środa, 31 sierpnia 2016

Przekładaniec jagodowo-ziemniaczany: najlepszy przepis na...udane spotkanie blogerskie.

Wybierając się na Active Blog do Nowego Gierałtowa, od samego początku nastawiona byłam bardzo pozytywnie. Niektóre dziewczyny znałam już wcześniej (albo przynajmniej kojarzyłam) z Blogolandu, do innych wpadałam od czasu do czasu na wirtualną kawę - więc miałam przeczucie, że po takiej ekipie mogę spodziewać się samych pozytywnych emocji i przyjemnych wrażeń :)



Do tego miejsce! Maleńka wioseczka wśród lasów, łąk i gór, do której Bąblowy Tato dojechał po strasznych dziurach, drżąc po drodze o stan obniżonego zawieszenia w naszym aucie ;) Ale było warto, bo nawet w tak niewielkiej miejscowości nie brakowało atrakcji, a Paulina z bloga Yakie Fayne i Ania z Żyłeczek świetnie zadbały o to, żebyśmy zostali odpowiednio ugoszczeni i mogli spędzić ten czas w bardzo miłej atmosferze, na długich dyskusjach i intensywnej integracji.  


No właśnie! Integracja! Myślę, że jest to słowo, które najlepiej oddaje ideę całego spotkania. Organizatorki nie przygotowały żadnych wydumanych warsztatów, prelekcji, zajęć prowadzonych przez przedstawicieli najróżniejszych firm...Zamiast tego mogliśmy się po prostu zrelaksować i (kolokwialnie mówiąc) "pobyczyć" - posiedzieć sobie na kocykach, usmażyć kiełbaski nad ogniskiem, pospacerować niespiesznie po bardzo malowniczej okolicy.

Nikt nas nigdzie nie gonił, nie musieliśmy trzymać się żadnej szczegółowej rozpiski i "rozkładu jazdy" - i właśnie dzięki temu mieliśmy okazję naprawdę ze sobą porozmawiać (a nie tylko zamienić w przelocie kilku słów i zdawkowych pozdrowień). 



Co ważne, w trakcie naszego pikniku miał miejsce finał licytacji na rzecz Sandry. Dla nas to tylko kilkadziesiąt złotych, dla naszych dzieci ufundowane przez sponsorów drobiazgi, zabawki i książeczki - a dla Sandry to krok w kierunku elektronicznego kolana, które pozwoli jej lepiej funkcjonować i jeszcze pełniej korzystać z życia.




Gościny na te dwa dni użyczył nam pan Wanat w swoich Pokojach w Górach. Sam właściciel sprawia wprawdzie wrażenie nieco zamkniętego w sobie i nieprzystępnego - jednak po bliższym poznaniu okazuje się bardzo sympatycznym człowiekiem, a jego pensjonat jest moim zdaniem naprawdę świetną miejscówką nie tylko dla kolonii, wycieczek czy innych grup zorganizowanych - ale również dla indywidualnych turystów i rodzin z dziećmi. 


Zresztą, wystarczy spojrzeć na sam budynek i rozległy teren rekreacyjny wokół niego, na którym aktualnie powstaje nawet kryty basen. Tuż za pensjonatem mamy stok, a obok trawiaste boisko, gdzie nasze dzieci mogły rozegrać z tatusiami mecz siatkówki czy piłki nożnej, podczas gdy my oddawałyśmy się głównie babskim ploteczkom ;)


W bardziej ustronnym miejscu usytuowano natomiast drewniane stoły, ławki i miejsce na grilla - i to właśnie tam kryliśmy się w cieniu rozłożystych drzew, kiedy upał zaczął nam zbyt mocno doskwierać. Tak naprawdę jedynym, czego mi tu zabrakło - jest jakiś niewielki placyk zabaw albo piaskownica dla najmłodszych dzieci, co na pewno uczyniłoby to miejsce jeszcze bardziej przyjaznym i atrakcyjnym.


Ewentualnych chętnych do wyprawy w te rejony uprzedzam tylko lojalnie, że złapanie tam zasięgu telefonicznego czy internetowego graniczy niemal z cudem - a więc na dwa dni zostaliśmy praktycznie pozbawieni łączności z resztą świata i gdybyśmy koniecznie chcieli zadzwonić pod numer inny niż te alarmowe - to musielibyśmy udać się chyba do odległego o kilka kilometrów Stronia Śląskiego, bo dopiero tam ów zasięg powracał ;) 

(Choć z drugiej strony - taki reset i chwila oddechu od wszelkich urządzeń, aplikacji oraz mediów społecznościowych na pewno niejednemu z nas dobrze zrobiły ;) )



Tak się akurat złożyło, że w tym samym terminie odbywał się w Gierałtowie wiejski festyn pod wdzięczną nazwą "Jagodzisko". Przy dźwiękach ludowej muzyki mogliśmy skosztować tam lokalnych specjałów, razem z dziećmi wziąć udział w konkursach wokalnych i przyrodniczych, a nawet założyć na chwilę prawdziwy kapelusz pszczelarski, który właściciel pasieki i przedstawiciel akcji "Ratuj Pszczoły" specjalnie dla mnie dobrał kolorystycznie do sukienki ;)







Rzecz jasna, mnie najtrudniej było odciągnąć od stoisk z biżuterią i innym rękodziełem - a Bąbla od prowizorycznej estrady, umieszczonych na niej głośników i instrumentów muzycznych. W pewnym momencie nawet troszkę żałowaliśmy, że nie jest ciut starszy - i nie może razem w innymi dziećmi podokazywać na scenie, zaśpiewać piosenki albo pójść z przewodnikiem w las w ramach zawodów na zebraną jak największą ilość jagód. (Ale może za kilka lat znów nas tam poniesie - i wtedy nadrobimy wszystkie te zaległości ;) )






Juniora zachwycił również i oczarował gierałtowski "wodospad" oraz  konie, których w tamtych okolicach zdecydowanie nie brakuje (więc tym bardziej nie wiem, jak to się stało, że nie przywieźliśmy ze sobą ani jednego ich zdjęcia ;) ) Wprawdzie Active Blog zakończył się dla niego lekką niedyspozycją i katarem, jednak bardzo szybko doszedł do siebie - już w drodze do domu wielokrotnie kazał nam zawracać i znów domagał się nocowania w "hoteju" ;)





Oczywiście nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie wspaniałe uczestniczki  i ich rodziny. Niestety nie wszystkie z nas dały radę dotrzeć na miejsce, więc bawiliśmy się w nieco uszczuplonym składzie - ale za to obecni tryskali humorem, który najpełniej objawił się chyba podczas wspólnego pieczenia ziemniaków i ich późniejszego wydobywania z popiołu ;)



Reasumując, było nam bardzo miło spędzić ten czas w towarzystwie:

 Pauliny - Yakie Fayne
Ani - Żyłeczki
Magdy - Zwykła Matka
Magdy - Mamatorka
Moniki - Monika-J
Magdy - Madziof.pl

Oby jak najwięcej tego typu spotkań w blogosferze - i jak najwięcej takich znajomości, 
które udaje się przenieść z "wirtuala" do prawdziwego, realnego życia :)

Partnerzy i sponsorzy spotkania:

 

Pokoje w Górach u Wanata I Zakamarki I Mamagama I Popcrop I Nikwax I Prosper Sklep I Sofijka I Mamo Pracuj I Renata Wrona I Kristina Jewellery I Lula I Stella I Inki Pinki I Missha I Laboratorium Papieru I CETiK Stronie Śląskie I MyMamy.pl I Aneta Zamojska I Centrum Edukacji Dziecięcej I Wooden Story I Ten Dom I Felicea I Jedność dla dzieci I Equilibra I Paste Love I Arte Point I See See I Tao Tao I Twin Caps I Excellence I Turpis I Wisienkowo I Patatoy I Apis I Ziaja I Coricamo I BioIndygo I Bielenda I Vi Vio I Bonduelle I Meglio I Bis 

czwartek, 25 sierpnia 2016

Wakacyjne hity kosmetyczne Bąblowej mamy.



Lato to dla mnie taka pora roku, kiedy używam w zasadzie tylko kilku najbardziej potrzebnych i sprawdzonych kosmetyków. Pogoda jest zbyt piękna, przygoda zbyt głośno nas wzywa, a wokół jest zbyt dużo najróżniejszych miejsc do zwiedzenia i zobaczenia, żebym chciała marnować ten wakacyjny czas i spędzać go za zamkniętymi drzwiami łazienki ;)

Dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam właśnie to moje letnie, kosmetyczne minimum - niespełna dziesięć produktów, dzięki którym w tegoroczne wakacje czułam się (oczywiście nie zawsze ;) ) piękna, zadbana i odpowiednio wypielęgnowana.

Oczyszczanie twarzy / demakijaż. 

Tutaj świetnie sprawdziła się u mnie nowa linia oczyszczająca Creme Care od Nivea. W ramach szeroko zakrojonej kampanii testerskiej miałam okazję wypróbować mleczko oraz nawilżone chusteczki, które rewelacyjnie radziły sobie nie tylko z makijażem dziennym, ale również z tym bardziej intensywnym - zarezerwowanym na okoliczność wesel, chrzcin i plenerowych festiwali muzycznych.


Jak już wiecie z wcześniejszych postów - sporą część naszego urlopu spędziliśmy nad jeziorem, nad morzem, na piaszczystych plażach. I chyba nie muszę nikogo przekonywać o tym, że zawsze  w takich warunkach tworzy się na skórze niepożądany, tłusty film: mieszanka potu, piasku, nadmiaru sebum, słonej morskiej wody...Generalnie coś, czego chyba żadna z nas nie lubi, z czym nie czujemy się zbyt komfortowo i czego pragniemy pozbyć się jak najszybciej, biorąc chłodny prysznic w hotelowym pokoju...


Dzięki chusteczkom od Nivea - pozbywałam się tego  poczucia dyskomfortu błyskawicznie, jeszcze będąc na plaży. Chusteczki pozostawiają po sobie wrażenie idealnej świeżości, rześkości oraz chłodu, który w obliczu trzydziestostopniowych upałów był dla mnie i mojej skóry prawdziwym ukojeniem. 

Co ważne, nie są tłuste. Nie lepią się też jak guma do żucia. Jedna spokojnie starcza nie tylko na oczyszczenie całej twarzy, ale również szyi i dekoltu. Jedna w zupełności wystarcza, żebym znów poczuła się jak nowo narodzona - i pomimo lejącego się z nieba żaru nabrała ochoty na dalsze harce z Bąblem, lepienie piaskowych babek i podlewanie wodorostów plastikową konewką ;)

Nawilżanie twarzy, ciała i włosów.


Tutaj prawdziwym hitem okazały się dla mnie: 100-procentowy kwas hialuronowy i olej z pestek malin od La Quintessence. Mając przy sobie te dwie malutkie, niepozorne buteleczki - miałam też absolutną pewność, że moja skóra pozostanie przez cały dzień odpowiednio nawilżona, wygładzona i napięta, zabezpieczona przed nadmierną utratą wody. Od siebie dodam tylko, że najlepiej jest stosować oba te kosmetyki jednocześnie, mieszając je dodatkowo z kropelką...wody właśnie (ponieważ podobno dopiero wtedy kwas hialuronowy optymalnie się wchłania i przenika do głębszych warstw skóry). 

Chyba najbardziej uniwersalnym kosmetykiem w całym moim zestawieniu okazuje się natomiast olejek kokosowy marki Loton - stosowany przeze mnie zarówno na całe ciało, jak i wysuszone letnim słońcem włosy. I kompletnie nie pasuje do niego popularne stwierdzenie, że "jeśli coś jest do wszystkiego - to jest do niczego" - bo nie dość że świetnie nawilża, wygładza i regeneruje, to jeszcze pachnie tak obezwładniająco i egzotycznie, że nawet na naszym rodzimym polskim wybrzeżu przenosi nas w odległe, orientalne krainy ;)

Sztuczna opalenizna / wyrównywanie kolorytu.


Nie jestem zwolenniczką wylegiwania się plackiem na słońcu - ani tym bardziej częstych wizyt w solarium. Najlepiej moim zdaniem opalać się aktywnie i w ruchu - jednak z małym dzieckiem zdecydowanie częściej poszukuję miejsc skrytych w cieniu, niż wystawionych na silne promieniowanie UVB. 

Dlatego też zdarza mi się posiłkować kosmetykami takimi, jak Sun Shimmer Instant Tan marki Rimmel - które robią mi piękną, złocistą i równomierną opaleniznę w ciągu zaledwie trzech minut: bez jakichkolwiek wyrzeczeń, bez podrażniania skóry, bez efektu "dojrzałego pomidora" i narażania się na groźnego czerniaka. 

A jeśli dodatkowo nabiję sobie na nogach całe mnóstwo sińców (na przykład bawiąc się z Bąblem w berka na czworakach ;) ) albo nabawię jakichś nieestetycznych pajączków i popękanych żyłek - to rajstopy w sprayu od Lirene świetnie mi to wszystko zatuszują i pozwolą pojawić się na weselichu nawet w krótkiej, wiele odkrywającej kiecce ;)

Peeling, złuszczanie i ścieranie...


...czyli mój osobisty pielęgnacyjny masochizm ;) Odkąd pamiętam wręcz uwielbiam wrażenie, że peeling działa na moją skórę niczym papier ścierny - a więc jest gruboziarnisty, wywołuje mrowienie, swędzenie i poczucie, że faktycznie coś się tam "dzieje" (w sensie pobudzonego krążenia, przepływu limfy i redukcji cellulitu, rzecz jasna ;) ) I dokładnie takie wrażenie mam po zastosowaniu peelingu cukrowo-solnego od Green Pharmacy - nic dodać, nic ująć ! 

Natomiast jako bonus podrzucam Wam także wzmiankę odnośnie magicznego pilnika Scholl Velvet Smooth - ponieważ tylko dzięki niemu mogłam założyć tego lata odkryte sandałki i wreszcie nie wstydzić się swoich popękanych, zmasakrowanych długimi spacerami pięt, które do tej pory ukrywałam skrzętnie w bardziej zabudowanym i "maskującym" obuwiu. 

***

(A na pierwszym zdjęciu: oczyszczająca maseczka błotna od Himalaya Herbals 
 + plasterki ogórka z Biedronki ;) ) 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Miejsce na Ziemi...

Dla stale nas podczytujących nie jest już chyba żadną tajemnicą, że mieszkamy na wsi - choć naszej miejscowości daleko do tej "wsi spokojnej, wsi wesołej", o której wspominał w swojej twórczości Jan Kochanowski. 


Mówiąc zupełnie szczerze - rezydujemy właśnie tutaj, bo innego wyjścia na chwilę obecną nie mamy. Jesteśmy dość mocno "uwiązani" Małżowską pracą, hipotecznym kredytem i jeszcze kilkoma innymi zobowiązaniami, na temat których nie ma sensu się tu rozpisywać.


Mówiąc jeszcze szczerzej - nie znosimy tej wiejskiej mentalności, zaściankowości, wyssanych z palca plotek roznoszących się z prędkością światła dzięki bardzo sprawnie działającej, sąsiedzkiej "poczcie pantoflowej". Nie znosimy też osobników, którzy zawsze wiedzą na Twój temat znacznie więcej, niż Ty sam. Czasami naprawdę dużo oddalibyśmy za wielkomiejską anonimowość, święty spokój i możliwość zagubienia się w tłumie...


Czasami chcielibyśmy mieć też szerszy wybór przedszkoli i szkół dla Bąbla, lepszy dostęp do opieki medycznej, kin, restauracji, teatrów i wszelkich innych rozrywek, na których brak mieszkańcy większych miast raczej nie mogą narzekać - a my musimy dojeżdżać do nich każdorazowo kilkadziesiąt kilometrów...


Ale czasami zdarzają się też chwile takie, jak te uwiecznione na zdjęciach. Idziemy sobie na długi spacer, drogą ukrytą wśród pól. Po obu stronach ścieżki mamy świeżo skoszone ściernisko - i snopki, na widok których w oczach Bąbla pojawia się błysk ekscytacji ;) Pogoda jest dokładnie taka, jaka być powinna - ani zbyt upalna, ani zanadto wietrzna. Świeci słońce,  powietrze pachnie rześko, białe chmury na niebie absolutnie nie wróżą deszczu...
 
 
I w takich chwilach myślimy sobie, że może właśnie tu jest nam dobrze: z dala od zgiełku, z dala od betonowych płyt, z dala od całej tej miejskiej dżungli i samochodowych spalin. W takich chwilach zastanawiamy się, że może właśnie tu jest nasze tytułowe "miejsce na Ziemi"...A może tak naprawdę nieważne, gdzie - lecz Z KIM ?


niedziela, 21 sierpnia 2016

Zabawki z drewna, zabawki z duszą - czyli o tym, dlaczego mamy do nich taką wielką słabość.

Nie jestem typem mamy zafiksowanym na jakiejś konkretnej marce, producencie czy rodzaju dziecięcych zabawek. Wychodzę raczej z założenia, że moje dziecko równie dobrze może bawić się "wszystkomającym", interaktywnym gadżetem za kilkaset złotych - jak i taniutkim jak barszcz nakręcanym samochodzikiem, kupionym przez dziadków na odpuście.

Jednak jest też pewna grupa zabawek, do których mam ogromny sentyment; które darzę wyjątkową sympatią i szczególnie ciepłymi uczuciami; które bardzo kojarzą mi się z moim własnym dzieciństwem i które uważam za zabawki szczególnie rozwijające, estetyczne oraz trwałe. Mowa tutaj oczywiście o zabawkach wykonanych z drewna !


Mamy w swojej kolekcji drewniane klocki, drewniane instrumenty muzyczne, drewnianego konika na biegunach, układanki, sortery i piramidki. Kiedy tylko Bąbel zaczął przejawiać zainteresowanie autami, ryczącymi silnikami, klaksonami i wszystkim innym, co związane z motoryzacją - od razu pomyślałam sobie również o takim dwupoziomowym parkingu dla samochodów, który jakiś czas temu trafił do nas ze sklepu internetowego Feedo


Sama bawiłam się podobnym cudeńkiem jako mała dziewczynka - zwykle w towarzystwie moich kuzynów i chłopaków z podwórka, ponieważ żadna z koleżanek nie przejawiała aż takiego zainteresowania "typowo męskimi" atrybutami.

Jedyna różnica polegała na tym, że w tamtych czasach wybór zabawek w sklepach był jeszcze stosunkowo ograniczony, a najwspanialsze perełki przywoził nam wujek Bolek ze swoich zagranicznych delegacji - i trochę wstyd się przyznać, ale to właśnie na nie (a nie na samego wujka) czekało się wtedy z największym utęsknieniem ;)

 
Co jest dla mnie najcenniejsze, jeśli chodzi o drewniane zabawki?

Przede wszystkim - dają nieograniczone możliwości i w pełni angażują dziecko. Nie wystarczy tutaj wcisnąć włącznika, wysłuchać powtarzającej się melodyjki, popatrzeć na migające światełka...Nie ! Tu trzeba trochę się wysilić, ruszyć głową i wymyślić sobie własne sposoby zabawy, które tylko od dziecka zależą - i są ograniczone wyłącznie jego własną wyobraźnią oraz kreatywnością.


W przypadku Bąbla zaczęło się po prostu od ustawiania samochodzików w boksach, spuszczania ich z pochylni oraz podwożenia specjalną windą na wyższy poziom parkingu.


Z czasem zaczęliśmy też urządzać sobie wspólne samochodowe "wyścigi" - ustawiać nasze autka na pasie startowym i puszczać je w tym samym momencie oraz obserwować, które jako pierwsze dojedzie do linii mety (lub które zostanie popchnięte najmocniej i pokona najdłuższy dystans). 


Ponieważ dużo wspólnie podróżujemy, a naszym środkiem transportu jest przeważnie właśnie samochód - Bąbel bardzo chętnie naśladuje też zachowania, obserwowane podczas naszych rodzinnych wycieczek. Podjeżdża swoimi autami pod drewniane dystrybutory z paliwem, parkuje w wyznaczonych do tego miejscach w obrębie wyrysowanych linii, podnosi i opuszcza szlaban oraz zatrzymuje się przy budce parkingowego, żeby uiścić w niej wymaganą opłatę ;)


Myślę, że z wiekiem te zabawy będą coraz bardziej skomplikowane i "wielowątkowe" - ponieważ już teraz zaczyna po swojemu rozumieć pewne sytuacje na drodze, takie jak chociażby stłuczka,  mandat za zbyt dużą prędkość czy zmiany w sygnalizacji świetlnej.

(Jednym z jego ulubionych zajęć jest na przykład pokazywanie piłeczek w trzech różnych kolorach - czerwonym, żółtym i zielonym - i reagowanie na nie odpowiednio albo zatrzymaniem autka, albo z kolei "uruchomieniem silnika" ;) )


Kolejną ogromną zaletą zabawek drewnianych jest ich trwałość i bezpieczeństwo. Bardzo często wykonane są one z jednego, litego kawałka drewna o zaokrąglonych, opływowych kształtach. Dzięki temu nie znajdziemy w nich ani ostrych krawędzi, ani też drobniutkich, mikroskopijnych wręcz elementów, które dziecko może wziąć do buzi, połknąć, zadławić się nimi w sekundzie naszej nieuwagi.


Nasz parking od Feedo jest wprawdzie złożony z kilkunastu różnych części, które wymagały samodzielnego montażu - ale za to wszystkie są poskręcane solidnymi śrubami albo wyposażone w bolce, które Bąblowy Tato zamocował specjalnym klejem do drewna. Całość prezentuje się naprawdę bardzo solidnie i efektownie - i nie tylko cieszy nasze oko, ale również potrafi zająć Bąbla na bardzo długi (jak na niego ;) ) czas.

Zresztą, cała nasza rodzina ma przy tym niezłą zabawę - i nikt nie kłóci się o dostęp do autek, ponieważ w zestawie jest ich aż sześć, do wyboru ;)


Jeśli również lubicie zabawki z drewna, cenicie je za ich estetykę, jakość i sposób, w jaki niewątpliwie przyczyniają się do stymulowania rozwoju Waszego dziecka - odsyłam Was na Feedo.pl, gdzie (w tym dziale) znajdziecie ich naprawdę szeroki wybór.