poniedziałek, 31 lipca 2017

Lipcowe love - czyli moje małe domowe hygge :)


Pamiętacie szał na duńskie hygge czy szwedzkie lagom - czyli szukanie szczęścia w drobnych, codziennych przyjemnościach ? Ja też zawsze byłam zdania, że codzienne drobiazgi i rytuały niekiedy potrafią uszczęśliwić bardziej i wprawić w lepszy nastrój, niż jakieś wielkie życiowe "fajerwerki". Co szczególnie urzekło mnie w lipcu ? Już opowiadam ! 

lipcowe love - ulubieńcy lipca - hygge - lagom - inspiracje

Orzeźwiające koktajle na bazie wody kokosowej. 

Pokochałam je - popijałam przez cały lipiec do każdego posiłku (lub zamiast posiłku) i absolutnie nie zamierzam przestawać.  Któregoś dnia zupełnie przypadkiem wypatrzyłam w Lidlu młody kokos. Zanim dostałam się do jego wnętrza , minęło trochę czasu i poleciało kilka niezbyt parlamentarnych zwrotów - ale za to w środku znajduje się niezwykle bogata w substancje odżywcze woda kokosowa (nie mylić jej z mleczkiem - ponieważ to coś zupełnie innego !)

Podczas gdy mleczko kokosowe w 100 mililitrach ma aż 200 kalorii - woda kokosowa w tej samej ilości ma ich zaledwie 19. Jako ciekawostkę podrzucę Wam fakt, że posiada ona skład bardzo zbliżony do składu ludzkiego osocza - dlatego też w czasach drugiej wojny światowej była używana do transfuzji krwi (!) Dodatkowo ma całe mnóstwo innych cudownych właściwości. A zatem - nic, tylko pić ! Dla zdrowia, urody i młodego wyglądu :)

orzeźwiające koktajle na lato - młody kokos

orzeźwiające koktajle na lato - młody kokos

Na zdjęciach serwuję Wam koktajl z wody kokosowej i grejpfrutów - oraz wersję z dodatkiem jabłka, marchewki i kokosowego miąższu. Jeśli lubicie mieć takie koktajle estetycznie i trochę bardziej odświętnie podane - polecam szklane słoiki i tacę śniadaniową od MyGiftDNA. Możecie tam wszystkie swoje zamówienia dowolnie spersonalizować - i uczynić je niepowtarzalnymi, jedynymi w swoim rodzaju :)

orzeźwiające koktajle na lato - młody kokos

Naturalne kosmetyki (nie tylko) na lato. 

Z naturalnymi kosmetykami zaczęłam eksperymentować już jakiś czas temu. Od tamtej pory nie udało mi się wprawdzie wyeliminować z mojej pielęgnacji wszystkich sztuczności - ale i tak moja skóra i włosy odczuwają kolosalną różnicę. Dlatego jestem niezmiernie szczęśliwa, że coraz częściej można dostać "naturalsy" w zwykłych drogeriach typu Rossmann czy Hebe - i że powstaje również coraz więcej marek, zajmujących się ich sprzedażą przez internet. 

kosmetyki naturalne - Efektima - Nacomi - Sylveco - Venus Nature

Moje najnowsze lipcowe odkrycia kosmetyczne to między innymi naturalne masło shea i rafinowany olej kokosowy od Nacomi, olejek kokosowy w płynie Efektima i lipowy płyn micelarny Sylveco. Jedno z największych zamówień zrobiłam natomiast na stronie Venus Nature - gdzie dostać można nie tylko gotowe kosmetyki, ale także stworzyć własne receptury i kombinacje, łącząc ze sobą różne specyfiki.

kosmetyki naturalne Venus Nature

Szydełkowe obrazy w stylu folk 

Znacie mnie już trochę - więc wiecie, że uwielbiam otaczać się przedmiotami mającymi w sobie pierwiastek "orientu" oraz "ludowości".  Jakiś czas temu trafiłam na takie obrazy  w którejś z odwiedzonych przez nas restauracji - ale ich ceny (jak przystało na rękodzieło) były dla mnie tak porażające, że postanowiłam wymyślić sobie tańszą alternatywę. Kupiłam najzwyklejsze ramki ze sklejki w Pepco - a w szmateksie wygrzebałam z kosza kilka szydełkowych i koronkowych serwetek, płacąc za każdą z nich od 30 do 70 groszy ;) 

obrazy DIY - folk - szydełko

Tak prezentuje się efekt (prawie) końcowy - czyli Bąbel na płótnie od MyGiftDNA
szydełkowe obrazy i inne bibeloty na komodzie w naszym salonie.

obrazy DIY - folk - szydełko- portret na płótnie - mygiftdna

Bullet Journal 

Jakby mało mi było pisania bloga - postanowiłam jeszcze zainwestować we własny bullet journal. Od dziecka prowadziłam pamiętnik, pisałam opowiadania, sztuki teatralne i teksty do szkolnych gazetek - więc jestem do takiej formy bardzo przywiązana (chyba nawet bardziej, niż do regularnego stukania w klawiaturę ). 

Podoba mi się to, że każdą stronę tworzę od podstaw zupełnie sama, według własnych potrzeb i pomysłu - i że nie muszę wpisywać się w jakiś określony, narzucony odgórnie schemat (tak jak w przypadku gotowych, kupnych notatników i plannerów).

bullet journal - hygge - lagom - hello July

bullet journal - hygge - lagom - hello July

Domowe lody z kaszy manny 
(tudzież mannej - nigdy nie wiem, jak się to odmienia ;) )  

Podobnie jak w przypadku koktajli - domowe lody z kaszy manny towarzyszyły nam w ciągu większości lipcowych upalnych dni.  Robione według tego przepisu - niezbyt słodkie, ale za to podane w przesłodkich miseczkach w kształcie rożków , upolowanych przeze mnie w Biedronce.

domowe lody z kaszy manny - pucharki do lodów - wafelki

Oczywiście cała frajda polega nie tylko na ich konsumowaniu - ale głównie na wspólnym przygotowywaniu i mieszaniu wszystkich składników. Dlatego też lody domowe - poza tym, że są zdrowsze - gwarantują dzieciom świetną zabawę i udział w we wspólnym "gotowaniu", którego nie zagwarantują takie kupione w sklepie. Zjeść coś, co przyrządziło się wspólnie z mamą - to jest dopiero satysfakcja ;)

domowe lody z kaszy manny - pucharki do lodów - wafelki
 
A jak Wam minął lipiec? 
Co Was zainspirowało, zaciekawiło, wprawiło w dobry nastrój?
Jakie były Wasze małe lipcowe przyjemności ?
 

piątek, 28 lipca 2017

Kolorowe Jeziorka, Park Miniatur w Kowarach i Pałacowa Bawialnia - idealna miejscówka na weekendową wycieczkę z dzieckiem.


Jeśli szukacie opcji na wakacyjny weekend na Dolnym Śląsku - serdecznie polecamy Wam Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich. Jest to kompleks czterech niewielkich, kolorowych stawów - których zabarwienie związane jest ze składem chemicznym tamtejszych skał i gleby.

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Powiedzmy to sobie szczerze - żółte jeziorko jakoś specjalnie nie zachwyca. Wygląda trochę jak większa, niezbyt czysta kałuża - ale za to dociera się do niego przez skalną grotę, co samo w sobie stanowiło dla Bąbla atrakcję. Na szczęście potem jest już tylko lepiej - ponieważ idąc w górę trafiamy też nad jeziorko purpurowe (pomarańczowe) i turkusowe - które  mi osobiście swoim kolorem bardzo skojarzyło się z morzem u wybrzeży Chorwacji.

Położone na samej górze jeziorko zielone występuje niestety tylko sezonowo - i już na parkingu zostaliśmy poinformowani przez pana z obsługi, że pojawia się dopiero w okresie jesiennym.

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Generalnie rzecz biorąc - Kolorowe Jeziorka to przepiękne i bardzo klimatyczne miejsce. Gdyby ktoś miał ochotę zostać tam na dłużej - można wykupić plac na polu namiotowym, wypożyczyć sprzęt do nordic walkingu i stołować się w restauracji znajdującej się mniej więcej w połowie trasy, przy jeziorku pomarańczowym. W tamtejszej ofercie turystycznej znajduje się też duży parking, placyk zabaw, boisko do siatkówki i sklepiki z pamiątkami. Dla dzieci organizowane są weekendowe przejażdżki na kucykach , a miłośnicy jednośladów znajdą tam liczne szlaki rowerowe.

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Kolorowe Jeziorka - Rudawy Janowickie

Stamtąd bardzo już blisko do Parku Miniatur w Kowarach, gdzie znaleźć można pomniejszone wersje najbardziej znanych polskich budowli - zamków, kościołów, latarni morskich i pałaców. Wszystko to zostało przepięknie zaaranżowane :  otoczone kwiatami, zielenią i oczkami wodnymi,  natomiast nocą - rzęsiście oświetlone reflektorami.

Park Miniatur Kowary

Park Miniatur Kowary

Park Miniatur Kowary

Park Miniatur Kowary

Bąblowi najbardziej podobały się oczywiście wszystkie ruchome elementy ekspozycji - a zwłaszcza legendarny "Złoty Pociąg" z okolic Wałbrzycha, który kursował sobie wokół zminiaturyzowanego Zamku Książ. Junior nie mógł też przejść obojętnie wobec katarynki - na której odegrał prawdziwy recital, ku uciesze grupki niemieckich turystek ;)

Takie miejsce to świetna sprawa zarówno dla tych, którzy nie podróżują zbyt wiele (by mogli obejrzeć wszystkie te zabytki chociaż w miniaturze) - jak i dla tych, którzy jeżdżą po Polsce całkiem sporo (żeby dzieci mogły rozpoznawać  w znajdujących się tutaj budowlach te, które odwiedziły wcześniej w pełnowymiarowej wersji).

Park Miniatur Kowary

Park Miniatur Kowary

Park Miniatur Kowary

Park Miniatur Kowary

Wisienką na torcie naszego kilkugodzinnego zwiedzania była natomiast dla Bąbla wizyta w Pałacowej Bawialni - czyli kompleksie zjeżdżalni,  dmuchańców i prawdziwym królestwie mydlanych baniek ;)

Pałacowa Bawialnia Kowary

Na środku placu mamy plażę z leżakami i basen, w którym dzieci mogą popływać sobie kolorowymi łódkami i wodnymi rowerkami. Dookoła znajdują się najróżniejsze sprzęty,  kulki i stanowiska do zabawy - między innymi ten olbrzymi krokodyl, który co jakiś czas otwiera i zamyka paszczę, "pożerając" wszystkich chętnych ;) Jest też 70-metrowa wodna zjeżdżalnia, po której dzieci śmigają na pontonach.

Pałacowa Bawialnia Kowary

Pałacowa Bawialnia Kowary

Pałacowa Bawialnia Kowary

Bąbel akurat znajduje się w takim trudnym wieku, że zabawki dla maluszków szybko go nudzą - natomiast z tymi dla starszaków jeszcze nie do końca sobie radzi. Mimo wszystko pobyt bardzo mu się podobał - i poległ jedynie w starciu z gąsienicą, z której musieliśmy ewakuować go przy akompaniamencie głośnych wrzasków...

Całodobowy bilet wstępu na wszystkie atrakcje (bez ograniczeń) to koszt rzędu 35 złotych. Tutaj - dla odmiany - płaci się tylko za dziecko, natomiast dorośli przebywają na terenie miasteczka gratis.

Pałacowa Bawialnia Kowary

Pałacowa Bawialnia Kowary

I co myślicie ?
Wybierzecie się w nasze strony? :) 

środa, 26 lipca 2017

"Macierzyństwo mnie przerosło" - czyli depresja poadopcyjna, poporodowa i baby blues.


"Czytam Twojego bloga już od dawna - podobnie jak blogi innych adopcyjnych mam. Tak pięknie opisujecie swoje macierzyństwo. Tak bardzo kochacie swoje dzieci i jesteście takie szczęśliwe. Mam wyrzuty sumienia, bo ja tak nie potrafię. Czasami nie chce mi się wstawać rano z łóżka, kiedy znów słyszę dziecięcy płacz (...) Czasami zastanawiam się, po co mi to było - i mam wrażenie, że opieka nad córeczką kompletnie mnie przerosła. Czuję się przybita, wiecznie smutna, kompletnie załamana. Powinnam się przecież cieszyć, bo tak długo czekaliśmy z mężem na naszą kruszynkę - a jakoś nie umiem...Powiedz mi, czy Ty też tak miałaś na początku? Czy to kiedyś minie ? Już nie daję rady..." *

________________

*fragment maila zamieszczony za zgodą jego Autorki

Myślę, że wiele kobiet ma podobnie - i mi tez nie do końca udało się tego uniknąć. Najpierw zalała mnie fala miłości i euforii po tym, jak nasz Bąbelek się odnalazł... Potem mój mąż wrócił do pracy po urlopie, a ja zostałam z dzieckiem w domu. Dopadła mnie tak zwana "proza życia" i...byłam bliska postradania zmysłów ! 

Oczywiście, kocham synka nad życie.  Zdecydowałam się być z nim nie tylko na urlopie macierzyńskim, ale również wychowawczym - i absolutnie tego nie żałuję, a gdybym miała wybierać po raz drugi, podjęłabym identyczną decyzję. A jednocześnie - jestem bardzo daleka od gloryfikacji macierzyństwa i wynoszenia go na ołtarze. 

depresja poporodowa baby blues postnatal depression
zdjęcie: pixabay

Wciąż  bardzo niewiele mówi się o depresji poporodowej, poadopcyjnej czy generalnie o jakichkolwiek negatywnych emocjach towarzyszących macierzyństwu.  Choć powoli ulega to zmianie, nadal zewsząd bombardują nas raczej idealne i wymuskane obrazki perfekcyjnej pani domu - która tuli w ramionach uroczego, rumianego i uśmiechniętego od ucha do ucha bobaska.

I nie mówię tu nawet o telewizyjnych reklamach, niektórych parentingowych blogach czy rodzinnych sesjach zdjęciowych celebrytów - bo wiadomo, że tam jest to po prostu element autopromocji i szczegółowo przemyślana, zaplanowana w każdym detalu strategia marketingowa...

Mówię o tym, że często same przed sobą zakłamujemy rzeczywistość. Nie potrafimy powiedzieć wprost, iż macierzyństwo dało nam jak obuchem w łeb - i że niejednokrotnie czujemy się w związku z nim skrajnie wyczerpane, do granic możliwości umęczone i - o zgrozo! - nie do końca szczęśliwe.

depresja poporodowa baby blues postnatal depression

Tymczasem, statystyki są alarmujące. Według  nich klasyczny poporodowy "baby blues" dotyczy aż  65% kobiet - a u 15-20% z nich przeradza się  w bardziej długotrwałe zaburzenia i prowadzi do poważniejszej w skutkach depresji poporodowej. Nie inaczej sprawa ma się  w przypadku rodziców adopcyjnych. Tutaj wprawdzie nie mamy do czynienia z pociążowymi szalejącymi hormonami - lecz mimo to chroniczny smutek, najróżniejsze lęki  czy znaczne obniżenie nastroju towarzyszy aż 60 % adopcyjnych mam. (źródło: Keck, Kupecky - "Wychowanie zranionego dziecka") 

Śmiem  przypuszczać, że  powyższe liczby są  zaniżone. Niejedna mama pewnie nigdy nie przyzna się  do tego, że  macierzyństwo  w swojej początkowej fazie najzwyczajniej w świecie  ją rozczarowało, przygniotło i kompletnie minęło się z jej wcześniejszymi wyobrażeniami. Niejedna mama będzie wolała  tłumić emocje, wypłakiwać się  nocami w poduszkę  i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku  - żeby nie spotkać  się  z ostracyzmem i krytyką ze strony otoczenia. 

W naszym społeczeństwie wciąż pokutuje przekonanie o "boskości" tej życiowej roli - a przecież nie wypada uskarżać się na to, co "boskie" i "mistyczne". Tym bardziej nie wypada narzekać, jeśli z jakichś względów czekało się na dziecko dłużej i z jeszcze większym utęsknieniem, niż pozostałe pary - i jeśli na drodze do rodzicielstwa przyszło nam pokonać najróżniejsze przeszkody natury medycznej, psychologicznej czy biurokratycznej...

***

Ale wiecie co? Ja naprawdę nie wierzę, że istnieje na świecie jakakolwiek mama, która postrzega swoją rolę wyłącznie jako słodki tort, posypany brokatem i oblany fontanną różowego lukru. Nie wierzę, że przynajmniej od czasu do czasu nie towarzyszy każdej z nas frustracja, żal i rozgoryczenie - ponieważ życie "po dziecku" wyobrażałyśmy sobie jednak nieco inaczej, niż ono rzeczywiście wygląda.

I już  słyszę  te wszystkie podniesione głosy oburzenia świętych  Matek Polek : 

"Przecież chyba wiedziały, na co się  decydują. 
Nie jest łatwo, ale nie mają  prawa narzekać  - 
bo dziecko wszystkie te trudy z nawiązką wynagradza."

No właśnie nie. Nie wiedziały. Bo dowiadujesz się o tym wszystkim dopiero wtedy, kiedy masz dziecko - i kiedy Twoje życie zmienia się o 180 stopni. Wcześniej - jest tylko teoria, nie mająca z prawdziwym życiem zbyt wiele wspólnego. Zamiast tortu - masz chleb powszedni. Zamiast różowego lukru,  czasami ulewa Ci się żółcią - ale nie ma w tym absolutnie niczego złego. 


depresja poporodowa baby blues postnatal depression
zdjęcie: pixabay

Jesteś matką - ale nie nadczłowiekiem. Nie automatem i cyborgiem, ustawionym wyłącznie na Tryb Zachwytów, Ochów i Achów. Masz prawo być zmęczona, zirytowana, zła czy smutna. Masz prawo narzekać, płakać i kląć pod nosem - jeśli w jakiś sposób pomoże Ci to uporać się z nagromadzonymi uczuciami. Masz prawo oczekiwać wsparcia od męża i prosić o pomoc inne bliskie osoby z Twojego otoczenia  - jeśli czujesz, że sama nie dajesz sobie rady. Masz też prawo szukać pomocy u specjalisty - psychologa czy terapeuty - jeśli uważasz, że Twój kiepski psychiczny stan trwa już zbyt długo, a jego przejawy są coraz bardziej nasilone. 

NIE JESTEŚ PRZEZ TO WSZYSTKO GORSZĄ MATKĄ ! -
ale za to z całą pewnością jesteś dla mnie bardziej autentyczna i świetnie Cię rozumiem...

czwartek, 20 lipca 2017

Opowieść o znaczku z traktorem, byciu mamą i DIY.

Ponieważ sama jestem osobą bardzo początkującą w temacie DIY - dzisiaj zostawiam Was w bardziej doświadczonych rękach :) Zapraszam na wpis gościnny, stworzony przez autorkę bloga Marheri Crafts. Jestem przekonana, że Was również mocno zainspiruje :)  

*** 

Wierzycie w przeznaczenie? Zabrzmi to może banalnie, ale mam wrażenie, że czasem w naszym życiu zdarzają się dziwne zbiegi okoliczności, które prowadzą nas do określonego celu. W moim przypadku, takim pierwszym znakiem od losu, był znaczek z traktorkiem na przedszkolnym wieszaku. Cóż, uwierzcie lub nie, ale była to ogromna, wręcz nie do opisania tragedia… Wszystkie inne dziewczynki z grupy miały na swoich haczykach, symbole ślicznych pantofelków, parasolki czy też wstążeczki! A przypominam, że to wszystko działo się 25 lat temu, gdy jeszcze nikt w naszym kraju nie słyszał o Gender. 

Ten znaczek z traktorem prowadził mnie później przez całe życie, aż do momentu gdy zostałam absolwentką Politechniki Gdańskiej. Techniczne podejście do wielu dziedzin dało o sobie znać i wiedziałam, że po prostu odnalazłam moje zawodowe powołanie. Kiedy po studiach rozpoczęłam pracę inżyniera, czułam, że oto właśnie szczyt moich możliwości. Robiłam to, co kochałam i czułam się spełniona. Myślałam, że będzie tak już zawsze…

Z czasem okazało się, że można dostać jeszcze większy dar od losu! 
Zostałam mamą.

Ten moment, gdy po raz pierwszy trzymasz w ramionach swoje dziecko, zmienia Cię na zawsze. To coś w rodzaju mieszaniny kiełkującej, ale jednocześnie wielkiej miłości, niepewności, czającego się strachu, nutki radości i ogromu szczęścia. Najpiękniejsze w byciu mamą jest to, że uczucie rosnącej miłości jest z każdym dniem coraz silniejsze! Rozpiera Cię duma z najmniejszego sukcesu Twojego dziecka. Uczysz się cierpliwości. Twój maluch zachwyca się nawet rozświetlonym przez promienie słońca kurzem. I nagle okazuje się, że choć TY, jako rodzic, jesteś przewodnikiem swojego dziecka po świecie, to ONO jest wspaniałym nauczycielem życia!

Będąc rodzicem zauważasz, że szczęście przynoszą w życiu tylko chwile. Czujesz spełnienie i spokój. A najważniejsze – znajdujesz w sobie taką siłę, o której istnieniu wcześniej nie miałeś pojęcia. I tak właśnie było w moim przypadku. Bycie mamą zmieniło wszystko, przewartościowało mój świat i priorytety. Jako mama odkryłam w sobie nowe pasje i jeszcze większą miłość do życia!

Kiedy nasz synek skończył trzy miesiące, przeprowadzaliśmy się do małego domku, który graniczy ze ścianą lasu. Choć w moim dotychczasowym życiu mieszkaliśmy już w kilku różnych miejscach, brzoskwiniowy dom po raz pierwszy dał mi możliwość wnętrzarskiego szaleństwa. I okazało się, że urządzanie wnętrz mnie całkowicie pochłonęło! W połączeniu z inżynierskim doświadczeniem powstał duet doskonały. Choć codziennie przeglądam mnóstwo gotowych rozwiązań i katalogów, to interesują mnie tylko i wyłącznie, proste i tanie pomysły. Postawiłam sobie za cel, że stworzę oszałamiające wnętrza, ale bez dużego budżetu. Jeszcze długa droga przede mną, ale mimo wszystko moje pomysły zaczynają trafiać do coraz szerszej widowni. Tym samym blogowanie, tworzenie, kreowanie pochłonęło mnie całkowicie. Stało się moją pasją i cząstką mnie samej. 

Chciałabym dziś zaprosić Was do mojego świata projektów DIY! Często spotykam się z komentarzami, że ktoś nie jest zdolny, że nie potrafi, że nie ma talentu… I wiecie co? To nieprawda! Bo większość projektów DIY można zrobić bez posiadania właściwie żadnych umiejętności manualnych! Bo ja też kiedyś myślałam tak samo, o sobie… Nie radziłam sobie z rysowaniem, nawet mój charakter pisma pozostawia wiele do życzenia… A mimo to, już kilkukrotnie udowodniłam, że potrafię! I Ty też, tylko musisz zrobić pierwszy krok.


Pokażę Wam 3 przykłady bardzo prostych pomysłów, które i Wy możecie wypróbować!

1. Loftowe regały DIY. 

Oglądacie programy z Dorotą Szelągowską? To nieocenione źródło inspiracji! W najnowszym odcinku „Dorota was urządzi”, pokazano regał stworzony przez bohaterów. Dokładnie ten sam patent wykorzystałam rok temu, przy urządzaniu salonu. To nic innego jak metalowe regały, które pomalowałam czarną farbą w spray’u. Dzięki temu zyskałam nowe meble, które nie wymagały dużych nakładów finansowych i pracy. Może nie każdemu taki styl odpowiada, ale zapewniam Was, że każdy gość odwiedzający nasz dom jest pod wrażeniem!

loftowe regały DIY

2. Mobil z papierowych ptaków DIY.

Mobil to nic innego jak wisząca zabawka, która jest złożona z lekkich elementów, zawieszonych na nitce czy też żyłce. Dzięki temu porusza się i "tańczy" przy nawet najmniejszym podmuchu powietrza. Wystarczy arkusz papieru technicznego, nożyczki, gotowy szablon, sznurek i tamborek. Wykonanie dekoracji zajmuje jakieś 30 minut, a efekt jest zachwycający! Choć właściwie  żadne zdjęcie nie odda tej delikatności i pięknego uroku, gdy te papierowe ptaki wręcz fruną przy dotyku powietrza. 

mobil z papierowych ptaków DIY

3. Baldachim nad łóżko DIY.

Jeden z moich ukochanych projektów… Od zawsze marzyłam o baldachimie nad łóżkiem i w końcu marzenie się spełniło! Wystarczył pomysł, gotowe firanki z IKEI, dwa sosnowe profile i baldachim był już gotowy! Wszystkie materiały kosztowały 33 złote, a sami przyznajcie, że efekt końcowy jest wart o wiele więcej. Tym bardziej jestem dumna z tego projektu, że został opublikowany we wnętrzarskiej gazecie!

baldachim nad łóżko DIY


Jeśli jeszcze nie próbowaliście bawić się w DIY, to szczerze Was do tego zachęcam! Inspiracji w Internecie jest nieskończona ilość, więc to kwestia jedynie Waszego zaangażowania. Pamiętajcie, że każda mama ma na drugie imię „KREATYWNOŚĆ”! Do dzieła ;)

***


Marta

Właścicielka bloga Marheri Crafts, pełnego opowieści z brzoskwiniowego domu: o codzienności mieszkańców i odkrywaniu uroków macierzyństwa. Ale to przede wszystkim garść pomysłów i inspiracji na proste oraz praktyczne urządzanie wnętrz oraz wiedza o domowym majsterkowaniu.