wtorek, 13 grudnia 2016

Kilka prostych sposobów na wspieranie odporności dziecka i całej rodziny.

Dzisiaj bez charakterystycznych dla mnie, przydługich wstępów. Mamy zimę - dzieci chorują. Niekiedy bywa, że razem z nimi zainfekowana zostaje również cała bliższa i dalsza rodzina. Poniżej sprzedaję kilka naszych sprawdzonych sposobów na budowanie i wspieranie dziecięcej odporności. Oczywiście, żaden z nich nie gwarantuje 100-procentowego powodzenia oraz całkowitej eliminacji przeziębień - ale może sprawić, że będziecie chorować rzadziej, krócej i zdecydowanie mniej "boleśnie".

 1. Codziennie podajemy Bąblowi...drinka.

Ale spokojnie - ten drink nie ma nic wspólnego z alkoholem! Jego składniki to przegotowana woda, naturalny miód prosto z zaprzyjaźnionej pasieki, sok z cytryny i ewentualnie przemycony w tym wszystkim ząbek czosnku. Myślę, że akurat o wyjątkowych właściwościach odżywczych i bakteriobójczych miodu nie trzeba już nikogo przekonywać - od siebie dodam więc tylko tyle, że ponoć poza wszystkimi zastosowaniami leczniczymi wpływa też korzystnie na poprawę apetytu i pracę mózgu (ze względu na zawartość glukozy, stanowiącej paliwo dla szarych komórek).

Miksturę taką przelewam do słoika i pozostawiam przynajmniej na 4 godziny - a potem podaję Młodemu codziennie chociaż pół szklaneczki. Jest to stara, sprawdzona receptura Bąblowego dziadka - więc Junior sam wymyślił dla niej nazwę i mówi o swoim ulubionym napoju "Dziadek z miodem" ;) Równie przyjemna i fajna jak jego picie - jest też oczywiście sama pomoc przy przygotowywaniu i łączeniu wszystkich składników :)




2. Dbamy o odpowiednią temperaturę i wilgotność powietrza w mieszkaniu.

Nasz pediatra od samego początku po stokroć powtarzał nam, że zdecydowanie lepiej jest dziecko trochę wychłodzić, niż przegrzać. Jego słowa potwierdziły się, kiedy Bąbel po którejś wizycie u moich rodziców wrócił od nich do granic upocony, zakatarzony, z ogromnymi wypiekami na twarzy. Po zbadaniu sprawy okazało się, że temperaturę w mieszkaniu  podkręcili aż do 28 stopni (!) - podczas gdy u nas panuje zawsze to optymalne dla dziecka 21.

Poza tym, mamy w pokoju Juniora nawilżacz. Generuje on zupełnie inne powietrze, którym naprawdę przyjemnie się oddycha - a Bąbel nie budzi się w nocy z płaczem, wysuszonym gardłem i przytkanym noskiem. Z drugiej strony - nie polecam też ustawiania go na maksymalne obroty, bo to z kolei skutkuje charakterystyczną rosą pokrywającą przedmioty i wilgotną "mgiełką",  unoszącą się wszędzie wokoło. 

3. Rodzinnie zażywamy tran - my w kapsułkach, a Junior w płynie. 

Tran towarzyszy nam praktycznie od 6. miesiąca życia Bąbla - przy czym zaznaczam, że zawsze trzeba skonsultować jego podawanie z lekarzem i absolutnie nie wolno podawać tranu dziecku, które już przyjmuje witaminę D pod inną postacią (bo wtedy można doprowadzić do jej przedawkowania). 

Muszę przyznać, że jakiś czas temu zdecydowaliśmy się na zmianę naszego tranu. Aktualnie podajemy Bąblowi specyfiki z Domowej Apteczki - ponieważ w niczym nie przypominają one tradycyjnych tranów o oleistej konsystencji i charakterystycznym rybim posmaku, natomiast również są bogatym źródłem kwasów omega-3 i witamin rozpuszczalnych w tłuszczach (A, D oraz E). Więcej informacji o zbawiennym, dobroczynnym wpływie kwasów omega znajdziecie w artykule "Kwasy omega - czym są, rodzaje, właściwości, niedobór", który stanowi pewnego rodzaju kompendium wiedzy na ten temat. 



Nasze mają pyszny smak maliny oraz owoców tropikalnych, a swoim wyglądem i konsystencją przypominają syrop. Kiedyś spróbowałam ich nawet sama w ramach eksperymentu - i faktycznie ani trochę się po nich nie "odbija", a doznania okazały się dla moich kubków smakowych bardzo przyjemne. Widać to zresztą również na zdjęciach po minie Bąbla - ponieważ zawsze podczas ich zażywania towarzyszy mu uśmiech na twarzy, okrzyki "mniam, mniam!" i dokładne oblizywanie łyżeczki aż do momentu, w którym będzie idealnie czysta ;) Prawda jest taka, że żaden z wcześniej podawanych tranów nie spotkał się u niego z aż tak entuzjastyczną reakcją.



Oprócz tego trany z Domowej Apteczki nie zawierają cukru. Jest to dla nas szczególnie ważna cecha, ponieważ nasze dziecko robi się po nim niesamowicie pobudzone, nerwowe i trudne do opanowania - toteż unikamy jakiegokolwiek "dosładzania" jak ognia piekielnego. Odpowiada nam też ich gęstość - nie spływają z łyżeczki, a więc są zdecydowanie łatwiejsze w aplikacji. Istnieje też bardzo niewielkie prawdopodobieństwo rozlania syropku przez Juniora, który aktualnie znajduje się na etapie "Ja SAM!" i nie pozwala komukolwiek wyręczyć się w tej czynności.



Wydaje mi się, że w tych czasach podawanie dziecku tranu jest jeszcze bardziej uzasadnione, niż dawniej. Kiedyś był to raczej wynik tradycji i obiegowych opinii przekazywanych sobie z pokolenia na pokolenie - natomiast w tej chwili zasadność takich działań jest już potwierdzona licznymi badaniami naukowymi.  Wskazują one zresztą nie tylko na jego zbawienne działanie na układ immunologiczny - ale również na mocne kości, pracę mózgu, pamięć i koncentrację, co w przypadku dzieci jest przecież szczególnie istotne dla ich prawidłowego rozwoju.

4. Ubieramy warstwowo i adekwatnie do warunków atmosferycznych.

Tutaj zasada dotycząca zagrożeń płynących z przegrzewania również jak najbardziej obowiązuje. W mieszkaniu ubieramy Młodego w tyle samo warstw, ile mamy na sobie - natomiast podczas spaceru zakładamy mu o jedną dodatkową warstwę więcej. Staramy się, żeby jego ubrania były raczej oddychające i przewiewne -  wykonane z bawełny lub z dodatkiem włókien bambusowych - natomiast wszelkie sztuczności i "plastikowe" domieszki ograniczamy do minimum, żeby uniknąć nadmiernego pocenia.

Z odpowiednim strojem na dwór wiąże się oczywiście potrzeba codziennych spacerów na świeżym powietrzu - ale o tym pisałam już w swoim marcowym poście, więc odsyłam Was tam, bo od tamtej pory nic się w naszym podejściu nie zmieniło :)

5. Nie wychowujemy sterylnie i w idealnej czystości. 

Kiedy Bąbel  jest czymś umorusany od stóp do głów - jest też najszczęśliwszy! ;) Ma kontakt z piachem, kurzem, błotem, wodą w kałużach czy psią sierścią - ponieważ prawda jest taka, że w pierwszych latach życia dziecko w dużej mierze kształtuje swój układ odpornościowy właśnie przez  "obcowanie" z drobnoustrojami.

Oczywiście nie oznacza to, że nasze mieszkanie obrasta brudem i kilkucentymetrową warstwą kurzu ! Ale na przykład nigdy nie dezynfekowałam Bąblowych zabawek czy gryzaków jakimiś specjalnymi płynami tudzież innymi preparatami - zawsze wystarczyła mi do tego ciepła woda z odrobiną mydła i przyznaję, że nie robiłam tego również zbyt często. Butelki i naczynia też sterylizowałam i bardzo skrupulatnie wyparzałam jedynie do 6. miesiąca życia - natomiast potem po prostu je myłam i od czasu do czasu przelewałam wrzątkiem.  

6. Dość często zmieniamy klimat. 

Jako rodzina włóczykijów uwielbiamy podróżować! Niesie to ze sobą nie tylko liczne atrakcje turystyczne i poznawanie nowych miejsc - ale również częste zmiany otoczenia i warunków atmosferycznych, do których organizm musi się przystosować. Dla odporności dziecka - to naprawdę świetne "ćwiczenie" i całe mnóstwo bodźców mobilizujących układ immunologiczny do prawidłowych reakcji obronnych. Oczywiście dla malucha w wieku Bąbla najbardziej wskazane są wycieczki nad morze (ze względu na nasycenie tamtejszego powietrza jodem) - ale dobrze zadziała też wyjazd w góry czy nad jezioro w zupełnie innym rejonie kraju.



48 komentarzy:

  1. U nas ogólnie podobne sposoby na wzmacnianie odporności! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jedynie potwierdza, że (przeważnie) okazują się skuteczne ;)

      Usuń
  2. Mnie rodzice sterylnością załatwili kiedyś :D. Non stop miałam jakieś pleśniawki w ustach, bo wszystko miałam wyparzane. Ale trzeba im wybaczyć - byłam pierwszym i wyczekiwanym dzieckiem :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to załatwili przesadą, wiecznym bieganiem po lekarzach nawet przy najlżejszej infekcji i nieustającą antybiotykoterapią "na życzenie". Jak widać, żadna skrajność nie jest dobra i pożądana :)

      Usuń
  3. świetne rady- lepiej zapobiegać niż leczyć :) a "Dziadek z miodem" faktycznie jest super wzmacniaczem odporności :)
    pozdrawiam
    http://zyciejakpomarancze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profilaktyka przede wszystkim - bo jak się nie zadziała zapobiegawczo i odpowiednio wcześnie to potem ciągnie się takie choróbsko w nieskończoność. My robimy wszystko, żeby uniknąć podawania Młodemu antybiotyków - więc takie naturalne sposoby szczególnie sobie cenimy :)

      Usuń
  4. Moja córka mogłaby litrami pić herbatkę z miodem i cytryną, tran bardzo lubi, zwłaszcza ten nowy smak - brzoskwinia z marakują chyba, ubieram ją odpowiednio do pogody i nie przegrzewam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzoskwini z marakują jeszcze nie próbowaliśmy - ale jeśli jest tak samo pyszny jak te dwa które mamy, to po wyczerpaniu naszych zapasów też się chętnie na niego skusimy :)

      Usuń
  5. Ja mam dzieci, które non stop chorują. Co byśmy nie robili to i tak chorować będą, bo maja stały kontakt z dziecmi z przedszkola i zlobka, ale oczywiscie zgadzam sie z Twoim tekstem. Te sposoby na pewnonie zaszkodzą, a wielu dzieciakom mogą pomoc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, sytuacja po posłaniu dziecka do żłobka czy przedszkola faktycznie może się diametralnie zmienić - zwłaszcza że niektórzy rodzice nic sobie nie robią z ryzyka i prowadzą do tych placówek nawet dziecko chore i z gorączką...

      Usuń
  6. My od jesieni pijemy codziennie odstaną wodę z miodem i cytryną i (tfu, tfu) na razie obeszło się bez wirusów, a bardzo się ich bałam w ciąży. Tylko co do temperatury w domu nie możemy się dogadać, bo mnie jest ciągle gorąco, a mężowi zimno, ale nie ma wyjścia, teraz musi mi (nam) ustępować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jest właśnie odwrotnie - ja wieczny zmarzluch, a mąż lubi chłodek ;) Ale akurat ta temperatura 21 stopni nam obojgu odpowiada - choć pewnie jest to kwestia przyzwyczajenia, bo na początku też miałam ochotę trochę ją podkręcić od czasu do czasu ;)

      Usuń
  7. Świetne porady! Znam jeszcze przepis na syrop z cytryny, imbiru i miodu, czyli zamiast czosnku, imbir :). Dobrze robi też czosnek w kapsułkach w okresach przeziębieniowych :). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z imbirem też czasami robimy - tyle że dla siebie, bo Młody już imbiru nie trawi ;)

      Usuń
  8. My też się lubimy z miodkiem:)
    Niestety kiedy dzieci zaczynają przedszkola/szkoły to często z choróbskami nie ma szans... Zwłaszcza tu gdzie liczy się PRZEDE WSZYSTKIM frekwencja. Chore nie chore do szkoły musi chodzić:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w Polsce tak nie jest - a przynajmniej nie przypominam sobie, żeby nauczyciele kładli największy nacisk na obecność. Jeżeli dawało się potem radę wszystkie zaległości nadrobić i być na bieżąco - to nie trzeba było pędzić do szkoły z grypą. Nawet powiedziałabym, że było to wręcz niemile widziane w oczach grona pedagogicznego. (Chyba że coś się zmieniło - bo od mojej własnej edukacji i praktyk w przedszkolu już trochę czasu upłynęło).

      Usuń
  9. U nas, poza tranem, jest identycznie.
    Szczególnie zwracam uwagę na temperaturę w domu i odpowiedni ubiór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Ty ! :) Z moich doświadczeń wynika, że jeszcze warto powiedzieć o tym innym osobom, które od czasu do czasu opiekują się dzieckiem (np. dziadkom) - bo czasami my dbamy, staramy się nie przegrzać i zapewnić optymalne warunki - a oni to wszystko niweczą w ciągu jednego popołudnia, urządzając "tropiki" :(

      Usuń
  10. Swietne porady. My wiekszosc z nich stosujemu u siebie. Jedynie tranow nie stosujemy. Zamiast tego dostarczamy mnostwo witamin w postaci warzyw i owocow;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że punkt "warzywa i owoce" lub "zdrowa, zbilansowana dieta" też powinien się tutaj znaleźć - z tym że w naszym przypadku nie byłby on niestety do końca prawdziwy. Nasz Bąbel jest okrutnym niejadkiem - już nawet pediatra się poddał, przestał z tym u niego walczyć i stwierdził, że "to chyba taki typ". Nawet bułkę z masłem czasami ciężko mu wcisnąć - a warzywa i owoce pozwala sobie przemycić raz na przysłowiowy "ruski rok". Wielu metod już próbowaliśmy - jednak kończy się to zwykle tym, że już zupełnie się buntuje i nie chce jeść. W sumie też taka byłam jako dziecko - więc mam nadzieję, że z czasem mu to minie :)

      Usuń
  11. I my działamy podobnie, a miód Tygrys mógłby pochłaniać w ilościach znacznych, niczym Puchatek. Mojej mamie ciągle tłumaczę, że Młody nie lubi ciepła i nie trzeba Mu nakładać ciepłych bluz w domu. Nie dociera niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swoim rodzicom początkowo starałam się wytłumaczyć to na spokojnie, podając logiczne i przekonujące argumenty. Po kilku próbach rzucania grochem o ścianę - po prostu nie wytrzymałam i nawrzeszczałam. Metoda nieco drastyczna - lecz od tamtej pory już powtarzać nie muszę ;)

      Usuń
  12. Wczoraj opublikowałam post na ten sam temat :)
    I wyszło na to, że mamy podobne sposoby na wzmacnianie odporności naszych maluszków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, no to biegnę do Ciebie poczytać :) Podejrzewam, że u większości rodziców te sposoby są do siebie zbliżone - choć może nie wszyscy tran podają, co akurat moim zdaniem jest bardzo potrzebne. Znam też jedną mamę, która swoje dziecko "hartuje" w zimnej wodzie - i faktycznie maluch zdrowy jak ryba, ale sama chyba bym się nie odważyła na takie metody ;)

      Usuń
  13. Oj, odpornosci u nas ostatnio brak. I to mimo zapobiegania (jak u Was) , ciagle ktos choruje. Pewnine dlatego,ze pogoda sprzyja chorobskom. Zdrowka zycze ;) !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, u nas też nie zawsze te wszystkie starania przynoszą pożądane efekty. Ja na przykład pisząc ten post walczę z zapaleniem krtani - a też niby tran biorę, herbatkę z miodem piję i generalnie wszystkie te punkty regularnie realizuję. Czasami choróbsko okazuje się po prostu silniejsze, ale i tak warto próbować mu zapobiec :) Zdrówka - nawzajem! :*

      Usuń
  14. Oj, z tą za wysoką temperaturą w domu, to znam sprawę :/ U nas zawsze około 20-21 stopni, a moi teściowie grzeją jak w saunie i też, jak ostatnio u nich byliśmy, to natychmiast się dziecko rozchorowało. Ale teściowej nie przetłumaczysz, jak mówimy, że mają za gorąco, to odpowiada "wydaje wam się"... I już się boję, co będzie jak pojedziemy w okresie świątecznym ich odwiedzić :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem jest na to jeden sposób - mały emocjonalny szantaż. Ja swoim rodzicom powiedziałam wprost, że jeżeli nadal będą utrzymywać w swoim mieszkaniu takie tropikalne temperatury - to po prostu nie będziemy tam z Bąblem przychodzić. Oni jak najbardziej mogą nas odwiedzać - ale my do nich nie pójdziemy, bo po dziecku i po nas dosłownie wszystko "płynie", a ubrania lepią się, jakby były dosłownie przed chwilą wyciągnięte z pralki. Takie postawienie sprawy podziałało - i teraz starają się przestrzegać naszych norm ;)

      Usuń
  15. U nas odporność coraz większa, zero antybiotyków, ostatnia poważniejsza choroba (zapalenie krtani) złapała Tosię nad morzem. W tym roku szkolnym nie opuściła jeszcze ani jednego dnia w przedszkolu. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie ! :) A masz może jeszcze jakieś inne sprawdzone metody, które nie zostały wymienione w poście? Bardzo chętnie o nich poczytamy ;)

      Usuń
  16. Zawsze powtarzam lepiej zapobiegać niż leczyć, a niestety u nas non stop jakies choroby. Porady świetne i sama je stosuję podobnie jak tran, który tez pijemy dokładnie tej firmy co i Wy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wszystkiego da się uniknąć i zawsze jakieś choróbsko się przyplącze - ale przy zastosowaniu wszystkich tych środków ostrożności na pewno wielu udaje się jednak uniknąć albo zdusić je w zarodku :) Odnośnie tranu wcale się nie dziwię - po raz pierwszy spotkałam się z takim specyfikiem w syropku i o tak pysznym smaku :)

      Usuń
  17. http://niepoprawnipolitycznie.com/sciek-w-pigulce-czyli-cos-o-tranie/

    Ostatnio znalazłam ciekawy artykuł na temat tranu. Radzę zapoznać się z nim��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za radę, zapoznałam się. Niemniej jednak artykuł (poza tym, że jest napisany w bardzo agresywnym tonie) trudno uznać mi za obiektywny - biorąc pod uwagę, że jego autorem jest znajomy jednego z producentów :)

      Usuń
  18. Ja nie podaje nic na odporność poza witaminą D w zimie i witaminą c. W tym sezonie działa Przemek jeszcze nic nie przywlókł z przedszkola poza katarem. Spacery, wietrzenie, temperatura z umiarem i działa.Sterylnie to u nas nie jest jak wiesz sama. Wiadomo jak to jest z odpornością trzeba ją nabyć. Pamiętasz jak sama w ciąży wiecznie smarkałam i byłam chora? Teraz odpukać spokój oby tak dalej. całusy dla Was:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tran to jest właśnie (przede wszystkim) źródło witaminy D - i też podajemy go w okresie jesienno-zimowym, kiedy nie ma aż tyle słońca, by organizm mógł sam tę witaminę wyprodukować :)

      Odnośnie nabywania odporności - jak najbardziej się zgadzam. Aczkolwiek kiedy sama byłam dzieckiem - rodzice nawet nie dawali mi szans na to, bym mogła sama tę odporność nabyć. Z każdym przeziębieniem od razu biegliśmy do lekarza - i nikt nie protestował, kiedy ten sięgał po kolejną receptę z antybiotykiem. W związku z tym chorowałam niemal non-stop - natomiast z czasem nawet antybiotyki przestały na mnie działać, bo organizm już się do nich przyzwyczaił i pozostawał na nie obojętny...To chyba najgorsze, co można zrobić - tak "walić" antybiotykami bez opamiętania...Całe szczęście teraz podejście większości lekarzy i rodziców jest już zupełnie inne.

      Usuń
  19. Nie podawalam nic... mysle, ze odpornosc mozna sobie "wyrobic" a przy normalnym odzywianiu i przestrzeganiu pewnych zasad mozna uniknac wielu infekcji i nie wspomagac sie "lekarstwami".
    Swoja droga w Niemcowie nie ma takiej ilosci reklam i sprzedazy parafarmaceutykow. Polska bije Europe na glowe!
    Zdecydowanie jestem za naturalnymi metodami naszych babek- "glupi" rosolek ugotowany z jarzynami i na maly ogniu czyni cuda! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, wszystko racja - tylko powiedz to dziecku, które na ten rosołek z jarzynami nawet nie chce spojrzeć :) U nas niestety sytuacja jest o tyle trudna, że Bąbel to straszny niejadek, na którego żadne prośby, groźby ani nawet przekupstwa zupełnie nie działają. Do pierwszego roku życia jadł wszystko i z wielkim entuzjazmem - a potem nagle apetyt jak nożem uciął...W takiej sytuacji dodatkowa suplementacja jest moim zdaniem potrzebna - zwłaszcza że co jakiś czas robimy mu z zalecenia lekarza podstawowe wyniki i faktycznie na przestrzeni ostatnich miesięcy widać poprawę (niewielką - ale jest).

      A podawanie tranu podpowiedział nam nasz pediatra, który jeszcze nigdy nie naciągnął nas na nic, co byłoby zbędne lub mogłoby zaszkodzić - często wręcz odradzał, jeżeli uznawał dany specyfik za niepotrzebny, więc nie sądzę, by chodziło mu tutaj o nabicie kabzy przemysłowi farmaceutycznemu ;)

      Usuń
  20. No i teraz mam dylemat... Z jednej strony mojemu móżdżkowi przydałoby się trochę miodku, ale z drugiej moja pupa ma go aż za dużo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę Cię ! Widziałam Twoje zdjęcia na blogu - i nie wmówisz mi, że masz gdziekolwiek jakikolwiek nadmiar tkanki tłuszczowej ;)

      Usuń
  21. U nas też tran, witaminka C oraz probiotyki działają cuda, bo już od początku września Junior nie miał nawet kataru! Nie mówiąc o innych choróbskach. Także działa i polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Probiotyki podawaliśmy, kiedy Bąbel miał problemy brzuszkowo-jelitowe - i faktycznie wszystko się po nich pięknie unormowało. No i oczywiście jako osłona przy kuracji antybiotykowej - ale tej staramy się unikać za wszelką cenę i najpierw wyczerpujemy wszystkie inne, mniej inwazyjne opcje.

      Usuń
  22. Osobiście wiele bym łyknęła żeby poprawić odporność, ale moi wybredni chłopcy nie wypiją ani takiego drinka ani też nie chcą tranu :( Jak mi się uda to dorzucam im do soku kilka kropel witaminy C, oprócz tego dostają żelki z witaminami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli faktycznie są tacy oporni - to i Tak chwała dla Ciebie, że robisz wszystko, co jest w Twojej matczynej mocy :)

      Usuń
  23. Lekarze jeszcze zalecają codziennie wietrzenia mieszkania. Muszę przyznać, że punkt 6 trochę zaniedbujemy. Tran też podaje swojemu malcowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, wietrzenie też jest jak najbardziej wskazane :) My akurat z punktem 6 nie mamy żadnego problemu - bo wszyscy posiadamy taką naturę, która nie pozwala nam długo wysiedzieć w jednym miejscu ;)

      Usuń
  24. u mnie sprawdza się tran, witamina C i świeże powietrze w dużych ilościach ;-) dzieciaki chorują, ale nie tak często i nie tak mocno jak inni

    OdpowiedzUsuń
  25. Tran i witamina C sprawdzają się bardzo dobrze również w naszym wypadku! Jeśli chodzi o czosnek to byłabym z nim ostrożna, ponieważ może on podrażnić układ pokarmowy dziecka.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)