poniedziałek, 11 stycznia 2016

Kolęda i WOŚP, czyli o tym, jak spędziliśmy weekend.

Kto czytał poprzedniego bloga, ten wie, że ubiegłoroczna kolęda
do najprzyjemniejszych nie należała i kosztowała nas trochę nerwów. 

W tym roku na szczęście było zupełnie inaczej: nowy ksiądz, który przybył do naszej parafii zaledwie 2 miesiące temu, okazał się bardzo sympatyczny, otwarty i miał do Bąbla naprawdę świetne podejście. Poza tym był daleki od moralizowania i widzieliśmy w nim szczere zainteresowanie naszą  sytuacją i poglądami, a nie tylko chęć jak najszybszego "odbębnienia" wizyty i wyruszenia w dalszą drogę. Nie przeszkadzało mu nawet, że już na wejściu Młody próbował staranować go swoim jeździkiem, a potem za wszelką cenę chciał dorwać się do ministranckich dzwonków ;) 

Kiedy przyszło do wyboru obrazków, Junior zapragnął rzecz jasna...wszystkich, które duszpasterz chował za pazuchą - jednak po krótkich pertraktacjach dał się przekonać, przestał być aż tak roszczeniowy i zdecydował się na dwa, które uznał za najładniejsze. Na koniec usiłował jeszcze porwać księżowski długopis i okulary, ale i tego szczęśliwie udało się uniknąć :)
 

W niedzielę natomiast wybraliśmy się na nasz lokalny finał WOŚP.

Osobiście nie przepadam za panem Jurkiem Owsiakiem (a właściwie za medialnym wizerunkiem, który wykreował), ale nie zmienia to faktu, że Orkiestra wykonuje naprawdę kawał dobrej roboty i zawsze chętnie bierzemy udział w jej przygrywaniu, a w czasach licealnych zdarzyło mi się nawet występować w charakterze wolontariusza. 


I w tym roku planowaliśmy zabawić zdecydowanie dłużej. Marzyło nam się obejrzenie końcowego "światełka do nieba" o godzinie 20. Wzięliśmy ze sobą wszystkie niezbędne gadżety, odpowiedni zapas wiktuałów i dodatkowy zestaw Bąblowych ubrań na wszelki wypadek. 

Niestety Młody miał akurat jeden ze swoich zdecydowanie gorszych dni, kiedy to prezentuje absolutnie WSZYSTKIE cechy, które niegdyś najbardziej irytowały nas, bulwersowały i drażniły w cudzych dzieciach. W związku z tym udało nam się tylko zasilić puszkę kwestujących i obejrzeć zaledwie jeden muzyczny występ, a potem postanowiliśmy ewakuować się jak najszybciej, zanim zrobi to ochrona (pod zarzutem zakłócania porządku publicznego) ;)


W pewnym momencie miałam wrażenie, że nikt nie zwraca już uwagi na to, co dzieje się na estradzie - i że wszyscy patrzą wyłącznie na nas, jak uganiamy się za Juniorem po całym terenie imprezy, usiłujemy go jakoś spacyfikować, powstrzymać przed wspinaniem się na metalowe barierki i próbami wkładania głowy w ogromne głośniki stojące przy scenie.

Dawniej na widok tego typu dziecięcych wyczynów obiecywałam sobie po stokroć, że "moje na pewno takie nie będzie" - ale teraz już wiem, że tak naprawdę to w dużej mierze nie od wychowania i rodzicielskiej postawy zależy, lecz od temperamentu i charakteru danego osobnika oraz od jego małoletniego "widzimisię".

Rodzic może sobie gadać w nieskończoność, zakazywać, perswadować, negocjować, dziesiątki razy tłumaczyć i powtarzać, dlaczego danej rzeczy robić nie wolno - a dziecko i tak postanawia wystawić naszą cierpliwość na kolejną próbę, uczynić wszystko po swojemu i zupełnie nieadekwatnie do tego, co zostało mu wcześniej wpojone...

W związku z powyższym zbyt wielu zdjęć też nie byliśmy w stanie zrobić.
Musicie uwierzyć mi na słowo, że widok tak rozrabiającego Bąbla 
nie jest na pewno czymś, co chciałybyście oglądać ;)


33 komentarze:

  1. To ja Cie pocieszę bo ja byłam mamą tak goniącego wszędzie dziecka a co się stało teraz? ma 4 lata i się tak wstydzi tego co nieznane że wczoraj dzieciaki goniły bez pamięci po sali a Młody siedział z nami na trybunach i oglądał. Dzieci z tego wyrastają naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najfajniej byłoby mieć dziecko odpowiednio "wypośrodkowane" i w żadne skrajności nie popadające ;) Hmmmm...marzenie ściętej głowy ;) Ale wierzę Ci, że mija - w końcu kto wie lepiej, niż doświadczona mama kilkulatka? :)

      Usuń
  2. Czasem czytając poczynania Bąbla mam wrażenie, że piszesz o Smerfie. Gdyby nie rozbieżność dat urodzenia poczyniłabym dochodzenie, czy to aby nie bliźniacy :) :) :) mają chłopcy temperamenty, nie ma co ;)
    To dobrze, że wizyta księdza przebiegła w miłej atmosferze, naszą Smerf przespał :) ale w zeszłym roku było naprawdę symaptycznie, zresztą ksiądz już wcześniej wiedział, w jaki sposób powiększy się nasza rodzina.
    Co do WOŚP,to mimo wszystko (wiem jak działają fundacje, jak są finasowane i wydatkowane), mimo szumu medialnego jaki jest wokół niej tworzony wiem, że robią kawał dobrej roboty. Dwójce moich siostrzeńców sprzęty ufundowane przez WOŚP pozwoliły na szybką interwencję po urodzeniu, a nasz Smerf miał robione przesiewowe badanie słuchu po narodzinach na "orkiestrowym" aparacie. Więc jestem "za".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mogą sobie chłopcy rękę podać ! Taki widocznie żywiołowy, nabuzowany energią, temperamentny rocznik ;)

      U nas do przespania wizyty przez Bąbla w sumie również niewiele brakowało, bo ksiądz pojawił się około 20, a to już pora, kiedy Bąbel najczęściej się w łóżeczku układa. Ale tym razem jednak przetrzymaliśmy go trochę ;)

      Badanie przesiewowe Bąbla też było wykonywane na "owsiakowym" sprzęcie :)

      Usuń
  3. Wydaje Ci sie tylko, ze takie zdjecia nie zrobilyby furory:P Mamy chetnie poogladalyby "cudze" dziecko brojace publicznie, zeby choc troche przestac sie stresowac wlasnym rozrabiakiem;)))

    A na powaznie - masz wiele atrakcji ze swoim synkiem. Powoli rozumiem, czemu zdecydowalas sie na macierzynski;)))

    Tez mam mieszane uczucia co do samej osoby JS, ale niewatpliwie aparatura jaka kupuje za zebrane pieniadze oraz poruszenie w narodzie, skloconym, niezgranym i pelnym aspolecznych indywidualistow sa sprawami wazniejszymi niz ew. watpliwosci co do jego uczciwosci...

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko wolę, kiedy broi w zaciszu naszych własnych czterech ścian, bo wtedy chociaż nie czuję na sobie tych wszystkich palących spojrzeń ;)

      A na macierzyński zdecydowałam się głównie dlatego, że:

      1) nie wyobrażałam sobie zostawić Młodego w żłobku albo pod opieką obcej osoby, a na dziadków - jak się okazało - liczyć jednak nie mogłam;

      2)sama tego potrzebowałam w sensie budowania naszej wzajemnej więzi i bliskości oraz po beznadziejnych doświadczeniach w poprzedniej pracy;

      3)nie bardzo miałam dokąd wracać, bo moje obecne zatrudnienie to tylko taka zastępcza "fucha", którą na pewno nie chcę parać się po zakończeniu urlopu wychowawczego;

      4)z jeszcze kilka innych, mniej istotnych powodów, o których nie ma sensu się tu rozpisywać ;)

      Usuń
  5. Haha to ja sobie wyobraziłam Babla w tym głośniku. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak trzeba to przeżyć by zgodzić się ze stwierdzeniem że nie zawsze rodzic jest winien złemu zachowaniu dziecka a właśnie jego temperament. Wiem co mówię bo mam dwójkę i tak bardzo się różnią że hoho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie im więcej takich Bąblowych popisów, tym dalsza jestem od podjęcia decyzji o kolejnym dziecku ;) Zawsze myślałam sobie, że to wina tzw. "bezstresowego wychowania" i pozwalania dziecku na wszystko, na co tylko ma ochotę - ale nie, jednak bardzo się myliłam :)

      Usuń
    2. Ja jak Młody był wieku Bąbelka też nie myślałam o powiększeniu rodziny nie bylo kiedy hihi

      Usuń
    3. Dobrze, że ten najgorszy etap macie już za sobą :)Mam nadzieję, że kolejny potomek będzie choć troszkę spokojniejszy i czasami da Wam odetchnąć ;)

      Usuń
  7. U nas często jest podobnie, nie da się nigdzie wyjść bo zraz trzeba się ewakuować zanim zrobi to ktoś inny :)
    I zgadzam się, wychowanie nie ma tu nic do rzeczy, wszystko zależy od dnia jakie dziecko ma. My też miewamy te gorsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas do tej pory najgorzej było chyba w restauracjach, w których Bąbel najchętniej zajrzałby kucharkom na zapleczu w garnki, a innym klientom często zdarzało mu się zaglądać do talerzy ;) Na koncertach i innych imprezach muzycznych zwykle zachowywał się poprawnie, ale akurat klimat WOŚP mu się zdecydowanie nie udzielił ;)

      Usuń
  8. Te gorsze dni.... bywają i u nas;-)

    Co do kolędy, cieszę się,ze tym razem upłynęła w lepszej atmosferze niż ostatnio. Mi się jeszcze nie zdarzyło trafić na ksiedza moralizatora, bardziej na takiego,który przyszedł,pokropił i czesc. Bardzo tęsknię do kolęd w moim rodzinnym mieście i za tamtym proboszczem, który znał w zasadzie każdego parafianina, niesamowity człowiek.

    Owsika:)))też nie lubię,ale robi kawał dobrej roboty i za to go szanuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta doskonała znajomość każdego parafianina nie zawsze jest zaletą - wszystko zależy od tego, na jakiego księdza się trafi i czy zbyt mocno nie ingeruje w prywatne sprawy swoich owieczek (co też się niekiedy zdarza). Czasami chyba lepiej zachować nieco większy dystans i "anonimowość" ;)

      Usuń
  9. Piękne obrazki, bardzo kolorowe i widać, że przygotowane specjalnie z myślą o dzieciach. Mnie w tym roku ksiądz nie zastał, miał pecha be weszłam do domu 5 minut po jego wyjściu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też bardzo się podobają - bardziej niż te, które my dostaliśmy ;) Ja w wizytach duszpasterskich nie uczestniczyłam przez wcześniejsze 4 lata, bo akurat tak miałam ustawiony grafik w pracy, z którym raczej nie dało się dyskutować. Małż przyjmował księdza sam, dopiero od ubiegłego roku jesteśmy na tych wizytach w komplecie.

      Usuń
  10. Fajnie, że tym razem kolęda przebiegła w milszy sposób niż rok temu. Obrazki bardzo mi się podobają. Ma Bąbel gust ;)
    Uściski;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma, ma - i to nawet dość podobny do mojego ;)
      Pozdrowienia :*

      Usuń
  11. Fajnie, że tegoroczna kolęda była tak pozytywna. Wszyscy zadowoleni, a Bąbel chyba najbardziej.
    Od nas ksiądz uciekał :) Tygrys tak zawodził, że wcale się nie dziwię. Na szczęście to zaprzyjaźniony ksiądz, więc nadrobimy to spotkanie.
    Ja czytając o wyczynach Bąbla, oczyma wyobraźni widzę co mnie czeka za czas jakiś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ksiądz zabawił dość długo, ale po skończonej wizycie Małż miał do mnie pretensje, że biednego duszpasterza omal na śmierć nie "zagadałam", a i jemu samemu prawie nie dałam dojść do słowa ;)

      Czy czeka Cię to samo? Niekoniecznie :) Pozostaje nadzieja, że Tygrys z tych mniej "nawiedzonych" i nie zafunduje Wam aż tylu mocnych wrażeń ;)

      Usuń
  12. U nas dzisiaj była "taka zabawa" w gonienie na zakupach, ale na moje własne życzenie. Siedziała grzecznie w wózku, a po wyjściu z kolejnego sklepu było mi już ciężko nosić zakupy więc zrobiłam podmianę zakupy do wózka, dziecko na nogi, myślałam że ładnie pójdzie jak zazwyczaj, a tu niespodzianka i trasa do samochodu zamiast 5 minut trwała 25 minut :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam też ciągle jakieś "niespodzianki" się przytrafiają i to, co zwykle nie sprawiało żadnego problemu, nagle okazuje się...ehhh...mission impossible ;) Gonitwę mamy non stop - my w prawo, on w lewo; my jeden krok do przodu, on dziesięć w tył ;)

      Usuń
  13. Hihi "mojenapewnotakniebędzie" tak, tak... znam to :) No cóż- dzieci wiedzą lepiej, co będą, a co nie będą :p

    U nas tegoroczna kolęda minęła na pokazywaniu przez Lilę paznokci proboszczowi :)A, że na jednej ręce miała krwistą czerwień, a na drugiej wściekły fiolet... To mieli o czym pogadać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :) Dobrze, że nie chciała mu jeszcze jego własnych paznokci pomalować na najmodniejsze kolory tego sezonu ;) Choć krwista czerwień i fiolet akuratnie pasowałyby do niektórych liturgicznych szat ;)

      Usuń
  14. Nie jesteś sama, uwierz mi.
    My też mamy taki "egzemplarz", który w tłumie nie ginie, a wręcz przeciwnie od razu jest w epicentrum uwagi;-0
    Wypad do centrum handlowego, odwiedziny u znajomych, urodziny u rodziny - to zawsze dla nas czas akcji i reakcji;-)
    Miejmy nadzieje, że nasze dzieci W KOŃCU z tego - kiedyś - wyrosną;-0
    Ale i tak marzy mi się drugie maleństwo;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed nami akurat dość duża rodzinna impreza (80. urodziny Małżowej babci), więc pewnie też będzie się działo ;) Kolejna okazja, żeby nad kondycją popracować ;)

      A ja odnoszę wrażenie, że takich maluszków jak Bąbel nigdzie w naszych okolicach nie ma - bo wszystkie zawsze grzecznie w wózku albo przy rodzicielskiej nodze ;) Być może inni posiadacze takich "egzemplarzy" po prostu nie pojawiają się już w miejscach publicznych, nauczeni doświadczeniem ;)

      Usuń
  15. Hahaha, czyli Junior główny gwóźdź programu :) Wiedzie prym chłopak i dobrze. Ubawiłam się tym, "że moje to takie nie będzie" :) Mam taka koleżankę, wtedy jeszcze bezdzietna była, jak wiedziała wszystko o wychowaniu dzieci ;) Patrz jak to się zmienia potem w praktyce, hihi :)
    Orkiestra - cudowna sprawa!! Jurka poznałam osobiście, jeszcze za czasów raczkowania orkiestry, przy organizaji jednego z pierwszych finałów - wspaniały człowiek. Do mnie ten Jego szalony wizerunek przemawia, jest taki normalny w tym co robi.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Bąbel chyba nawet samego Owsiaka by przyćmił - pomimo że tamten też sporo zamieszania potrafi wokół siebie zrobić ;) A w praktyce zmienia się niemal wszystko - i wcześniejsze założenia i "gdybania" nie mają z rzeczywistością zbyt wiele wspólnego ;)

      Fajnie, że miałaś okazję go poznać :) Może w kontakcie osobistym też bardziej by mnie do siebie przekonał, niż w wywiadach i relacjach telewizyjnych :)

      Usuń
    2. oj tak, bardzo nie wiele mają :)

      Usuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)