem nie powinny dziać się NIGDZIE

I może zabrzmi to jak utyskiwanie zgryźliwej, stetryczałej staruszki...Dla jasności dodam, że lat mam - aż? tylko? - 29...No dobra, napiszę to...ZA MOICH CZASÓW takie rzeczy były po prostu nie do pomyślenia !

Nie takiej szkoły chcę dla swojego dziecka. 
Nie takiej grupy rówieśniczej. 
Nie takiego świata.


34 komentarze:

  1. To co piszesz jest przerażające! Mam nadzieję, że w małych miastach jest lepiej, choć pewnie to tylko moja nadzieja,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisywane przeze mnie wydarzenia mają miejsce w mieście około 70-tysięcznym, czyli też niezbyt wielkim. U nas na wsi szkól nie ma wcale, a w pobliskim malutkim miasteczku sytuacja - z tego co wiem - jest pod wieloma względami bardzo podobna...

      Usuń
  2. Niestety taka jest rzeczywistość na którą się godzimy. Ludzie są bardzo roszczeniowy, nikt w szkole nie mówi o obowiązkach tylko prawach ucznia, rodzica. Brak szacunku i wychowania to podstawowy problem w szkolnictwie. Rozpoczynając pracę w 2003 roku w krużganku oświaty inaczej to sobie wszystko wyobrażałam, życie weryfikuje to rok rocznie. Pociesza mnie tylko fakt, że pracuję w szkole podstawowej i te sytuacji o których wspomniałaś na razie nas omijają. Ale co będzie za 5-10-15 lat, to wielka niewiadoma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra też pracuje w podstawówce i często opowiada, że "jej" dzieciaki są w większości bardzo fajne, bystre, chętne do nauki i pomocy, współodczuwające... Za to rodzice, czasami szkoda gadać...Tak jak piszesz - mega roszczeniowi, kompletnie zamknięci na jakiekolwiek sugestie, albo do granic absurdu przewrażliwieni na punkcie swoim i swoich dzieci, albo odwrotnie - pojawiający się w szkole tylko wtedy, kiedy zostaną wezwani oficjalnym pismem.

      Więc może w sumie nie ma się co dziwić, że przy takiej postawie dorosłych ludzi dziecko się w końcu "psuje" i z tego fajnego, bystrego itd. ucznia podstawówki staje się potem dręczącym gimnazjalistą - materialistą...

      Usuń
  3. Bardzo mi bliskie to co piszesz. Kiedy słyszę takie historie od przyjaciół i rodziny, głos mi się na głowie jeży i jakiś smutek mnie ogarnia. Ale potem staram się nadać sprawom odpowiednią wagę. Tak już jest, że zło dobrze się "sprzedaje". Dlatego jedna zwyrodniała historia przemawia do nas i zapada w pamięć bardziej niż dwadzieścia przeciętnych. Chcę wierzyć, że taka jest rzeczywistość. Bardziej normalna niż wypaczona.

    Co nie znaczy, że zamykam oczy na to co mi się nie podoba. Uważam, że ważne jest aby w skrajnych sytuacjach reagować. Nie zamiatać problemu pod dywan w nadziei, że sprawa rozejdzie się po kościach. Szukać wsparcia u innych rodziców, nauczycieli dyrekcji, a jak trzeba to kuratorium. Grunt, żeby działać. Pokazać dziecku, że nie wolno w takiej sytuacji przyjmować biernej postawy.

    A co do porównywania się... bogatszych vs biedniejszych, popularnych vs nieakceptowanych, wykluczania tych odstających... za moich czasów;) było podobnie. Myślę, że tak naprawdę wiele się w tym względzie nie zmieniło. Młodzieżą i dziećmi targają te same instynkty. Może tylko w zglobalizowanym świecie pełnym lajków, tweetów, snapchatów, intagramów bardziej rzuca się to w oczy i ma większą siłę rażenia. I chyba jedyne co można zrobić jako rodzic, to starać się budować w dziecku zdrowe poczucie własnej wartości i godności. Otaczać czułością, serdecznością i akceptacją, budując poczucie, że świat jest przyjaznym miejscem, ale też siłę do zmierzenia się z przeciwnościami. Uczyć, że nie zawsze warto podążać za tłumem. Zawsze natomiast warto postępować w zgodzie z sobą.

    Pozostaje wierzyć w "nasze" dzieci, ufać że są bardziej kompetentne niż czasem nam się wydaje i z wieloma sytuacjami dadzą sobie świetnie (co nie znaczy, że całkiem bez bólu) radę. Przed wszystkim nie damy rady ich ochronić. Ale jeśli damy im bezpieczny, kochający dom, pomożemy im zbudować wewnętrzne poczucie "sprawczości" to same sobie z wieloma trudnościami poradzą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Uczucia Niechciane - Amen, zgadzam się z tobą...

      Usuń
    2. Ja też się w dużej mierze zgadzam. A z drugiej strony uważam, że w pewnym wieku zdanie rówieśników najczęściej okazuje się jednak ważniejsze niż zdanie rodziców (zwłaszcza jeśli jest to okres buntu wobec tych ostatnich). I nawet jeśli wyposażymy nasze dziecko we wszystkie te piękne rzeczy to czasami jedna głupia uwaga kolegi czy koleżanki jest w stanie kompletnie zachwiać (jeszcze nie do końca poukładanym) światem młodego człowieka oraz bardzo szybko zburzyć to, co udało nam się w domu zbudować. Co oczywiście nie znaczy, że mamy przestać budować :) - moim zdaniem kolejne cegiełki trzeba dokładać już od pierwszych miesięcy/lat życia dziecka, żeby zaowocowało to w przyszłości budowlą o silnych fundamentach.

      Usuń
    3. Jak to mówią "wychowanie dzieci jest bardzo łatwe dopóki się ich nie ma";) Ja mam często - tak mi mówią najbliżsi - zbyt idealistyczne podejście do świata. Masz rację z tą grupą rówieśniczą, no i jeszcze jest gimnazjum, które też dużo namieszało w porównaniu z moimi czasami... Teraz tak się "mądraluję" bo osobiście nie nam wpływu na tę szkolną rzeczywistość. Jak przyjdzie co do czego, chcę wierzyć, że coś mi zostanie z moich ideałów. Z kolei cytat z początku sugeruje, że mogę się nie raz zdziwić;) Życie pokaże...

      Usuń
    4. Taaaa, też tak sobie myśleliśmy, że łatwe i że świetnie sobie ze wszystkim poradzimy, zanim jeszcze Bąbel pojawił się w naszym życiu ;) Niestety niektóre rzeczy nawet przy tak małym Szkrabie nas przerastają i często wygląda to tak, że swoje wcześniejsze ideały możemy sobie jedynie w buty wsadzić, bo rzeczywistość wygląda już zupełnie inaczej i zdecydowanie mniej wzniośle ;)

      Usuń
  4. ja mam 28 i pamiętam że już u nas było podobnie choć na wsi jest troszkę inaczej, Ale już te buty markowe, plecaki wchodziły... A teraz strach sie bać i co będzie za dwa, trzy lata kiedy Młody znajdzie się w szkole?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kończyłam gimnazjum w bardzo małym miasteczku, w którym niemal wszystkie dzieci ubierało się na tzw. "bazarku", ponieważ nie było jeszcze wtedy w okolicy żadnych galerii handlowych, że o zakupach przez internet nie wspomnę (większość z nas nie posiadała nawet w domach tego cudownego wynalazku). Miałam wprawdzie dwie dość zamożne koleżanki, które bywały z rodzicami na "szopingach" w większych miastach, przywoziły stamtąd ubrania z drogą metką i trochę się w związku z tym "puszyły", ale było to jednak zjawisko marginalne - aktualnie natomiast stało się wśród dzieci i młodzieży bardzo powszechne.

      Usuń
    2. No i masz rację - strach się bać...

      Usuń
  5. Jest to przerażające, niemniej jednak prawdziwe... choć w szkole, w której nauczam tego na szczęście nie ma - raczej panuje rodzinny klimat między uczniami czy uczniami-nauczycielami. Z powodów, o których piszesz, Kochana, coraz więcej rodziców decyduje się na nauczanie domowe. Oczywiście są tego plusy i minusy.

    Czy kiedyś tego nie było? Było, ale w inny sposób. Pamiętam jak ja jeszcze w wieku dwudziestu kilku lat walczyłam z kompleksami, których korzenie sięgają SP. Byłam bardzo lubianą osobą - chciałam też, żeby wszyscy mnie lubili. I doszła do naszej klasy dziewczyna, której nie podobały się moje zęby - nieproporcjonalnie rosłam i w pewnym momencie ich wielkość była bardziej widoczna. Teraz mimo, że do małych nie należą, to tak się nie rzucają w oczy. Wszelkie interwencje moich rodziców kończyły się jeszcze większym ośmieszaniem i wyzywaniem mnie od końskich mord. Miłe to nie było. Teraz niestety jest to nieszczęsne gimnazjum (ja robiłam 8-klasową SP) i ni to dzieci ni to dorośli i zaczyna się dziki wyścig itp. Pamiętam jak kiedyś jechałam autobusem i wsiadła dziewczyna - śliczna, szczupła, wysoka, brązowa - efekt solarium w krótkiej bluzeczce, że pępek było widać, no i w biodrówkach. Wyglądała na 28 lat. Kilka przystanków później wsiada jej koleżanka, zaczynają rozmawiać i wyjmują książkę - biologia do 1 gimnazjum! Uwierz, moja szczęka obiła podłogę w autobusie i zrobiła dziurę! Poza tym dziewczyny napatrzą się w dzieciństwie na te lalki Barbie itd. to potem w głowie się przewraca. A młodzież potrafi być uszczypliwa. Nie rozumieją konsekwencji negatywnych zachowań. To wszystko jest strasznie pogmatwane - można by było sporo o tym pisać..

    Reasumując, czasy się zmieniły i zmieniają dalej. Może w końcu na lepsze..

    Ściskam Was mocno! :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się wydaje, że reforma wprowadzająca gimnazjum niczego dobrego nie przyniosła. Byłam wprawdzie pierwszym rocznikiem gimnazjalnym (eksperymentalnym ;) ) , ale wtedy przynajmniej w moim odbiorze nie było to postrzegane jako wejście w przyspieszoną "dorosłość". Szczerze mówiąc nikt z moich znajomych nie miał na to specjalnej ochoty, bo wiązało się z mieszaniem klas, nowymi nauczycielami, koniecznością ponownej aklimatyzacji - generalnie ze sporym stresem...Teraz natomiast wydaje mi się, że młodym ludziom całe to gimnazjum zbyt mocno uderza do głowy (a razem z nim woda sodowa) - bo tacy się już czują dorośli, niezależni, dojrzali - a tak naprawdę o dojrzałości można mówić w tym wieku EWENTUALNIE na poziomie fizycznym...

      Usuń
  6. To, co piszesz jest przerażające, ale niestety prawdziwe. M. in. z tego powodu Mąż po rocznej przygodzie ze szkołą zrezygnował z kolejnej propozycji. Ogarniał młodzież, ale nie był w stanie niczym jej zainteresować. A wiem, że potrafi.
    Jak 10 lat temu zaczynałam pracę (a mam kontakt ze szkołami) fantastycznie współpracowało się ze szkołami wiejskimi. Niestety w tej chwili nie widzę różnicy (jeśli mówimy o gimnazjum).
    Wobec takich informacji często zastanawiam się, jak wychować dziecko, żeby sobie poradziło w tym dzisiejszym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, że zainteresować bardzo trudno. Z uwagi na szwagierkę miałam okazję poznać kilka osób w wieku gimnazjalnym - jej koleżanek i kolegów - i są to najczęściej dzieciaki totalnie zamknięte w swoim świecie, ograniczonym do wszystkich tych "fejsbuków", "tłiterów", "snapczatów"...Oni nawet nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać - jedynie półsłówkami,na moment wyciągając z uszu słuchawki albo odrywając się od pasjonującej gry na swoim smartfonie. No ale nic dziwnego, skoro żyją przede wszystkim wirtualnie, a tam nie potrzeba wielu słów - wystarczy odpowiedni emotikon...

      Ja też zastanawiam się już teraz, chociaż Bąblowi do rozpoczęcia edukacji jeszcze kilka ładnych lat zostało - może właśnie do tego czasu uda mi się coś sensownego wymyślić...

      Usuń
  7. A co planujesz Bablowa Mamo? Przeprowadzke czy wozenie dziecka do innej szkoly? Bo jak dla mnie to horror...

    Sa normalniejsze szkoly, gdzie jednak dyrekcja i nauczyciele, staraja sie jak moga wychowywac uczniow, a nie tylko przechowywac... smutne, ze takich historii jest wiele. Za naszych czasow to nauczyciel mogl uderzyc ucznia, wyrzucic go ze szkoly, za poparciem dyrekcji itd. Rygor byl zbyt duzy, nie popieram przemocy. Lecz respekt do nauczycieli byl, mimo wszystko. Teraz swiat stanal na glowie...

    Zawsze jeszcze mozna uczyc dziecko w domu. Moze nie bedzie wtedy za bardzo zsocjalizowane, ale napewno nie zazna zla ze strony rowiesnikow ani obojetnosci na nie ze strony nauczycieli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny, o których piszę (szwagierka i dwie pozostałe) JUŻ są wożone (bądź same dojeżdżają) do szkół w innej miejscowosći - bo w naszym pobliskim miasteczku nie dość, że wszystkie te zjawiska mają podobne nasilenie, to jeszcze poziom nauczania znacznie niższy, beznadziejny wręcz...

      Osobiście nie wiem jeszcze, co planuję. Na początek pewnie postaram się z odpowiednim wyprzedzeniem poszukać jakiejś sensownej placówki. Edukacja domowa jest dla mnie ostatecznością - ale jeśli ta "socjalizacja" ma przebiegać w takim kierunku jak opisany, to chyba lepiej, żeby wcale nie miała miejsca (albo żeby nie odbywała się w szkole, tylko w innych okolicznościach)...

      Usuń
  8. Współczuję serdecznie takiego "poziomu" edukacji i interakcji.
    Gimnazjum w ogóle niestety jest koszmarnym czasem w życiu młodego człowieka.
    U nas jak dobrze pójdzie już za 3 lata. Strach się bać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że coś się w tym temacie zmieni za jakiś czas - choć porównując sobie stan rzeczy sprzed kilkunastu lat z tym obecnym obawiam się, że mogą to być zmiany przede wszystkim na gorsze...

      Usuń
  9. Jestem przerażona! I jak ja moje sierotki z RZ oddam do szkoły jak tam takie rzeczy... już powoli dostałam napadu paniki... za moich czasów też tak nie było... ale mój młodszy brat lat teraz 16 ma na rękach ślady od zyletki... zrobił to gdy miał lat 13.. dlaczego nikt nie wie.. ale jak czytam to co piszesz to... aż się boję myśleć dlaczego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To straszne...Mam nadzieję, że Twój brat już nigdy nie będzie dostrzegał w swoim życiu powodów, by zrobić coś takiego...A Tobie, sobie i wszystkim innym Mamom życzę, byśmy jednak znalazły szkołę z prawdziwego zdarzenia, pedagogów z powołaniem i sercem do dzieci, a nasze pociechy - wartościowych i sympatycznych kolegów.

      Usuń
  10. Powiem szczerze, że jestem w szoku. Pracowałam kiedyś w szkole średniej, w dość dużym mieście i chociaż zdarzało się, że narzekałam na młodzież (a który nauczyciel na narzeka!), to nigdy nie spotkałam się z zachowaniami, które tu opisujesz. Brak słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem od czego to zależy, że w jednej szkole jest tak, a w drugiej zupełnie inaczej. Pewnie jest to wypadkowa bardzo wielu najróżniejszych czynników. Ja na szczęście ze swojego gimnazjum i liceum takich sytuacji nie pamiętam - i gdybym nie znała bohaterów tych historii osobiście, też pewnie trudno byłoby mi w to uwierzyć...

      Usuń
  11. Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że też byłam, kiedy wysłuchiwałam tych opowieści po raz pierwszy. A słyszałam je od osób, które naprawdę nie mają tendencji do przesady i koloryzowania, więc nie wątpię w ich prawdziwość - zresztą o pewnych rzeczach przekonałam się potem też naocznie...

      Usuń
  12. Ojoj, ja też nie taki świat wymarzyłam sobie dla moich córek. Po 11-letniej przerwie powróciłam w tym roku do nauczania i widzę olbrzymie zmiany, głównie w mentalności dzieci, nie uczę jednak w szkołach, więc przyznaję, że to, co piszesz, jest dla mnie szokujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiany w mentalności dzieci i młodzieży (niestety głównie na gorsze) daje się zauważyć dosłownie wszędzie, nie tylko w szkole. Ostatnio np. w jednej z sieciówek mimochodem usłyszałam rozmowę dwóch dziewczyn, które kupowały naprawdę odważną bieliznę i głośno dyskutowały o tym, na jaką okazję i dla którego chłopaka ją założą. Na pierwszy rzut oka wyglądały na dwadzieścia parę lat, więc w sumie nie byłoby w tym niczego dziwnego - dopóki z ich dalszej rozmowy nie wynikło, że są uczennicami gimnazjum i jutro mają klasówkę z chemii ! Nie wspomnę już o tym, że w przymierzalni było obowiązkowe selfie w nowym staniku czy gorseciku (słyszałam kilkukrotne "pstryk!"), które potem zapewne trafi na jakiś portal społecznościowy.

      Usuń
  13. Straszne to o czym piszesz! Nie mogę sobie takich sytuacji wyobrazić , masakra!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakaś masakra. pamiętam to jeszcze ze swoich szkolnych czasow i szczerze mówiąc to miałam nadzieję,że po tylu latach coś się zmieniło. a jednak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli zmieniło to - tak jak już wcześniej pisałam - chyba tylko na gorsze...

      Usuń
  15. Nie wierzę, że jest tylu głupich rodziców. Przecież Ci gimnazjaliści sami na te Nike i kosmetyki nie zarabiają, rodzice widzą, jak wychodzą z domu. I niemożliwe, żeby każdy w kilku klasach był dzieckiem miejscowego bossa, firm by nie starczyło.
    Moja córka w tym roku zaczęła podstawówkę. Mieszkamy 1,5 km od granic Warszawy, wszyscy pracują i mieszkali w Warszawie, więc to taka warszawsko-wiejska szkoła. I tutaj nie ma takich zachowań. I na szczęście wśród sąsiadów nie będzie. Jest nas 16 domów na osiedlu, wielu sąsiadów ma pieniądze i nikt się z tym nie obnosi. Ani żadna mamusia nie ma świra kosmetyczno-metkowego, ani tatuś nie szpanuje gadżetami. Nikt nie urządził domu nie wiadomo czym i nie chwali się. Wszyscy żyjemy wygodnie i bez szpanu. Dzieci też są normalne i nie dostają wszystkiego co chcą i nikt nie prosi o drogie rzeczy. W klasie na 20 osób, 5 jest nasza, w gimnazjum będzie pewnie podobnie, mam więc nadzieję, że takie kretyńskie zachowania jak opisane przez Ciebie nie będą częste.
    Może tak się właśnie dzieje w mniejszych miejscowościach, gdzie ktoś zdobył pieniądze niedawno, uderzyły mu do głowy i rządzi w okolicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie w tej miejscowości (i kilku innych okolicznych zresztą też) jest całkiem sporo takich nowobogackich, którzy zjechali tu "za pracą" z różnych zakątków Polski, poczuli trochę kasy i sodówa im do głowy uderzyła. Wiem coś na ten temat nie tylko z opowieści, bo kiedy tego typu klienci przychodzili do mnie na zakupy to aż włos się jeżył i nie mogłam uwierzyć, jacy ludzie potrafią być bezmyślni, roszczeniowi, wpatrzeni w siebie i we własne dzieci (ale niestety w bardzo negatywnym sensie, kompletnie ślepo i bezrefleksyjnie).

      Usuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)