czwartek, 11 lutego 2016

Kiedy choruje dziecko...

Bąbel budzi się w środku nocy jakiś nieswój i "niewyraźny". Wzywa mnie do siebie nie jak zwykle - głośnym nawoływaniem "MAMAAA" - tylko ni to szlochem, ni to jękiem, ni to krzykiem, na dźwięk którego od razu można wywnioskować, że coś jest nie tak...

Kiedy podchodzę do jego łóżeczka, mam już pewność. Czerwone plamy na policzkach, zaszklone oczy i zielone gluty zwisające z małego noska jak stalaktyty ze stropu jaskini - a do tego oddycha niczym miech kowalski , który czasy świetności ma już dawno za sobą. 

Świszczy i charczy, trzeszczy i rzęzi - i choć termometr wskazuje na razie zaledwie niewielki stan podgorączkowy to już wiem, że nie ma na co czekać : z samego rana pakujemy manatki i umawiamy wizytę u naszego pediatry.

***

Tak było niespełna 2 tygodnie temu - i od tamtej pory w sumie niewiele się zmieniło. Już niby szło ku lepszemu. Już niby zwalczyliśmy wszystkie najpaskudniejsze objawy i po wizycie kontrolnej z zalecenia naszej pani doktor odstawiliśmy inhalacje oraz większość leków...

A dziś - powtórka z rozrywki: temperatura 38 stopni, znajome świsty w klatce piersiowej, kolejna pielgrzymka do lekarskiego gabinetu i wreszcie decyzja o podaniu antybiotyku, traktowanego przez nas jako ostateczność i zło konieczne.

To w sumie tylko zwyczajna, prozaiczna infekcja, a jednak niesamowicie uciążliwa - naszą dotychczasową rodzinną rutynę szlag trafił, a wszystkie plany wywróciły się na lewą stronę jak dwie puste kieszenie, kiedy bezskutecznie poszukujemy w nich drobnych na parking...

Chciałam mieć jakieś urozmaicenie? 
Jakieś dodatkowe "atrakcje" w swoich codziennych, macierzyńskich zmaganiach? 
No to sobie wyprosiłam ! :///

Czeka nas już trzeci tydzień w zamknięciu, w niemal całkowitej izolacji od świata. Kiedy wreszcie będziemy mogli wyjść chociażby na krótki, 15-minutowy spacerek - poczuję się chyba jak kryminalista, który po wieloletniej odsiadce opuszcza  zakład karny o zaostrzonym rygorze (jeśli w ogóle dotrwam szczęśliwie do tego momentu i nie wykończy mnie ani ten paskudny wirus, którym też się zaraziłam - ani coraz bardziej odczuwalne i wszechogarniające uczucie klaustrofobii).

I wiecie, o czym teraz myślę najczęściej? 

Że o Bąblu i jego jak najszybszym powrocie do zdrowia - to oczywiste. Ale w głowie mam też wszystkie dzieci i mamy, które w szpitalach spędzają całe długie miesiące, a nawet lata - i walczą nie tylko z chorobą, ale również z brakiem życzliwości personelu medycznego, piętrzącymi się przed nimi barierami biurokratycznymi i okropnymi warunkami sanitarnymi, które nadal w wielu tego typu przybytkach są na porządku dziennym...

I mimo wszystko czuję wielką ulgę, że jesteśmy we WŁASNYM mieszkaniu, śpimy na SWOICH łóżkach i jemy to,co SAMI sobie przygotujemy... 

foto: www.huffingtonpost.ca

Dużo zdrówka Wam życzę w ten paskudny, zawirusowany czas :*

25 komentarzy:

  1. Myślałam, że jest już lepiej. Faktycznie paskudny to wirus. Mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej. Ja ciągle mam z tyłu głowy ten nasz miesiąc w szpitalu rok temu i drżę, żeby nic się nie zadziało. Wczoraj M. czuł się bardzo źle. Myślałam, że przywlókł coś od dzieciaków w pracy, a wiem, że w jednym z przedszkoli szkarlatyna panuje. Na szczęście to była dość bolesna reakcja na zmianę pogody.
    Zdrówka Kochani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak, było lepiej - tak jak pisałam Ci w mailu, Bąbla już w pewnym momencie nowa energia roznosiła i nic nie wskazywało na to, że znów jakiś nawrót nastąpi. A tu KLOPS :/ Dzisiaj poszedł spać praktycznie zdrowy, tylko z lekkim katarkiem - a obudził się z podwyższoną temperaturą. Chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć antybiotyku, ale to już zbyt długo trwało i baliśmy się, że w końcu ewoluuje w jakieś zapalenie oskrzeli albo inne dziadostwo...Teraz z tego co słyszę to chyba wszędzie coś panuje - a jak jeszcze docierają do mnie doniesienia o śmiertelnych przypadkach świńskiej grypy na naszym terenie, to aż ciary mam za każdym razem...

      Usuń
  2. My Wam również! Zdrowiejcie! Och, i mamy dokładnie te same myśli, kiedy nasze dzieci chorują - że to przecież zwykła infekcja, a przecież są dzieci i rodzice, które większość swego wspólnego czasu włóczą się po lekarzach i szpitalach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak - a najgorzej, jeśli te wszystkie wędrówki i tak nic nie dają i mają bardzo smutne, najtragiczniejsze z możliwych zakończenie...

      Usuń
  3. Czasem gdy juz nic nie pomaga lepiej wziąć ten antybiotyk i się nie męczyć. Zobaczysz że teraz szybko wyzdrowiejecie i od nowa złapiecie odporność na Waszych spacerkach i domowym jedzonku. Masz rację człowiek narzeka na swoje problemy a wystarczy tylko porozglądać się z boku ile ludzi cierpi😞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam złe skojarzenia z antybiotykami, bo w dzieciństwie sama byłam nimi strasznie faszerowana przy każdej okazji (takie były czasy i nikt chyba nie myślał wtedy o ich szkodliwości) - w związku z czym swojej naturalnej bariery obronnej praktycznie nie miałam, nawet najlżejsze przeziębienie przechodziłam bardzo ciężko i zawsze potrzebowałam silnego sztucznego "wspomagania".

      Teraz tendencja jest raczej taka, by nie aplikować ich od razu i by organizm sam próbował infekcję zwalczyć - no ale jak mus, to mus. (Inna sprawa, że przewód pokarmowy Bąbla nawet przy równoległym podawaniu dobrych probiotyków niesłychanie kiepsko kurację antybiotykową znosi...)

      Usuń
    2. Trudno jak mus to trzeba wziąć antybiotyk. Kurujcie się i grzejcie w domku,na spacery przyjdzie pora a już może nie będzie tyle bakterii.

      Usuń
    3. Tak właśnie robimy - innego wyjścia nie ma, choć wcale się nam to nie uśmiecha. Najważniejsze, żeby Młody wrócił do formy, bo nie mogę patrzeć na to, jak się męczy takim stanem rzeczy...

      Usuń
  4. Kochana dużo zdrówka Wam życzę!
    U nas ostatnio choruje Tata Smerfa, jakiś właśnie dziwny wirus czy ki zło - już niby dobrze i wraca temperatura i kiepskie samopoczucie. Odpukać od tygodnia dobrze, mam nadzieję, że nie wróci - tego również Wam życzę. Ale po drodze dwa różne antybiotyki przerobił....
    Smerf to co innego, aż strach nie zapeszyć - więc napiszę tylko, że ma dobrą odporność (w przeciwieństwie do rodziców).
    Czekam na dobre wiadomości, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) U nas w sumie wszystkich dopadło, choć Małż chodzi do pracy, bo na L4 sobie teraz pozwolić nie może (ma w firmie gorący okres). Jeszcze dosłownie przedwczoraj byliśmy przekonani, że to już koniec chorowania - a okazuje się, że zaledwie początek...Wam również zdrówka i niech się Was żadne wirusy,bakterie i inne cuda nie imają :*

      Usuń
  5. Wspolczuje bardzo. Kurujcie się i szybko wracajcie do zdrowia.
    Ja tez jestem wdzięczna losowi jak mala choruje, ze to tylko katar , jakas trzydniowke czy przeziębie i równocześnie aerce mi peka na myśl o cierpiących dzieciach i ich matkach
    :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasami próbuję się w myślach postawić w sytuacji tych kobiet - mam ciężko chorych dzieci - i nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. Rozsypałabym się chyba na ich miejscu, a one tak dzielnie to znoszą i jeszcze umieją zachować optymizm i pogodę ducha.

      Usuń
  6. No to wiesz jak ja czuje się w tym wiezieniu... tyle ze chyba jestem w izolatce bo w piedlu to bym kumpele miala obok :)
    Zdrowka Bablowi życzę.Antybiotyk na bank pomoże.
    Trzymajcie się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja też w izolatce - jedynie Bąbla mam przez większość dnia do towarzystwa, taką los nam kwarantannę zafundował...Buziaki i też trzymaj się dzielnie - pomyśl sobie, że już niedługo dzięki Luśce nigdy nie poczujesz się samotna (choć czasami bardzo byś tego potrzebowała ;) ) :*

      Usuń
  7. Zdrówka i dla Was!!!
    Ja kiedyś musiałam zostać w szpitalu z dzieckiem (tak się ułożyło, że mama zaniemogła) i najgorsze było w tym doświadczenie bezsilności... Że o warunkach "mieszkaniowych" i personelu nie wspomnę. Ech... Pobyt zamknął się w kilkunastu dniach na szczęście. Na samą myśl o dzieciach przewlekle chorych i długoterminowych hospitalizacjach robi mi się słabo.
    Żadnych szpitali. Trzymajcie się z dala. Wracajcie szybko do formy:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My byliśmy w szpitalu przez tydzień, kiedy Bąbel miał 5 miesięcy (zapalenie oskrzeli i krtani). Masz rację, że bezsilność jest najgorsza - i serce dosłownie pęka za każdym razem, kiedy Twoje dziecko płacze podczas pobierania krwi,zmiany wenflonu, odśluzowywania czy inhalacji. A do tego postawa niektórych pielęgniarek, które robią wielką łaskę i wydarzenie nawet z faktu, że zmierzą maluszkowi temperaturę albo założą pulsoksymetr na palec...szkoda gadać...

      Usuń
  8. Trzymajcie się tam! Wiem jak to jest jak dziecko długo choruje... nic przyjemnego. A jeszcze jak my dorośli łapiemy chorobę od dziecka... koszmar. Życzę Wam szybkiego powrotu do pełni sił. Myślę, że te choroby to przez tą pogodę..wiosna, zima, jesień.. wszystko naraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się - taka pogoda na pewno nie sprzyja osobom podatnym na infekcje, do których Bąbel niestety się zalicza, nawet pomimo naszych usilnych prób "budowania" jego odporności. Ale nic to! Wykurujemy się i...byle do wiosny! - tej prawdziwej, nieudawanej :)Buziaki :*

      Usuń
  9. Znam te przemyślenia, znam... :( Pamiętam naszą izolację, było to straszne. Los na szczęscie by dla nas na tyle łaskawy, że z powodu warunków w szpiatlu i poważnej choroby Synka "wyrzucono' nas do domu "juz" po 16 dniach, na dalszą izolację, ale już domową, trwała przeszło 5 msc... myślałam że zwariuję, ale też wtedy myślałam o tych, którym ten los aż tak nie sprzyja, o tych których domem jest szpital, czesto szpitalne łożeczko tylko. To jest koszmar.
    Zdrówka Wam życzę jak najszybciej i najwięcej!! U nas dziś słoneczko zagląda do okien, oby i do Was przyszło na długo już. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 dni?! Mnie nawet tydzień w szpitalu zdążył doprowadzić już na skraj fiksacji...Podziwiam te siłaczki, które wytrzymują całymi miesiącami, bez słowa skargi, bez mrugnięcia okiem...Wiem, że gdyby było trzeba - też zacisnęłabym zęby i robiła wszystko, by mojemu dziecku pomóc i ulżyć - ale tak z boku jest to dla mnie totalna abstrakcja i wolałabym nigdy nie znaleźć się "w ich butach"...

      Za życzenia serdecznie dziękujemy :) U nas też słoneczko - podziwiamy z punktu obserwacyjnego na parapecie ;)

      Usuń
  10. Zdrówka życzymy.
    U nas jest to samo. Już drugi tydzień w domu. Najpierw była sama gorączka a teraz już jest kaszel i katar.
    Dziewczynki sapią jak parowozy a nosy czerwone jak u Rudolfa.
    Trzeba jakoś ten czas przetrzymać :-) i nie dać się nudzie w domu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łączymy się z Wami w bólu :/ No pewnie, że trzeba przetrzymać - chociaż ciężko bywa i na pomoc raczej liczyć nie można, bo przy takim stężeniu wirusów nie chcemy pozarażać jeszcze dziadków na dodatek ;)

      Usuń
  11. Dużo zdrówka dla Was... niestety dużo dzieci (i nie tylko) teraz choruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, niestety...Dziękujemy i mamy nadzieję, że rodzinna kuracja antybiotykowa przyniesie oczekiwane efekty :)

      Usuń
  12. To straszne, ale faktycznie tak jest, że jak sobie uświadomimy, że inni są w dużo gorszej sytuacji to robi nam się tak jakoś lżej. Dużo zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)