czwartek, 30 marca 2017

Jeżeli choć raz czekałaś na wyniki takich badań - to wiesz, dlaczego piszę ten post...

Część z Was nie zna mnie zbyt dobrze i zbyt długo - a może nawet dopiero przy okazji tego dzisiejszego wpisu znalazła się tutaj po raz pierwszy. Tylko nieliczni wiedzą, jak wyglądała cała nasza historia, starania o dziecko oraz moje perypetie zdrowotne. Tylko nieliczni pamiętają ten post sprzed trzech lat na moim poprzednim blogu, w którym napisałam:

 "Dziewczyny, nie jest wesoło. 
Właśnie odebrałam wyniki, mam podwyższone markery nowotworowe 
i za tydzień kładę się do szpitala na operację"... 

To był koszmarny, naprawdę KOSZMARNY tydzień. Najchętniej przespałabym go w całości tak samo, jak niedźwiedź przesypia zimę w swojej jaskini - a potem obudziła się już po zabiegu i usłyszała od lekarza: "Wszystko w porządku. Pani guz nie był złośliwy. Wycięliśmy go razem z całą resztą i już niczego nie musi się Pani obawiać". 

A tymczasem, musiałam robić dobrą minę do złej gry - chodzić do pracy, uśmiechać się do klientów i udawać, że żadna kartka z przekroczonymi normami CA-125 i CEA nie leży na mojej nocnej szafce i nie przypomina mi bezlitośnie każdego wieczoru o tym, co nieuniknione...

rak wojna z rakiem fundacja alivia 1% podatku
zdjęcie: Internet

Oddział chirurgii onkologicznej to inny świat.  

Już na sam widok tych dwóch wyrazów nad drzwiami 
człowiek dostaje dreszczy i oblewa go zimny pot. 

"Co ja tutaj w ogóle robię, do diabła? Mam dopiero 28 lat i lada dzień pewnie zadzwoni do mnie TEN telefon z ośrodka adopcyjnego...I co ja im wtedy powiem? Bardzo mi przykro? Nie możemy przyjąć do siebie dziecka? Właśnie dowiedzieliśmy się, że mam raka?"

"Powinnam teraz biegać po sklepach, szukać wózka i łóżeczka ze szczebelkami, kompletować wyprawkę, krążyć pomiędzy regałami pełnymi mikroskopijnych ubranek...A tymczasem - jadę szpitalnym korytarzem w zielonym czepku na głowie, fartuchu i papierowych kapciach - na salę, na której za chwilę pokroją mnie, a po trzech godzinach z powrotem zaszyją"...

Serio - to było najgorsze uczucie 
i najbardziej histeryczna gonitwa myśli w całym moim życiu...

 ___________________________

 TEN telefon z ośrodka zadzwonił do mnie dwa dni po operacji. 
Wypisałam się ze szpitala na własne żądanie - i praktycznie prosto z oddziału 
pojechaliśmy do domu dziecka, na pierwsze spotkanie z naszym synkiem. 

Na szczęście w moim przypadku alarm okazał się fałszywy -
i wyniki badań histopatologicznych wykluczyły złośliwość nowotworu.

Ale ile jest każdego roku osób, które usłyszą w gabinecie lekarskim 
najgorszą, najbardziej tragiczną diagnozę?

rak wojna z rakiem fundacja alivia 1% podatku
zdjęcie: Internet

Dlatego właśnie piszę ten post. 
 
Jeżeli nadal nie wiecie i wahacie się, na jaki cel przeznaczyć 1% swojego podatku - odsyłam Was na stronę Fundacji Onkologicznej Alivia . Jest to organizacja, która prowadzi cały szereg działań na rzecz osób dotkniętych chorobą nowotworową. Dla swoich podopiecznych zainicjowała między innymi Program Skarbonka, w ramach którego wsparcie finansowe otrzymało już prawie 500 osób. Oprócz tego stworzyła też bazę wiedzy o raku oraz ogólnopolski RAPORT - z którego niestety wynika, że większość polskich pacjentów onkologicznych nie jest leczona zgodnie z ogólnie przyjętymi światowymi standardami i stanem współczesnej wiedzy medycznej.

Koniecznie wypełnijcie też TEST O RAKU. Ja muszę przyznać, że pomimo moich wcześniejszych doświadczeń zaznaczyłam w nim całkiem sporo nieprawidłowych odpowiedzi - a te właściwe niejednokrotnie wprawiły mnie w zdumienie, niedowierzanie i zupełnie zszokowały. 

Fundacja Alivia ma na swoim koncie również kampanie społeczne
"Wojna z rakiem" oraz "Weź raka na cel", 
 których flagowe filmiki możecie obejrzeć poniżej. 




 Życzę Wam wszystkim dużo zdrowia - 
i obyście nigdy nie musieli żadnej takiej nierównej walki stoczyć...

poniedziałek, 27 marca 2017

Bezpieczeństwo Twojego dziecka zależy (nie) tylko od Ciebie.

Kiedy pracowałam jeszcze w centrum handlowym, przynajmniej raz w tygodniu miałam okazję wysłuchiwać komunikatu nadawanego przez ochronę, o mniej więcej takiej treści: "Mała Marysia/Ola/Paulinka* czeka na swoich rodziców przy stanowisku ochrony, w centralnej części poziomu pierwszego." 

_____________________
(* niepotrzebne skreślić - i wstawić dowolne imię dziecka )

Jako młoda i bezdzietna dziewczyna myślałam sobie wówczas : "Kurczę...Jakim rodzicem trzeba być, żeby zgubić w sklepie własne dziecko? Jaki ogromny szał zakupów musi kogoś ogarnąć, żeby doprowadzić do takiej sytuacji? To się przecież zupełnie w głowie nie mieści !" 

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

Oczywiście gdy już sama zostałam mamą niejeden raz biłam się w piersi za taki pochopny i niesprawiedliwy osąd  - bo przekonałam się na własnej skórze, że przy energicznym kilkulatku naprawdę trzeba mieć oczy dookoła głowy. Czasami wystarczy jakiś ułamek sekundy i chwila nieuwagi, żeby dziecko zniknęło nam z zasięgu wzroku.

Nam wprawdzie nigdy nie zdarzyło się "zgubić" Bąbla w supermarkecie, na zatłoczonym deptaku czy w innym miejscu publicznym - ale na przykład brat mojego męża w wieku pięciu lat opuścił niepostrzeżenie przedszkolne mury, niezauważony przez żadną z opiekunek. Dotarł do domu zupełnie sam, przecinając dwie ruchliwe ulice i niezbyt stabilną kładkę na pobliskiej rzecze (!) Chyba tylko jakiś niesamowity fart sprawił, że wszystko dobrze się skończyło i że wyszedł z tej swojej "przygody" bez szwanku...

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam na którymś zaprzyjaźnionym blogu, że istnieje coś takiego jak zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS - pomyślałam, że przydałoby się zaopatrzyć Bąbla w takie cudo (zwłaszcza że za kilka miesięcy wyruszymy na nasze pierwsze zagraniczne wakacje, a we wrześniu Młody również dołączy do grona przedszkolaków). 

Dlaczego zamiast tego nie zdecydowaliśmy się na zakup telefonu ? 

Bo po prostu uważamy, że jest na to zdecydowanie za wcześnie ! Trzylatek z telefonem zakrawa w moich oczach na absurd i jakiś kiepski żart - a poza tym odnoszę wrażenie, że telefon jest jednak zdecydowanie bardziej łakomym kąskiem dla złodzieja. Nasz model zegarka KIDDO MIZU prezentuje się natomiast po prostu jak kolorowy dziecięcy gadżet, który na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia cennego i nie zdradza wszystkich swoich ukrytych funkcji.

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

Żeby taki zegarek mógł spełniać swoją rolę, potrzebna jest mu karta micro SIM dowolnej sieci. Sugeruję docisnąć ją mocno do samego końca jakimś ostrym narzędziem - żeby odpowiednio "wskoczyła" na swoje miejsce.

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

Po włożeniu karty oraz każdym ładowaniu zegarka trzeba pamiętać też o tym, żeby dokładnie go domknąć i uszczelnić - ponieważ jest to gwarancja jego wodoodporności , którą również kilkunastokrotnie testowaliśmy (z zegarkiem można pływać, natomiast nie należy zanurzać się z nim na duże głębokości).

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

test na wodoodporność


O wszystkich funkcjach i możliwościach zegarka mogłabym pisać tutaj naprawdę długo. Wszelkie bardziej szczegółowe informacje i techniczne dane znajdziecie oczywiście na stronie producenta KAMIUMI - ale chociaż w telegraficznym skrócie chciałabym opowiedzieć Wam o kilku kwestiach, które dla nas okazały się najbardziej kluczowe.

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

Zegarek obsługiwany jest przez aplikację telefoniczną SeTracker, która działa zarówno na urządzeniach w systemie Android, jak i iOS. Do wyboru są aż trzy różne wersje oprogramowania - spośród których wybraliśmy najbardziej zaawansowaną SeTracker3, z widokiem w formie kafelków.

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

W moim odczuciu najbardziej przydatną i znaczącą opcją jest sama lokalizacja - czyli namierzanie pozycji dziecka na mapie oraz śledzenie i pokazywanie trasy, jaką pokonało w określonym odcinku czasu. Jeżeli w danym momencie nie ma nas przy dziecku i zostawiamy je pod opieką dziadków albo pań w przedszkolu to na mapce w naszym telefonie możemy obserwować i kontrolować, gdzie konkretnie się ono znajduje.


Mamy również możliwość wysyłania z telefonu wiadomości głosowych (oraz tekstowych - do piętnastu słów) , które dziecko odsłuchuje po naciśnięciu przycisku na zegarku. Możemy także wykonać "utajnione" połączenie, podczas którego słyszymy wszystko, co dzieje się w otoczeniu dziecka - ale ono samo nie jest świadome, że właśnie do niego dzwonimy.

kamiumi zegarki dla dziecka z lokalizatorem GPS

Jeżeli z jakichś przyczyn zegarek zostanie przez dziecko zdjęty lub znajdzie się poza wyznaczoną przez nas "strefą bezpieczeństwa" - automatycznie dostaniemy takie powiadomienie. Dziecko natomiast w sytuacji zagrożenia może wysłać sygnał SOS na wszystkie numery zdefiniowane w pamięci zegarka. Książka telefoniczna pozwala na zapisanie trzech numerów alarmowych oraz dziesięciu dodatkowych kontaktów, z którymi dziecko będzie mogło zrealizować połączenie i porozmawiać. 

Wszystkie pozostałe funkcje - jak na przykład wysyłanie do dziecka nagród w postaci serduszek, pomiar kroków, przebytego dystansu i spalonych kalorii - również są bardzo sympatycznym dodatkiem. Przyznaję bez bicia, że z niektórych z nich sama korzystam - i czasami podkradam Bąblowi zegarek wybierając się na spacer albo pobiegać, żeby monitorować swoje postępy i mieć motywację do bicia kolejnych rekordów :)


Niestety, nie ma urządzeń idealnych. W naszym zegarku początkowo największą bolączką okazał się zasięg, który czasami "pojawiał się i znikał". W zamkniętych pomieszczeniach dość często wcale go nie było, natomiast na dworze też zdarzało mu się ginąć albo oscylować gdzieś w okolicach jednej kreski.  Dopiero po jakimś czasie urządzenie zaczęło sprawniej logować się do sieci, a jego użytkowanie stało się bardziej płynne i mniej problematyczne.

To na pewno wymaga drobnej korekty i dopracowania przez KAMIUMI - ponieważ bez zasięgu stosowanie takiego sprzętu jest po prostu niemożliwe, a jego misja związana z bezpieczeństwem najzwyczajniej w świecie traci sens.

czwartek, 23 marca 2017

"Adopcja dziecka jest darem" - gościnna opowieść adopcyjnej mamy.



Któregoś dnia zauważyłam na Facebooku pewien komentarz świadczący o tym, że jego Autorka jest mamą adopcyjną. Z ciekawości zajrzałam na Jej profil oraz prowadzoną przez Nią stronę internetową - i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że wcale nie jesteśmy sobie tak zupełnie obce :) Co więcej - byłyśmy nawet w tej samej grupie podczas naszych warsztatów w ośrodku adopcyjnym (jaki ten wirtualny świat jest w gruncie rzeczy mały !) 

Jeżeli macie już trochę dosyć moich osobistych wynurzeń na temat macierzyństwa i adopcji dziecka - dzisiaj posłuchajcie tego, co ma Wam do powiedzenia Ola. Przy okazji zapraszam również na jej bloga - gdzie znajdziecie zdecydowanie więcej takich pięknych, płynących z serca tekstów. 

 ____________________________________


"Adopcja dziecka jest darem"


„Byłem dzieckiem nienarodzonym i przyjęliście mnie, pozwoliliście Mi się urodzić. Byłem dzieckiem opuszczonym i staliście się dla Mnie Rodziną Byłem dzieckiem osieroconym a adoptowaliście Mnie wychowując jak Wasze dziecię.” 

Św. Jan Paweł II , List do Rodzin 1994r.


Już prawie dwa lata minęły od czasu, gdy adoptowaliśmy dziecko – Chłopczyka. Tomuś miał wtedy zaledwie kilka miesięcy. Pamiętam, gdy po raz pierwszy nam go przyniesiono w domu dziecka. Miał wielkie, smutne oczy, którymi tak uważnie na nas spojrzał. Potem jednak szybko powrócił do swego zamkniętego świata. Zamkniętego na dwa sposoby. 

Wewnętrzne zamknięcie polegało na tym, że  po chwili zainteresowania zapadł w coś w rodzaju letargu. Nie reagował na nic co go otaczało. Na nas już więcej też nie. 

Zamknięcie zewnętrzne dotyczyło miejsca, w którym przebywał. Jego całym światem był mały pokój, w którym oprócz jego łóżeczka były jeszcze cztery inne łóżka. W nich również leżały niemowlęta. To właśnie w tym pokoju był karmiony, kąpany, przewijany. Nie znał świata zewnętrznego. Nie pamiętał, jak przewożono go po urodzeniu ze szpitala. Od tamtej pory nigdy nie wychodził na zewnątrz. Nie wiedział czym jest niebo, ziemia, słońce, nigdy nie poczuł porywu wiatru, zapachu lata, czy jesieni. 

Był nauczony jeść zawsze do końca, całą butelkę mleka, bo następna była dopiero za kilka godzin. Nie budził się też w nocy na posiłek, potrafił wytrzymać do rana. Zasypiał przy zaświeconym świetle. Nikt nie myślał, czy mu to przeszkadza. Do hałasu i płaczu innych dzieci też musiał się przyzwyczaić. Nauczył się sam utulać do snu, obejmując się małymi rączkami. Nasze dziecko adopcyjne nie miało łatwo.

Pamiętam z tego okresu inne niemowlę (Anię - córkę naszych przyjaciół). Dziewczynka była noszona, przytulana, głaskana, całowana. Gdy spała wszyscy chodzili na palcach, by nie zakłócić jej snu. Co jakiś czas się przebudzała by jeść, zaspokajając przy okazji nie tylko potrzebę głodu, ale również i potrzebę bliskości. Wtedy mama przecież była tylko dla niej. Ania była dzieckiem ciekawym świata, radosnym. Chodziła z rodzicami na długie spacery. Znała i wiedziała to wszystko, czego nigdy nie doświadczył Tomuś. 

Dwie historie, ale jakże różne. 
Jakże zupełnie inny start w życie. 
Historia odrzucenia i historia wielkiej miłości.

Ale te historie już się nie różnią. W pewnym momencie stały się do siebie tak bardzo podobne. A patrząc teraz na Tomka i Anię trudno poznać, jaki był ich początek. To wielki dar stanąć na drodze małego dziecka i zmienić jego historię. Odrzucenie wypełnić miłością. Patrzeć jak dziecko rozkwita, jak pięknieje, gdy czuje się kochane i „jedyne - niepowtarzalne” dla swoich rodziców. Adopcja dziecka jest darem – tak właśnie lubię o niej myśleć… i na pewno nie jest czymś „zamiast”.


_____________________________

Autorką powyższego tekstu jest Ola, 
prowadząca stronę www.childadoption.eu

wtorek, 21 marca 2017

Mama u fryzjera - profesjonalna kuracja regenerująca włosy Olaplex.


Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami pewnym nowym odkryciem kosmetycznym, za które w szczególności wdzięczna jestem pani Justynie z mojego zaprzyjaźnionego salonu fryzjerskiego. Chodzi o zabieg regenerujący OLAPLEX, pozwalający uchronić włosy przed negatywnymi konsekwencjami farbowania, rozjaśniania, trwałej i innych chemicznych eksperymentów.

O OLAPLEXIE zrobiło się głośno , odkąd do jego stosowania zaczęły przyznawać się popularne aktorki, piosenkarki, modelki i inne celebrytki. Ja początkowo byłam nastawiona dość sceptycznie - ale mojej fryzjerce udało się mnie przekonać i ani trochę nie żałuję tej decyzji.

Zabieg OLAPLEX składa się z trzech bardzo prostych i nieskomplikowanych kroków - 
stąd każdy profesjonalny zestaw potrzebny do jego wykonania zawiera trzy różne, 
odpowiednio opisane buteleczki.

olaplex
  
olaplex
zdjęcie:Internet

KROK NR 1 polega po prostu na dodaniu preparatu OLAPLEX BOND MULTIPLIER do stosowanej przez nas farby do włosów. Zawarte w kosmetyku składniki aktywne wnikają w puste przestrzenie keratynowej struktury włosa, otaczają go warstwą ochronną i izolują przed szkodliwymi czynnikami chemicznymi. Wszystko to ma miejsce już w trakcie farbowania, a nie dopiero po zakończonej koloryzacji (jak dzieje się w przypadku większości odżywek).

W ramach KROKU NR 2 fryzjer traktuje nasze włosy preparatem OLAPLEX BOND PERFECTOR, który dla odmiany domyka nasze łuski włosowe i sprawia, że składniki pozostają tam na dłużej, stanowiąc długofalowe wsparcie i ochronę dla  mostków siarczkowych (czyli wiązań strukturalnych włosów).

KROK NR 3 możemy uskuteczniać już we własnym zakresie, w zaciszu swojej łazienki - i po każdym myciu głowy nakładać na wilgotne włosy OLAPLEX HAIR PERFECTOR. Ta odżywka ma za zadanie podtrzymanie efektu uzyskanego w salonie fryzjerskim aż do momentu kolejnego farbowania.

Olaplex
 
Moim skromnym zdaniem udaje się jej to znakomicie - 
a po wszystkich trzech krokach kuracji OLAPLEX zauważyłam, że:

- włosy zdecydowanie mniej się puszą, są gładkie i miękkie w dotyku;

- żeby je rozczesać wystarczy dosłownie kilka ruchów grzebienia (a wcześniej niestety towarzyszyły temu dantejskie sceny, szarpanie i siłowe rozdzielanie splątanych pasm);

- włosy są bardziej sprężyste i elastyczne, lepiej nawilżone i mniej łamliwe - dzięki czemu nie wypadają aż w takich ilościach, jak przedtem;

- nareszcie nie mam na głowie nastroszonej "miotły", która od bardzo długiego czasu stanowiła moją prawdziwą zmorę - i nijak nie mogłam poradzić sobie z jej ujarzmieniem;

- moje kosmyki nie elektryzują się, są bardziej zdyscyplinowane i podatne na układanie.

Olaplex

Ile kosztuje zabieg OLAPLEX?
 
Koszt zabiegu waha się od 70 do 120 złotych - i jest to cena, jaką trzeba doliczyć do farbowania czy innego zabiegu chemicznego, który akurat wykonujemy w salonie.  Kolejnych 115 złotych kosztowała mnie buteleczka z preparatem OLAPLEX HAIR PERFECTOR, którą zamówiłam na Perfumeria.pl i stosuję regularnie po każdym myciu głowy.

W moim odczuciu nie jest to cena zbyt wygórowana, jak na takie świetne rezultaty - które podobno przy systematycznym stosowaniu odżywki mają szansę utrzymać się nawet do 2-3 miesięcy. 

Dodam jeszcze, że kuracja może zostać przeprowadzona nie tylko w trakcie farbowania - ale również jako samodzielny zabieg na włosy, które po prostu wymagają intensywnej regeneracji i wyjątkowego, szczególnie troskliwego potraktowania. Polecam wszystkim - a szczególnie tym z Was, które mają naprawdę mocno zniszczone, przesuszone i łamliwe kosmyki. Skoro mi pomogło - to już chyba każdemu pomoże.

Olaplex

poniedziałek, 20 marca 2017

Klasyka Dla Smyka - edycja marcowa.

Dzisiaj będzie krótko i na temat. O poprzedniej, lutowej edycji akcji Klasyka Dla Smyka opowiadałam Wam już w tym poście - więc po prostu sobie tam zajrzyjcie jeśli macie ochotę, a ja nie będę się powtarzać :) Przypomnę tylko jednym zdaniem, że akcja ta ma na celu obdarowywanie książkami wychowanków domów dziecka - oraz zarażanie ich miłością do literatury. Jej organizatorami są natomiast Dagmara z bloga Socjopatka.pl i Radek, znany jako Osiński.

Klasyka Dla Smyka
list do dzieci - grafika autorstwa Yummy Mummy Ideas

Powiem Wam, że od samego początku nawet przez chwilę nie wątpiłam w sens całej inicjatywy. Ale jeśli mimo wszystko są tutaj jacyś sceptycy - to polecam im...zostać ambasadorem akcji i pojechać do którejś z wytypowanych placówek osobiście. 

W lutym odwiedziłam w ten sposób Dom Małego Dziecka w Jaworze. Tremę miałam jak diabli, bo tak naprawdę nie wiedziałam przecież, czy dzieci będą tam na te "nasze" książki czekać, czy będą się z nich cieszyć - czy też ten drobny gest w całym morzu innych doświadczeń, jakie je spotkały okaże się dla nich mało ważny i zupełnie nic nieznaczący. 

Ale wiecie co? Cieszyły się ! Podobnie zresztą uszczęśliwione były ich Opiekunki i pani Dyrektor placówki - w imieniu których chciałabym raz jeszcze podziękować wszystkim tym, którzy w choć minimalnym stopniu przyczynili się do powodzenia tej pięknej misji. 

Wiem, że dla dzieci z domów dziecka to wszystko nadal zbyt mało. Wiem, że nic nie będzie w stanie wynagrodzić im straty i traumy, jaka stała się ich udziałem. Wiem też, że tak naprawdę to nie książek, nie zabawek, nie pięknych pokoi i ubranek najbardziej potrzebują - tylko rodziców, którzy je opuścili lub z najróżniejszych przyczyn po prostu nie mogą z nimi być...Ale mimo wszystko...

Umberto Eco powiedział kiedyś, że "kto czyta książki - ten żyje podwójnie"
I w niektórych sytuacjach faktycznie to drugie życie jest bardzo potrzebne - 
żeby na chwilę zapomnieć o tym pierwszym, niezbyt szczęśliwym
 i żeby to pierwsze chociaż trochę mniej bolało...

__________________

A w tym miesiącu dzieci zostaną obdarowane 
przez następujące osoby prywatne i wydawnictwa:

 Gabriela Cieślak (znana wszystkim jako Wyrodna Matka) - wraz z przyjaciółmi :)

Klasyka Dla Smyka
 Pakiet od księgarni Nieprzeczytane.pl
pozyskany przez Klaudię z bloga Z książką do łóżka

Klasyka Dla Smyka

 Książki od księgarni Selkar.pl,
pozyskane przez Kamilę i Igę z bloga Z naciskiem na szczęście

Klasyka Dla Smyka
 
Gabrysia z bloga GabrielaDeda.pl
Klasyka Dla Smyka
 
 Małgosia z bloga Matczynefanaberie.pl
 
Klasyka Dla Smyka

Pakiet od Wydawnictwa Zakamarki
również pozyskany przez Małgosię
 
Klasyka Dla Smyka

też dzięki Małgosi :)

Klasyka Dla Smyka

Książeczki od Wydawnictwa MUZA -
także za sprawą niezwykle przedsiębiorczej Małgosi !

Klasyka Dla Smyka

 Książeczki od Marty z bloga Zafascynowana życiem
która zorganizowała akcję w jednej ze szkół podstawowych.

Klasyka Dla Smyka

Wydawnictwo Adamada -
książeczki pozyskane przez Małgosię z bloga Jaśkowe Klimaty.

Klasyka Dla Smyka

Wydawnictwo Bis -
również dzięki Małgosi :)

Klasyka Dla Smyka

Wydawnictwo Skrzat -
także za sprawą Małgosi.

Klasyka Dla Smyka

Książeczki od Bajkopis -
we współpracy z Małgosią :)

Klasyka Dla Smyka

 Jaśkowe Klimaty -
to już prywatny pakiet od Małgosi i jej Jasia :)

Klasyka Dla Smyka

Monika z bloga Niemiecki z pasją

Klasyka Dla Smyka

Pakiet od księgarni Kangurek
oraz Martyny i Magdy z bloga Sasanki.

Klasyka Dla Smyka
  
Duży zestaw książek od różnych darczyńców:

 Magdalena Jukiewicz-Konieczko
 Publicat S.A. Grupa Wydawnicza
 Magazyn Literacki KSIĄŻKI
Księgarnia TaniaKsiążka.pl
Wydawnictwo Dreams
Mariusz Grubiński
  Renata Klamerus
Psychomologia
Paweł Maj

Klasyka Dla Smyka

Zauważcie, że z każdym miesiącem książek oraz darczyńców jest coraz więcej !
Naprawdę, JEST MOC ! :)

Wy oczywiście też w dalszym ciągu możecie się przyłączyć :)

czwartek, 16 marca 2017

Łowickie wzory i eksplozja kolorów - czyli wiosenna metamorfoza z Avocado Style.

Ze wszystkich moich poczynionych dotychczas obserwacji wynika, że wraz z nadejściem wiosny wypada zrobić przynajmniej trzy rzeczy: 1) zakochać się, 2) zadbać intensywniej o wygląd i kondycję i być bardziej fit, 3) upchnąć grube swetry i płaszcze w najciemniejszym kącie oraz pokusić się o odświeżenie i częściową wymianę swojej garderoby.

    Wzory łowickie

    Wzory łowickie

    No cóż...W dwóch mężczyznach mojego życia - tym dużym i tym małym - zakochana jestem przez cały czas, a więc pierwszy punkt dotyczy mnie niezależnie od pory roku ;) Na bycie fit postanowiłam jeszcze trochę poczekać do momentu, aż zrobi się naprawdę ciepło i będziemy mogli wreszcie rodzinnie rozpocząć bicie naszych rowerowych rekordów. W związku z tym wiosenną metamorfozę rozpoczęłam przede wszystkim od zawartości szafy - choć jeśli podglądacie nas na Facebooku to wiecie doskonale, że zdecydowanie lepiej idzie mi ostatnio z zakupami na dziale dziecięcym ;)

    Wzory łowickie

    Wzory łowickie

    W większości sklepów trafiłam w tym roku na kolekcje, które albo jakoś szczególnie mnie nie urzekły, albo okazały się powtórką i kalką z poprzednich sezonów. Mdłe, nijakie, zupełnie bez polotu i bez wyrazu - a przecież jak już szukać tej nowej modowej miłości na wiosnę, to niech chociaż będzie warta czasu poświęconego na jej odnalezienie!

    Wzory łowickie

    Wzory łowickie

    Potrzebowałam czegoś naprawdę energetycznego, kolorowego, wpisującego się w optymistyczne wiosenne klimaty - a dodatkowo powiązanego w jakiś sposób z moim ulubionym, folkowym stylem. Tak właśnie odkryłam kolekcję słowiańską od Avocado Style  - i oszalałam na jej punkcie od pierwszego wejrzenia oraz pierwszego kliknięcia ! (Poza koszulkami mają tam jeszcze śliczne, utrzymane w podobnym stylu folkowe sukienki, których zakup jest dla mnie pewnie tylko kwestią czasu ;) ) 

    Wzory łowickie

    Wzory łowickie

    Zauroczyły mnie w niej przede wszystkim piękne ludowe motywy, od których po prostu oczu oderwać nie mogę. Ale zakochałam się też w świetnych gatunkowo materiałach, lekko asymetrycznych fasonach, dłuższych tyłach, krótszych przodach, eterycznych zwiewnościach, delikatnie rozkloszowanych rękawach...Obdarzyłam je wszystkie miłością tak wielką i tak intensywną - że aż musiałam zamówić, nie zważając na czekające mnie opłaty za kolejny semestr studiów ;)

    Wzory łowickie

    Wzory łowickie

    Wzornictwo łowickie ma w sobie coś tak barwnego, że idealnie sprawdza się zarówno w przypadku odzieży - jak i galanterii, wystroju wnętrz, przedmiotów codziennego użytku oraz wszelkich innych mniej lub bardziej przydatnych gadżetów, do których lgnę zawsze niczym mucha do miodu ;)

    W przypadku ubrań największa zaleta wzorów łowickich polega na tym, że w zasadzie już niczego więcej nie potrzebują. Same w sobie "robią" całą stylizację - więc wystarczy założyć do nich zwykłe dżinsy i klasyczne baleriny , a efekt ludowości dopełnić ewentualnie jakimś drobnym biżuteryjnym akcentem albo fryzurą a'la Julia Tymoszenko :)

    Wzory łowickie

    Wzory łowickie
     
    koszulka - Avocado Style
     filcowa torebka - bazarek w Zakopanem
    dżinsy - Denim Co. (second hand)
     pierścionek - Katarzyna Targosz
    ażurowane baleriny - CCC
     kolczyki - Allegro