środa, 30 sierpnia 2017

Tablica motywacyjna dla dziecka DIY + gotowy plik do druku.


Wielokrotnie spotkałam się ze świetnymi opiniami innych rodziców na temat cudownego wynalazku, jakim są tak zwane "tablice motywacyjne" dla dzieci

Przyznam szczerze, że początkowo podchodziłam do tej kwestii dość sceptycznie. Wypróbowałam już tyle różnych metod nakłonienia Bąbla do entuzjastycznej współpracy - że trudno mi było uwierzyć, iż taka motywacyjna tablica może cokolwiek zdziałać w jego przypadku ;) 

Prawda jest taka, że nasz synek ma w sobie wyjątkowe pokłady uporu - i niezbyt chętnie przystaje na jakiekolwiek wymagania, jakie się wobec niego stawia. W trakcie prób wyegzekwowania od niego realizacji pewnych dziecięcych obowiązków potrafi przejść w ułamku sekundy od łagodnych negocjacji do totalnej histerii - a kończy się najczęściej tak, że trzaska drzwiami i zamyka się w swoim pokoju, obrażony na cały sprzymierzony przeciwko niemu świat ;)



Mimo wszystko postanowiłam spróbować - a świetnym pretekstem okazał się dla mnie początek naszej przygody z przedszkolem. Wytłumaczyłam Juniorowi , że w przedszkolu trzeba pojawiać się na określoną godzinę - a więc codzienna poranna rutyna musi odbywać się szybciej i sprawniej, niż miało to miejsce do tej pory.

Bąbel wie też, że jako przedszkolak powinien być już coraz bardziej samodzielny - i radzić sobie z ubieraniem, jedzeniem czy sprzątaniem zabawek we własnym zakresie (jedynie z ewentualną niewielką pomocą dorosłych).  
  
ELEMENTY, KTÓRE ZNALAZŁY SIĘ 
NA NASZEJ TABLICY MOTYWACYJNEJ

1) Tabelka z codziennymi czynnościami - 

podzielona na siedem dni tygodnia i sześć zadań, 
które do tej pory najczęściej trafiały na opór ze strony synka.  

Występuje tu między innymi niezbyt lubiane przeze mnie sformułowanie "jestem grzeczny" -
ale między sobą ustaliliśmy mniej więcej, co ono oznacza, 
a trudno byłoby rozpisać to określenie bardziej szczegółowo na takiej małej przestrzeni. 


2) Kartonik z kolorowymi pinezkami do wbijania -

Każde zrealizowane zadanie -
to jedna pinezka, przypięta przez Bąbla do korkowej tablicy w stosownym miejscu.  

Jeśli w danym dniu uda mu się zebrać wszystkie pinezki - 
dostaje od nas jakiś drobiazg w postaci naklejki, 
pieczątki albo dodatkowej bajki na dobranoc.



3) "Koło fortuny" - 

Jeżeli zbiory pinezek w ciągu całego tygodnia okazują się naprawdę owocne -
Bąbel kręci papierowym kołem, oznaczonym cyferkami od 1 do 8.  

Znajdująca się obok żółta strzałka wskazuje pole, na którym zatrzymało się koło.



4) Papierowe kopertki - schowki z nagrodami.

Następnie zaglądamy do kopertki oznaczonej wylosowaną cyfrą -
i znajdujemy w niej nagrodę w postaci wyjścia na lody, jakiejś drobnej zabawki lub książeczki,
pieniążka do skarbonki albo wspólnej wizyty w ulubionej Bąblowej sali zabaw. 



Aktualnie mija u nas drugi tydzień wspomagania się tą tablicą motywacyjną - i póki co efekty są naprawdę zadowalające. Młody chętniej podejmuje się sprzątania swoich zabawek, nie marudzi podczas jedzenia i mycia zębów, a nawet zaczął sam zakładać wszystkie części odzieży (podczas gdy wcześniej najchętniej ograniczał się jedynie do spodni i skarpetek ;) ) Nagle okazało się, że buty, bluzy i koszulki również nie stanowią dla niego problemu - i że (tak jak podejrzewałam) wcześniejsze opory wcale nie wynikały z braku umiejętności ;) Także polecam, jeśli również macie w domu takiego małego buntownika ;) 

***

Jeżeli chcielibyście skorzystać z naszej tabelki -
zapraszam serdecznie :)

Poniżej możecie pobrać ją w formie pliku jpg ,  
natomiast ---->>>> TUTAJ jest dostępna jako pdf

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Metamorfoza sypialni w jeden dzień - oraz sprawdzone patenty na przechowywanie kobiecych drobiazgów.


Podczas gdy wszędzie wokół aż roi się od minimalistycznych skandynawskich wnętrz i inspiracji - nam zdecydowanie bliżej jest do motywów boho, etnicznego wzornictwa i wyrazistych kolorów. Małymi kroczkami zmierzam ku temu, żeby całe nasze mieszkanie urządzić właśnie w takich klimatach. Okazuje się, że wcale nie musi to być ani bardzo kosztowne, ani pracochłonne - ani też nie musi zajmować zbyt wiele czasu. Niekiedy wystarczy zaledwie parę drobiazgów utrzymanych w konkretnym stylu - żeby całość nabrała zupełnie innego charakteru. 

 Aranżacja wnętrz - styl orientalny.

Nam pierwszy etap metamorfozy sypialni zajął dosłownie chwilkę - ponieważ wystarczyło kilka jaśków obleczonych w kolorowe poszewki , narzuta na łóżko w arabeski, parę efektownych świeczników i podstawek na kadzidełka. W przypadku stylu orientalnego świetnie sprawdzą się również wszelkie frędzle i chwosty , dekoracyjne tkaniny w żywych kolorach, wazony i lampy w kutego metalu oraz obrazy, wśród których dominującym motywem jest zazwyczaj mandala. Dla przeciwwagi meble i podłogi w sypialni mamy w kolorze stonowanego ciemnego wenge, który najbardziej kojarzy mi się z egzotycznymi gatunkami drzew.

Wisienką na torcie okazał się natomiast gadżet , o którym marzyłam jeszcze w czasach nastoletnich - i tak naprawdę "chodził" za mną przez całe moje dorosłe życie. Mowa tutaj o składanym płóciennym ----->>> parawanie, który poza funkcją dekoracyjną sprawdza się również jako ścianka działowa albo po prostu pozwala ukryć jakiś zabałaganiony fragment pokoju w obliczu wizyty niezapowiedzianych gości ;) 

Jest to też świetne rozwiązanie dla osób, które boją się eksperymentowania ze ścianami - naklejania na nie jakichś tapet, fototapet, obrazów czy innych aplikacji. Taki parawan jest równie ozdobny - i w każdej chwili można go złożyć, przenieść i ulokować w innym punkcie pomieszczenia. Daje więc naprawdę sporo opcji ciekawych, różnorodnych aranżacji.





Sypialnia, toaletka, garderoba -
sposoby na przechowywanie kobiecych drobiazgów. 
 
Jak już zdążyliście zauważyć, do minimalizmu jest mi niezwykle daleko. Uwielbiam bibeloty i otaczanie się pięknymi przedmiotami. Ubrania i akcesoria od dawna już upycham na półkach męża, ponieważ na moich zwyczajnie się nie mieszczą. Moja biżuteria waży łącznie chyba więcej niż nasz 15-kilogramowy Bąbel - a butami i torebkami mogłabym z powodzeniem obdarować kilka bliskich koleżanek ;) 

Dlatego też przy okazji metamorfozy sypialni zmobilizowałam się, żeby jakoś wreszcie ogarnąć swoją kobiecą przestrzeń: żeby ubrania były sensownie poukładane, kosmetyki posegregowane według ich przeznaczenia, a apaszki, bransoletki i naszyjniki - rozdzielone, odpowiednio wyeksponowane i łatwe do odnalezienia.


W przypadku ubrań wystarczyła mi dodatkowa rurka - podobna do tych, których używa się w odzieżowych sieciówkach. Zazwyczaj staram się wieszać na niej pełne zestawy na kilka kolejnych dni - dzięki czemu nie muszę grzebać w szafie czy też prasować ulubionej bluzki na ostatnią chwilę , bo wszystko mam już wcześniej przygotowane. Na dole znajduje się też trochę miejsca na buty czy torebki - pasujące do tego, co wisi powyżej.


Jeśli chodzi o apaszki i biżuterię - wymyśliłam sobie organizery z drewnianych wieszaków i starych żabek ze stali nierdzewnej.  Wystarczy przypiąć kilka żabek do poprzeczki wieszaka, a potem przewlec chustki, szaliki czy korale przez ich oczka - i gotowe. O dziwo - nic nie spada , a przymocowana w ten sposób biżuteria wreszcie nie jest splątana i skłębiona w jedną bliżej nieokreśloną masę ;)





Podobnie mają się sprawy w przypadku kolczyków oraz bransoletek. Te pierwsze zamocowałam na starych ramkach do zdjęć, podklejonych od spodu koronką. Muszę Wam powiedzieć, że oszczędzam w ten sposób naprawdę mnóstwo czasu, który wcześniej traciłam na poszukiwania tego "drugiego do pary" ;)



Bransoletki natomiast trzymam posegregowane w najróżniejszych skrzyneczkach i pudełkach - a na niektóre z nich przygotowałam sobie takie organizery DIY , wykonane ze zwykłego kawałka sztywnego brystolu, zwiniętego w rulon i spiętego zszywaczem.



Najbardziej optymalnym miejscem na przechowywanie wszystkich tego typu dodatków okazał się dla mnie po prostu szeroki okienny parapet. Do ekspozycji kolorowych kosmetyków wykorzystałam między innymi dwupoziomową paterę na ciasto i metalowe ażurowane doniczki - ale równie dobrze mogą to być ociekacze na sztućce, stare blaszane puszki czy pozbawione nakrętek słoiki.




Podpowiem też , że jeśli macie w planach podobną metamorfozę w stylu orientalnym - to warto rozejrzeć się w domu czy okolicznych pasmanteriach za ozdobnymi taśmami, sznurami perełek , koralików czy cekinów. Dzięki takiej zwyczajnej niedrogiej tasiemce można zmienić starą doniczkę, lampę czy ramkę na zdjęcia (a nawet front szafki) w zupełnie inny, pasujący do danego wnętrza przedmiot.



parawan - Bimago.pl
meble - Black Red White
 rurka na ubrania - Allegro
 narzuta na łóżko - Biedronka
 drewniana taca - MyGiftDna
 szafa wnękowa - Meble Chęcik 
pudełka - Biedronka / Pepco / Pan Dragon 
poszewki na poduszki - Leroy Merlin / Bajkowe Maluszki

czwartek, 24 sierpnia 2017

Naturalne kosmetyki indyjskie Dabur Vatika oraz Soil and Earth - nutka Orientu w mojej pielęgnacji.


Kojarzycie filmy Bollywood ? Wybitne kino to może nie jest - ale za to powiew egzotyki, indyjska muzyka i taniec, piękne stroje i scenerie, niesamowita feeria kolorów...I do tego aktorki ! Zawsze zastanawiałam się, jakim cudownym czynnikom zawdzięczają Hinduski swoje gęste, długie i niesamowicie lśniące włosy. Z jednej strony - to pewnie kwestia genów. Z drugiej - jestem przekonana, że ogromną rolę odgrywają też tamtejsze indyjskie naturalne kosmetyki, które i ja miałam ostatnio okazję wypróbować.


Czarnuszka ? Niezłe z niej ziółko ! 

O cudownych właściwościach czarnuszki czytałam już dawniej na różnych forach i blogach kosmetycznych - ale dopiero teraz osobiście przetestowałam jej wzmacniające, odżywcze i intensywnie regenerujące działanie.  


Maska Dabur Vatika z czarnuszką pozostawia moje włosy tak miękkimi i gładkimi w dotyku, że aż samej trudno mi w to uwierzyć. Stosuję ją po uprzednim umyciu głowy, zostawiam na wilgotnych pasmach na zaledwie 20 minut , a następnie spłukuję. W przypadku wielu innych masek nie udawało mi się uzyskać podobnego efektu nawet po znacznie dłuższym czasie ekspozycji moich włosów na kosmetyk. Dodatkowo - Dabur Vatika bardzo ułatwia rozczesywanie. W moim przypadku jest to prawdziwe błogosławieństwo - ponieważ dzięki temu po każdej kąpieli znajduję na grzebieniu zdecydowanie mniej włosów. 

Maska pachnie dość specyficznie, ale jej zapach nie utrzymuje się na włosach przesadnie długo. W trakcie jej stosowania polecam uważać na ubrania, jasne ręczniki czy pościel - ponieważ kosmetyk może ubrudzić je na zgniłozielony kolor (najlepiej owinąć włosy foliówką, a dopiero potem ręcznikiem).


Świetnym uzupełnieniem maski jest natomiast krem modelujący Dabur Vatika z czarnuszką i jeżyną .Absolutny hit, który nie tylko pomaga utrzymać moje włosy w ryzach i podkreśla ich naturalny skręt - ale jeszcze odżywia je i nawilża (w przeciwieństwie do tradycyjnych pianek, lakierów i innych kosmetyków do stylizacji).  Cieszę się niezmiernie, że wreszcie trafiłam na specyfik modelujący - a jednocześnie nie pomijający najważniejszego aspektu pielęgnacyjnego. 

Krem pachnie bardzo przyjemnie, z łatwością się wchłania i nie pozostawia na włosach wrażenia nadmiernej tłustości. Mimo wszystko warto pamiętać o tym, by nie nakładać go na pasma w przesadnych ilościach.


Olejowanie włosów na 5 różnych sposobów.

Moja przygoda z olejowaniem włosów zaczęła się stosunkowo niedawno - ale już teraz mogę powiedzieć, że była jedną z najlepszych urodowych decyzji w moim życiu. Jak wiadomo, olejować można na kilka różnych sposobów: na sucho lub na mokro, na zimno lub na ciepło, w formie płukanki lub rozpylanej na włosach mgiełki.
Według zaleceń producenta poniższe indyjskie olejki powinno aplikować się na sucho - a następnie pozostawić je na włosach na godzinę i zmyć szamponem. U mnie jednak najlepiej sprawdza się aplikacja na wilgotne pasma, pozostawienie olejków na włosach na całą noc i spłukanie ich dopiero następnego dnia rano.


Testowane przeze mnie kosmetyki są o tyle wyjątkowe, że stanowią mieszanki kilku różnych olejków, ziół i ekstraktów ziołowych.  Ten od marki Soil and Earth łączy w sobie antybakteryjne i oczyszczające właściwości rozmarynu oraz rewitalizujące działanie tymianku. Dedykowany jest włosom osłabionym, z łupieżem i przetłuszczającym się u nasady (a jednocześnie przesuszonym w dolnych partiach). Mieszanka tymianku i rozmarynu nadaje mu dość intensywny ziołowy zapach - który pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, ale ja akurat nie mam z nim najmniejszego problemu. 


Natomiast olejek Dabur Brahmi Amla będzie stanowił ukojenie dla włosów zniszczonych i nadmiernie łamliwych. Już po 2-3 pierwszych użyciach matowe kosmyki nabierają nowego blasku,  wyczuwalnie zmniejsza się ich szorstkość i porowatość. Włosy stają się miękkie w dotyku, bardziej elastyczne i sprężyste. Mniej się puszą - co było widać zwłaszcza podczas naszych ostatnich rodzinnych wycieczek, w trakcie których moja fryzura pozostawała stosunkowo gładka nawet pomimo dużej wilgotności powietrza.

Tutaj ziołowy aromat jest chyba jeszcze mocniejszy - a olejek ma nieco bardziej lejącą konsystencję. Próbowałam stosować go również bez spłukiwania - jednak wówczas nadmiernie obciąża i przetłuszcza włosy, więc lepiej nie pozostawiać go na głowie zbyt długo. 


Poza indyjskimi kosmetykami do pielęgnacji włosów zamówiłam sobie jeszcze naturalne mydełko do twarzy z szafranem i miodem Soil nad Earth. Według zapewnień na jego opakowaniu - ma za zadanie przede wszystkim nawilżać i rozświetlać zmęczoną cerę, przywracać jej blask i eliminować wszelkie wypryski, przebarwienia oraz inne niedoskonałości.

Muszę powiedzieć, że radzi sobie całkiem nieźle. Skóra jest po nim gładsza , bardziej promienna, ma zdecydowanie ładniejszy koloryt i zdrowszy wygląd.  Nawet po kiepskiej nocy nie towarzyszy mi charakterystyczna "ziemistość" mojego lustrzanego odbicia ;) Mydełko ładnie pachnie, umiarkowanie się pieni - i oczyszcza twarz z resztek makijażu, z którymi nie poradziły sobie nawilżone chusteczki czy płyn micelarny. 

Co więcej, jest to mydełko ręcznie robione- i podobnie jak pozostałe opisywane przeze mnie kosmetyki nie zawiera żadnych sztucznych, szkodliwych dodatków. Opakowane zostało bardzo gustownie i ekologicznie - w związku z czym chyba pokuszę się o cały zestaw mydełek z przeznaczeniem na drobne prezenty dla bliskich mi osób.


Wszystkie w/w kosmetyki dostępne są na stronie MagiczneIndie.pl -
gdzie znajdziecie też bardziej szczegółowe informacje na temat ich składu i zastosowania. 

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Jak zniechęcić dziecko do przedszkola ? Antyporadnik dla rodziców.


1. Strasz dziecko przedszkolem (!) Serio - niektóre mamy / tatusiowie / babcie praktykują taką "cudowną" metodę wychowawczą. Nie dalej jak dwa dni temu słyszałam, jak kobieta mówi do swojego synka :

"Uspokój się wreszcie - bo pójdziesz do przedszkola. Już jesteś taki nieznośny, że nie mogę z tobą w domu wytrzymać. I będziesz tam siedział sam z obcymi paniami - a ja w końcu będę miała chwilę spokoju".  

Ciekawa jestem, z czym po takim tekście będzie kojarzyło się dziecku przedszkole ? Raczej nie z przyjemnością, nowym doświadczeniem i zabawą w gronie rówieśników - tylko z rodzajem kary, zadośćuczynienia i przymusowej separacji od rodziców. Przypuszczam, że maluszek może poczuć się również winny - i uznać, że rodzice "oddali go", ponieważ nieodpowiednio się zachowywał. Wrażliwsze dziecko pomyśli wręcz, że jest niekochane - i że mama z tatą zwyczajnie chcieli się go pozbyć. 



2. Powtarzaj w kółko : "Nie ma się czego bać". Im częściej rodzice powtarzali mi to zdanie przed wizytą u lekarza, na szczepieniu czy na zastrzyku - tym bardziej się bałam i wiedziałam, że nie czeka mnie tam nic dobrego. 

Takie słowa zawsze sugerowały mi , że w gruncie rzeczy jest się czego bać - ale dorośli właśnie usiłują wmówić mi coś zupełnie innego i zrobić ze mnie idiotkę. 

Tymczasem - w przypadku przedszkola faktycznie nie ma żadnych poważnych podstaw czy powodów do obaw. Więc lepiej unikać wszelkich konstrukcji zdaniowych, odmieniających słowo "strach" przez wszystkie możliwe przypadki. Moim zdaniem warto skupić się raczej na pozytywach - wspominać własne dobre doświadczenia z przedszkolem i opowiadać o tym, jak wiele wspaniałych, interesujących rzeczy można tam robić. 



3. Płacz, histeryzuj i wpadaj w panikę. Kojarzysz ten moment, kiedy rodzice odprowadzali Cię po raz pierwszy pod drzwi przedszkolnej sali ? Na pewno nie było im wtedy łatwo zachować zimną krew, nie uronić choć jednej łezki wzruszenia, utrzymać się w ryzach i nadać swojemu głosowi normalne brzmienie. 

Ciebie też pewnie ściśnie w gardle. Też pewnie zaszklą Ci się oczy. Ale mimo wszystko postaraj się nie dopuścić do tego, żeby te emocje wzięły górę - i nie rozklejaj się nadmiernie przy dziecku. Pamiętaj, że ono doskonale wyczuwa wszystkie dorosłe nastroje. Jeśli dojrzy w Tobie napięcie, lęk i nerwy - samo też może poczuć się jeszcze bardziej zaniepokojone całą sytuacją. 

Dlatego lepiej poczekaj, aż zamkną się za Tobą drzwi. Wtedy już w porządku - możesz ryczeć jak bóbr, tama puściła ;)  



4. We wszystkim wyręczaj i bądź jak typowa "matka-kwoka". W moim odczuciu jednym z zasadniczych powodów, dla których posyła się dziecko do przedszkola - jest socjalizacja, nauka funkcjonowania w grupie oraz większej samodzielności. 

Jeśli pomimo podjęcia takiej decyzji nadal będziesz chciała swojego świeżo upieczonego przedszkolaka "wysiadywać", jakby był kilkumiesięcznym rozkosznym berbeciem - to żaden z powyższych celów raczej nie zostanie osiągnięty.

Kiedy miałam studenckie praktyki w przedszkolu i nauczaniu początkowym, niejednokrotnie takie matki-kwoki widywałam. "Robercik nie umie sam jeść - to ja zostanę i go pokarmię." "Kacperku, sam się nie ubieraj - ja ci założę kurtkę i zapnę rzepy w butach". Zdarzały się nawet przypadki, kiedy mama wykonywała jakąś pracę plastyczną ZAMIAST dziecka - a wystarczyło tylko trochę mu pomóc i zachęcić je do wspólnej twórczości. 

Osobiście jestem zwolenniczką podejścia, że im dziecko starsze - tym więcej swobody i okazji do samodzielnego zdobywania nowych umiejętności trzeba mu dawać. Nie usuwać spod nóg wszystkich kłód - tylko pozwolić pogłówkować , jak je przeskoczyć lub obejść :) Myślę, że wtedy dziecko będzie miało zdecydowanie więcej satysfakcji, że dokonało czegoś zupełnie samo lub tylko przy naszym niewielkim wsparciu.



5. Bądź "przedszkolnym wybawcą" swojego dziecka. Odbieraj je z przerażoną miną i mów : "Jak się czujesz, kochanie? Nic ci się nie stało przez cały dzień bez mamy? Chodź, już Cię stąd zabieram. Teraz pójdziemy do domku, będziemy do wieczora razem i porobimy wspólnie coś naprawdę fajnego".

Taaa...Zachowuj się zupełnie jak rycerz na białym rumaku, który właśnie uratował księżniczkę przed pożarciem przez ziejącego ogniem smoka ;)

6. Wymuszaj na dziecku szczegółowe relacjonowanie każdego dnia spędzonego w przedszkolu. "Co jadłeś na obiad? Jaką bajkę oglądaliście po drugim śniadaniu? Gdzie byliście na spacerze? Spałeś na leżakowaniu? Z kim i w co się bawiłeś? Co ciekawego robiła z Wami dzisiaj pani?" - krzyżowy ogień pytań, tuż po opuszczeniu przedszkolnych murów. Ciekawe, które dziecko - wyczerpane wrażeniami całego minionego dnia - będzie miało ochotę i siłę na nie wszystkie odpowiadać, nie zniechęcając się przy okazji do samej instytucji przedszkola ;)
 


7. Wymagaj natychmiastowych efektów - nie znoś sprzeciwu i porażek. Pamiętajmy, że przedszkole to dla naszych dzieci zupełnie obce, nieznane wcześniej miejsce. Jak my czuliśmy się w nowej szkole? Jak czujemy się obecnie - już jako dorośli ludzie - zmieniając pracę czy nawet stanowisko w tej samej firmie ? Czy nie potrzebujemy czasu, żeby przyzwyczaić się do nowej sytuacji ? Czy nie musimy wdrożyć się w nowe obowiązki i codzienną rutynę? Czy od razu brylujemy w nowym towarzystwie, czujemy się jak ryba w wodzie i bez żadnych potknięć realizujemy wszystkie powierzone nam obowiązki?  Nie sądzę. Dlatego dajmy dziecku przede wszystkim czas - i dajmy go również sobie :)

***

P.S. Żeby nie było, że się w tym wpisie mądrzę i wszystkie rozumy pozjadałam ;) Sama na pewno też najróżniejszych błędów nie uniknę - ale będę informować Was o tym na bieżąco, bo nasz Bąbel również od września zaczyna swoją przygodę z przedszkolem ;) 

P.S. 2. Dotychczasowe wpisy związane z elementami naszej wyprawki dla przedszkolaka znajdziecie ------->>> TUTAJ. 

Natomiast -------->>> TUTAJ podrzucam Wam kilka pomysłów na kreatywne place plastyczne z dzieckiem, wykonane przy użyciu produktów Bambino.

czwartek, 17 sierpnia 2017

Do starszej pani, która nazwała moje dziecko "ZBOCZEŃCEM"...


Proszę Pani,

Ja generalnie bardzo szanuję  starszych ludzi.  Ustępuję im miejsca w autobusie, przepuszczam w drzwiach i w kolejce w supermarkecie,   noszę  ciężkie  siaty z zakupami na wyższe  piętro. Sama mam osiemdziesięciokilkuletnich dziadków  - którym  zawsze staram się  pomagać, regularnie odwiedzać  ich i wspierać (choć  demencja dziadka sprawia, że  czasami nie rozpoznaje już  nawet osób  z najbliższej  rodziny).

Nie jestem też matką nastawioną absolutnie bezkrytycznie do swojego dziecka. Potrafię krzyknąć, zakazać, odesłać  do innego pokoju - i nie uważam, że wszyscy powinni bić przed Juniorem pokłony czy też traktować  go jak małego bożka , zasługującego na wszelkie możliwe przywileje.

Mówiąc zupełnie szczerze - nigdy nie wymagałam i nadal nie wymagam od ludzi, żeby  lubili moje dziecko. Nie wymagam, żeby  się  nad nim roztkliwiali i rozpływali  w zachwytach. Nie jestem zwolenniczką  wychowania "bezstresowego" - nie przewidującego jakichkolwiek konsekwencji dziecięcych niewłaściwych zachowań...

Ale ostatnio pewna sytuacja z Pani udziałem sprawiła, że  dosłownie się  zagotowałam - i gdybym była postacią  z kreskówki to pewnie ilustrator narysowałby mi dym buchający obficie z nozdrzy i uszu. 

Myślę, że Pani również doskonale to zdarzenie pamięta 
(a może nie - ponieważ codziennie prowokuje Pani takie sytuacje 
i odnajduje w tym dziką przyjemność ?)

foto: unsplash.com / Alex Harvey

Czwartkowe popołudnie, galeria handlowa. Synek jest ze mną w przymierzalni - ponieważ wyjątkowo wybrałam się na zakupy tylko z nim, bez towarzystwa męża. Nagle spada mi plastikowy sklepowy wieszak - więc Junior schyla się żeby mi go podać, po czym wstaje i nadal beztrosko stroi miny do znajdującego się w przymierzalni lustra.

W tym samym momencie słyszę z sąsiedniej, zajmowanej przez Panią kabiny: "Niech pani natychmiast powie temu dziecku, żeby tu do mnie nie zaglądało!"

Jestem w szoku - bo wszystko trwało dosłownie ułamek sekundy, więc o jakimkolwiek celowym "zaglądaniu" nie mogło być mowy. Mimo wszystko zwracam synkowi uwagę i tłumaczę, a Panią kulturalnie przepraszam. No ba ! On też przeprasza - tak gorliwie i najszczerzej, jak tylko kilkuletnie dziecko potrafi...

"Mały zboczeniec rośnie! 
Za chwilę będzie podglądał i gwałcił koleżanki, dewiant jeden!"

SŁUCHAM!? SERIO?! Moje dziecko ma  tylko 3 lata ! Jakim prawem zwraca się Pani do niego w ten sposób? ! Czy naprawdę nie widzi Pani żadnej różnicy między kilkulatkiem , który chciał pomóc mamie - a perfidnym podglądaczem i przyszłym gwałcicielem ?

Ale OK...W pewnym sensie rozumiem Pani złość i rozgoryczenie. Sama wprawdzie zareagowałabym zupełnie inaczej, gdyby to do mojej przymierzalni zajrzał przez przypadek kilkuletni chłopiec - zbyłabym to uśmiechem, żartem i wykazałabym się znacznie większym zrozumieniem... Jednak powiedzmy, że ludzie są różni - mają inne granice, barierę wstydu i próg "odporności" na takie sytuacje...Junior dostaje więc ode mnie reprymendę - ale Pani nadal nie daje za wygraną...

"Z takim CZYMŚ to nie powinno się w ogóle do ludzi wychodzić! Jak dziecko się nie umie zachować i jest ZBOCZONE - to zamyka się je w domu i nie zabiera ze sobą na zakupy!"

W tym momencie - bardzo przepraszam - ale nie wytrzymuję (choć gryzę się w język tak mocno i długo, że do tej pory jest porządnie opuchnięty). "O prawdziwym podglądaczu w przymierzalni w tym wieku to można sobie tylko pomarzyć. Na taki zwiotczały pomarszczony tyłek nikt by się już nie pokusił, niestety. A jeszcze jedno słowo - i sama tam do Ciebie wtargnę, paskudny babsztylu!" - wybucham w końcu, i jakoś absolutnie nie mam w związku z tym wyrzutów sumienia.

Nagle cisza... Już nic  Pani nie mówi. 
I bardzo dobrze - bo serio nie wiem, jaki byłby finał tej sytuacji w przeciwnym wypadku.

foto: unsplash.com / Alex Harvey

Tak myślę sobie po tym wszystkim...Ile razy już widziałam staruszkę, która tak bardzo "nie może chodzić" - że aż biegnie do autobusu, torując sobie drogę laską, taranując i przewracając wszystkich po drodze... Ile razy widziałam starszego pana, który puszczał głośną wiązankę przekleństw w kierunku gromadki dzieci - tylko dlatego, że wrzuciły sobie kamyczek do rzeki, w której on zamierzał akurat łowić ryby....

Starsi ludzie zawsze bardzo głośno i dobitnie domagają się od młodszych pokoleń poważania oraz szacunku. A jak jest z ich szacunkiem wobec innych? I czy mamy szanować kogoś tylko z uwagi na jego bardziej zaawansowany wiek - bez względu na to, co faktycznie sobą reprezentuje?

Mój szacunek i cierpliwość do człowieka kończy się w momencie, kiedy w odpowiedzi na kulturalne zachowanie i przeprosiny doświadczam z jego strony chamstwa i bezpodstawnej napaści.  W dodatku chamstwa i napaści ukierunkowanej na małe dziecko...

A Wy - jak wiele jesteście w stanie znieść? 

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Z wizytą u Reksia, Bolka i Lolka - zwiedzamy Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej.

Któż z nas nie ma sentymentu do tych poczciwych polskich animacji, które powstały swego czasu w Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej ? Kto nie zna kultowych przygód Reksia albo Profesora Baltazara Gąbki ? Kto nie ekscytował się i nie przeżywał, kiedy Bolek i Lolek przemierzali całą kulę ziemską w swojej wielkiej podróży dookoła świata? 

Pamiętam jak dziś, kiedy razem z rodzicami i młodszą siostrą zasiadałam przed naszym (najpierw czarno-białym, a potem kolorowym już) telewizorem - i oglądałam te wspaniałe bajki, nie mające absolutnie nic wspólnego z dzisiejszymi komputerowymi trendami rodem z Pixara. Pamiętam, że aż drżałam z emocji na widok ich charakterystycznych czołówek - i dlatego też już wówczas postanowiłam sobie, że w przyszłości moje dziecko będzie wychowywało się właśnie na takich starych (lecz wciąż jarych) kreskówkach.

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

Kilka dni temu zaplanowaliśmy sobie również, że zabierzemy Bąbla do miejsca, w którym wszystkie te cudowne bajkowe przygody miały swój początek. Pojechaliśmy razem do Bielska-Białej. Do miasta, gdzie Reksia, Bolka i Lolka można spotkać , spacerując rodzinnie po ulicach. Do miasta, które z jednej strony przypomina odwiedzoną kiedyś przez nas austriacką stolicę (i stąd również określa się je jako "Mały Wiedeń" ) - a z drugiej strony znaleźć tu można najróżniejsze relikty  PRL-owskiej przeszłości i czasów , w których Polska zdecydowanie nie należała jeszcze do Unii Europejskiej.

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała


Jakim miastem jest Bielsko-Biała? Z całą pewnością posiadającym specyficzny, jedyny w swoim rodzaju klimat. Mamy tu do czynienia z mnóstwem wyraźnie rzucających się w oczy kontrastów i dysonansów. Wędrując wąskimi brukowanymi uliczkami podziwiamy zarówno majestatyczny i typowo wiedeński Zamek Książąt Sułkowskich - jak i bardzo zaniedbane, odrapane kamienice z osypującym się tynkiem (które jednak - podobnie jak nawierzchnia ulic - są poddawane mniejszym lub większym remontom).

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

Mieliśmy wielką nadzieję, że w trakcie naszej wędrówki po mieście będziemy mogli zajrzeć do Teatru Banialuka i obejrzeć chociaż część zgromadzonych tam lalek, kukiełek i innych eksponatów. Niestety, na miejscu pocałowaliśmy klamkę - ponieważ okazuje się, że teatr jest nieczynny w okresie wakacyjnym, a swoją działalność wznawia dopiero we wrześniu.

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

Tak czy siak, najbardziej wyczekiwanym przez Bąbla miejscem było wspomniane już wcześniej Studio Filmów Rysunkowych. Znajdujące się nieco na uboczu, w dość niepozornym budynku - a jednak od dziesiątek lat ma tam miejsce prawdziwa magia, ukochana przez kilka kolejnych pokoleń w Polsce i na całym świecie (bajka "Bolek i Lolek" była jedną z nielicznych europejskich produkcji, dopuszczonych do emisji chociażby w Iranie, po rewolucji islamskiej).

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

Już kupując bilety - mogliśmy spotkać wszystkich znanych nam bohaterów,  zamkniętych za szklanymi gablotami. W sklepiku znajdującym się przy kasie można nabyć zarówno pluszowe maskotki, jak i puzzle oraz gumowe figurki. Koszt wstępu to zaledwie 15 złotych, natomiast dzieci do trzeciego roku życia mogą zwiedzać studio zupełnie gratis. Taka cena wydaje mi się naprawdę mało wygórowana - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nasze zwiedzanie trwało aż dwie godziny, a oprowadzający nas pan wkładał w nie całe mnóstwo serca, energii i dobrego humoru.

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

Mieliśmy okazję dowiedzieć się między innymi :

- jak powstają poszczególne sceny w kreskówkach;
- w jaki sposób tworzone są ich tła muzyczne oraz efekty dźwiękowe;
- co trzeba zrobić, by ożywić naszkicowaną przez rysownika postać;
- czym różnią się dawne animacje od tych obecnych, realizowanych przy pomocy komputera;
- kim byli pomysłodawcy i twórcy naszych ulubionych bajek - oraz skąd czerpali swoje inspiracje...

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała

Przewodnik opowiadał nam o tym wszystkim z ogromnym zapałem i entuzjazmem. Było widać, że kocha swoją pracę - i że jest prawdziwym pasjonatem, o których we współczesnym świecie (mam wrażenie) coraz trudniej. Po zakończonym obchodzie wszystkich ekspozycji i pomieszczeń zostaliśmy zaproszeni jeszcze na półgodzinny animowany seans w sali kinowej - i to była dla Juniora absolutna wisienka na torcie oraz creme de la creme całej naszej wycieczki :) 

Z czystym sumieniem polecamy wszystkim wyprawę do Bielska oraz odwiedziny u Reksia, Bolka i Lolka. To niesamowite doświadczenie, które na pewno na długo pozostanie w naszej i Bąblowej pamięci !  Z całą pewnością wrócimy tam znowu - tym razem po to, żeby zdobyć Szyndzielnię, Klimczok albo któryś z pozostałych malowniczych szczytów Beskidu Śląskiego, wznoszących się nad miastem. 

podróże z dzieckiem Studio Filmów Rysunkowych Bielsko-Biała Klimczok