poniedziałek, 7 marca 2016

Mamo, nie zabieraj mi powietrza!

Idzie wiosna. W ogródku Bąblowej prababci pojawiły się pierwsze przebiśniegi, wczoraj widzieliśmy przynajmniej trzy klucze ptactwa wracającego do nas z ciepłych krajów, słońce coraz częściej wyłazi zza chmur i tylko czekać, kiedy nasz balkon oraz parapety zostaną znów upstrzone "pamiątkami", jakie zostawiają po sobie jaskółki. 

Dla mnie oczywiste jest więc, że już wkrótce większość naszego czasu będziemy spędzać z Juniorem na świeżym powietrzu - jeżdżąc na rowerach, szalejąc na miejscowym placu zabaw, klepiąc babki w piaskownicy, spacerując po parku albo wędrując po okolicy z konewką i podlewając każdą roślinkę, jaką napotkamy na swojej trasie (nawet jeśli będzie to tylko niezbyt piękny, przydrożny chwast ;) ) 

Zresztą, bez względu na porę roku staramy się opuszczać nasze mieszkanie jak najczęściej i rezygnujemy z wyjścia na podwórko tylko w sytuacji choroby albo wtedy, kiedy warunki na zewnątrz okazują się NAPRAWDĘ niesprzyjające.  "Grasujemy" i w dni deszczowe, i w te mroźne, i kiedy z nieba leje się żar - tyle że w każdym z tych przypadków zachowujemy umiar i zdrowy rozsądek. 

Ale znam też dzieci, które na dworze pojawiają się wyłącznie od wielkiego święta. Zimą jest zbyt zimno, jesienią można się przemoczyć, ubłocić buty i kurtkę, latem z kolei zbyt gorąco i duszno, więc optymalna pora na wyjście to ten moment po zmroku, kiedy już prawie nic nie widać, a wokół krążą nietoperze ;) 

Poza tym przecież niezależnie od pogody w powietrzu unosi się tyle różnych wirusów i bakterii, że najlepiej zrobić tylko szybką 15-minutową rundkę wokół osiedla i zaraz zaganiać maluchy z powrotem, coby żadnego paskudztwa nie "złapały". A nie daj Boże wejść jedną nogą do kałuży, usiąść bezpośrednio na trawie, dotknąć śniegu rączką bez rękawiczki czy wykąpać się w jeziorze - to przecież cała wylęgarnia najróżniejszych chorób, drobnoustrojów, nie wiadomo czego! 


Tyle mówi się na temat kształtowania właściwych, pozytywnych przyzwyczajeń już od najmłodszych, najwcześniejszych lat - ale jest to najczęściej dyskusja w kontekście nawyków żywieniowych albo czytelniczych, a już zdecydowanie  rzadziej wspomina się o tym, jak ważne jest dla dziecka przebywanie na świeżym powietrzu. 

Czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy rodzice postępują tak nie z troski czy faktycznych obaw o zdrowie swojej pociechy, tylko ze względu na własne wygodnictwo i plany - bo przecież lepiej spędzić cały dzień w galerii handlowej, niż spakować plecaki, jechać na długą rowerową wycieczkę albo urządzić sobie rodzinny piknik na łące.

W porządku. Niech każdy robi to, co uważa za słuszne - tylko niech potem nie dziwi się, że niezahartowane, pozbawione odporności dziecko łapie każdą możliwą infekcję, a w późniejszym wieku nawet siłą trudno je z domu wyciągnąć, bo woli spędzać czas przyklejone do telewizora, komputera albo konsoli. I niestety (a może właśnie STETY!) prawda jest taka, że w warunkach sterylnych też nie da się wychowywać - choćbyśmy non stop biegali za potomkiem z całą gamą środków dezynfekujących i rzucali kamieniami we wszystkie mijane psy i koty, które nasza latorośl zechce pogłaskać.

45 komentarzy:

  1. Poza tym wszystkim co piszesz, dodałabym jeszcze, że po lataniu na dworze dzieci lepiej spią (zwłaszcza te małe sypiające jeszcze w dzień). Przynajmniej tak jest u mojego Podopiecznego. Nie zawsze śpi długo, ale szybciej zasypia i o wiele łatwiej ;) I jeszcze apetyt dopisuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u nas to różnie z tym bywa ;)Kiedyś faktycznie Bąbel po długim pobycie na dworze padał jak zabity i przesypiał całą noc bez żadnych pobudek - natomiast aktualnie odnoszę wrażenie, że jak się porządnie dotleni to nabiera nowej energii, która aż go roznosi ;)Apetyt natomiast to u nas zupełnie odrębny temat, bo mamy w domu niejadka, na którego niemal nic nie działa i który jadłby najchętniej tylko czekoladę (na co my oczywiście nie pozwalamy).

      Usuń
    2. Moje Riczątko, w ciągu swojego dwudziestomiesięcznego życia,na spacerze nie była może góra 10 razy.
      Codziennie wychodzimy,deszcz czy ukrop,katar czy bolesne ząbkowanie,jedynie gorączka nas zatrzymuje w domu.Czasami mi z tym źle,bo bywało tak że miałam wyrzuty sumienia że targałam dziecko po błotach i wiatrach,ale na szczescie nigdy pogoda nie wpłynęła na jej zdrowie.Myślę,że można się w ten sposób zahartowac,aczkolwiek wiadomo,że choroba jak ma być to będzie i się jej nie uniknie.
      Dlaczego "dopisuje" swój komentarz tutaj...?Bo moja potomka tak samo niejadek i nieśpioch! Spacery,świeze powietrze w tym nam nie pomagają.Ech! Może ja ja powinnam w domu jednak zamknąć
      ??? Haha

      Usuń
  2. O właśnie, dzieci po "polu" dobrze śpią :))
    Więc warto dla własnych korzyści i rodzicielskiego egoizmu prześcigać je porządnie za dnia, by mieć chwilę dla siebie wieczorem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak Anuli napisałam - czasami to my jesteśmy bardziej padnięci niż Bąbel po takim aktywnym, intensywnym dniu ;)

      Usuń
  3. Moje dzieciaki wychowywane są na wsi, na dworze, za wyjątkiem zimy. W zimie jest tyle dymu z pieców w powietrzu, że czasem jest siwo, więć bezpieczniej jest zostać w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też ze wsi, ale u nas aż tak intensywnie nie kopcą na szczęście, a w najbliższej okolicy mamy osiedle domków z gazowym ogrzewaniem, więc problem dymu aż tak mocno nas nie dotyczy :)

      Usuń
  4. My też jesteśmy codziennie na spacerze - chyba, że leje lub wieje, że chce głowę urwać.
    Moja Tulinka biega jak szalona, skacze po kałużach "jak Peppa", co rusz wpada butami w psie qpy, zbiera kamienie, kije, skorupy po ślimakach, kopie w ziemi "bo muszę zasadzić kwiatki" itp. Oczywiście wracamy brudne, ale szczęśliwe - no dobra, ja trochę mniej;-0
    Niestety u nas fakt bycia na dworze średnio 1,5 h nie sprawdza się jeśli chodzi o "zamęczenie" dziecka. Ja, owszem czasami padam na twarz, ale moje dziecko - nigdy!!!! Trening czyni mistrza;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bąbel na psie kupki jest natomiast bardzo wyczulony, z daleka je zauważa i szerokim łukiem omija - z grymasem na twarzy i komentarzem "bleeee" ;) Natomiast cała reszta jak najbardziej się zgadza - i to zamęczanie też niekoniecznie skutkuje, więc łączę się w "bólu" ;)

      Usuń
  5. Ja się nie mogę doczekać już lata, żeby do wieczora dzieci moje buszowały po podworku. Teraz jak wracam z pracy to jest już praktycznie wieczór więc siłą rzecza siedziny w domu i odbijamy sobie dopiero w weekendy a mnie pozostaje miec nadzieję że spacery przedszolne wystarczą. Także zazdroszczę Wam bardzo tego ogromu świeżego powietrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że te weekendy macie dla siebie - a panie w przedszkolu na pewno zadbają o to, żeby Dziewczyny się odpowiednio dotleniły (jeśli nie zadbają, to może trzeba byłoby im podpowiedzieć i troszkę wjechać na ich pedagogiczne ambicje ;))Ale prawda - na lato też czekamy z wielkim utęsknieniem, żeby mieć tego powietrza jeszcze więcej :)

      Usuń
  6. Przedszkole w Szwecji. Grudzień, zimno jak jasna cholewcia. Stado około 25 dzieciaków w wieku 2-5 lat lepią bałwana. Ostatnio przejeżdżałam koło tego samego przedszkola, wieje jak jasna cholewka, siąpi deszcz, ta sama gromadka tym razem buduje tamę na kałużach. Mam przyjemność projektowania żłobka z 5 oddziałami w tym jednego, na świeżym powietrzu, całorocznego. Niby mieszkam tu juz połowe życia, ale pewno serce mi zadrży nie raz jak będę własne dziecko widzieć śpiącego w wózku na zewnątrz w środku zimy (śpią do temperatury -20).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to faktycznie niezły hardcore - aż tacy wytrzymali nie jesteśmy i przy -15 zwykle zwijamy się do domu ;) Mam nadzieję, że panie u Was z żłobkach dobrze się ze swojej roli wywiązują i pilnują przynajmniej, żeby się te dzieciątka spod wszelakich okryć nie odkopały podczas takiej hartującej drzemki :)

      Usuń
  7. To prawda świeże powietrze jest bardzo ważne i trzeba z dziećmi wychodzić w każdą pogodę, aby je zahartować. Dobrze robisz, że wychodzisz z Synkiem codziennie na spacer. Oby tak każda mama robiła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie tylko mama, bo czas spędzony na dworze z tatą to dla malucha też fajna sprawa i zupełnie inna jakość (wniosek na podstawie własnych obserwacji) ;) - a mama ma dzięki temu chwilkę wytchnienia raz na jakiś czas :)

      Usuń
  8. No w Krakowie to czasem musimy sie jeszcze liczyc ze smogiem,wtedy radza nie wychodzic. Jak najbardziej popieram, chciaz przy dwojce to pol zimy chorujemy i z przymusu siedzimy w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak,smog i choróbska mogą nawet najbardziej ambitne plany w tym temacie pokrzyżować - ale oby było ich u Was jak najmniej, a okazji do szaleństw na świeżym powietrzu - całe mnóstwo :)

      Usuń
  9. Aaaaaaaa, mój ukochany temat :) Ile ja już słyszałam komentarzy, że Smerf to wiecznie chory będzie, jak "tak o Niego nie dbam i wychodzę z nim wiecznie na dwór" - cytat matki kilkogra dzieci..... Więc niedobra ja, nie dbam o syna, podobnie jak Ty spacer czy zabawy na powietrzu to nieodłączna część naszego dnia, i jeśli wiecznie chory oznacza jedno drobne przeziebienie na 18 m-cy to tak, przyznaję mojej rozmówczyni rację ;)
    Osobnym hitem jest sprawa przesadnego dbania i trzymania dziecka pod kloszem. Mam w okolicy taką jedną kobietkę. Kiedyś będąc na spacerze ze Smerfem ona akurat spacerowała ze swoim synkiem, więc zatrzymałam się powiedzieć przysłowiowe "dzień dobry" i jakoś się dalej potoczył temat o dzieciach. Jako, że Smerf był już wówczas mobilny domagał się wyjścia z wózka, więc pozwoliłam mu pokręcić się obok. Wszystko było ok, do czasu aż Młody nie schylił się po leżący kamyk....o mało na zawał wtedy nie zeszłam - jak ona wrzasnęła, z prędkością światła podleciała do Smerfa z nawilżaną husteczką, aby DOKŁADNIE WYTRZEĆ MU RĄCZKI BO TERAZ MA NA NICH MNÓSTWO BAKTERII. Innym razem, przechodząc obok naszej posesji zobaczyła Smerfa na pampie i koszulce tylko (środek lata w ubiegłym roku jaki był każdy wie), to ubolewała "jejku, jejku krzywda Ci się stanie od biegania bez butów, bez spodenek". Zupełnie nie wiem jak to możliwe, ale krzywda mu się nie stała :) ze swoim malcem, który leżał w gondoli przykryty wówczas kocem i okryty na budkę jeszcze pieluchą (!!!), bywa natomiast bardzo często u lekarzy i narzeka, jaki to jej synek chorowity. Ale to jej synek, jej wybory.
    A już spacer w marcowym słoneczku, tak jak dziś u nas, to prawdziwa rozkosz :)
    Całusy dla Was :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam kuzynkę z zachowania bardzo podobną do tej Twojej znajomej - jej dziecku niczego nie wolno dotykać, żadnego zwierzątka pogłaskać, nawet latem opatula je w jakieś niezliczone warstwy ubrań i generalnie mam wrażenie, że najchętniej wychowywałaby je w warunkach laboratoryjnych, kitlu i białych gumowych rękawiczkach ;)Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielu przyjemności w ten sposób swojego synka pozbawia - niejeden raz widziałam, jak z żalem i tęsknotą spoglądał na Bąbla, który szalał w dmuchanym basenie albo taplał się w błocku i wrzucał kamyczki do kałuży - a jemu żadnej z tych rzeczy nie pozwolono robić. Aż smutne to i przykre...Nie wspominając o tym, że P. niemal do trzeciego roku życia karmiony był prawie wyłącznie słoiczkami - bo normalne jedzenie uznała za nieodpowiednie i takie, które mogłoby zaszkodzić małemu brzuszkowi. Jaki efekt tego wszystkiego? Dziecko mizerne, bez przerwy chore, anemiczne i kompletnie pozbawione energii. Chyba jeszcze nie widziałam, żeby się śmiał tak radośnie i wariacko, jak to się zdarza innym dzieciom...

      Usuń
  10. Niestety sama prawda, ja znam takie dzieci co wychodzą na dwór od "święta" a tak to wszędzie samochodem i tylko z budynku do budynku. To jest smutne :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażam sobie tego w przypadku naszej rodziny - pewnie również ze względu na własne zamiłowanie do przebywania na dworze, wycieczek i bycia w ciągłym ruchu :)Dobrze, że Młody też taki sposób spędzania czasu sobie upodobał, bo inaczej mielibyśmy niezły konflikt interesów ;)

      Usuń
  11. Popieram w 100 % nie ma złej pogody na mały spacer😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, bo na Twoim blogu zdjęć na świeżym powietrzu zawsze multum :)Pogoda nie jest tu kluczowa - bardziej potrzeba nam właściwego nastawienia ;)

      Usuń
  12. My też korzystamy ze spacerów, choć przyznaję, że zdarzało mi się mieć lenia. Szukałam pretekstu, żeby nie wychodzić na dwór, ale na szczęście rzadko mnie dopadał. No bo jak bez spacerów zahartować malucha i zadbać o jego odporność. Szwagierka mojej siostry nie wychodziła na dwór ze swoim synkiem w jego pierwszą zimę, bo przecież zimno i takie tam (choć jakie to teraz zimy?) i pewnie to nie jedyna przyczyna, ale chłopak ciągle choruje, w ogóle nie ma odporności. Znam też przypadek, kiedy rodzice podgrzewają wodę w mikrofali zanim dziecko się napije, a potem zdziwienia, że jak łyknie tej w temperaturze pokojowej od razu zapalenie gardła. Najważniejsze to znaleźć złoty środek i nie przeginać w żadną stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też oczywiście zdarzają się takie dni, kiedy Bąbel ciągnie na dwór niemal non stop, a mi już nogi w tyłek wchodzą i choć przez chwilę posiedziałabym w domu i zajęła się czymś bardziej stacjonarnie ;) Ale generalnie rzecz biorąc bardzo cenię sobie pobyt na dworze - do czego z pewnością przyczyniła się moja poprzednia praca, w której spędzałam całe dnie niemal zupełnie odcięta od świata zewnętrznego, promieni słonecznych nie widywałam, a powietrze miałam tylko to klimatyzowane ;)

      A zimy teraz faktycznie bardzo łagodne w porównaniu z tymi sprzed lat - więc tym bardziej warto korzystać, dopóki zdarza się choć jakiś marny opad śniegu, bo za jakiś czas możemy wcale tego nie uświadczyć.

      Usuń
  13. Rewelacyjny wpis! U Nas ost był też o ruchu.. na świeżym powietrzu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruchu również nigdy zbyt wiele - i dla dziecka i dla rodziców, coby wytrwać przy maluchu i wyrobić sobie odpowiednią kondycję ;)

      Usuń
  14. Amen, siostro! Dodam do tych wszystkich dobrodziejstw jeszcze fakt, że matce też się przyda przewietrzyć głowę - codziennie. To trochę jak z wietrzeniem mieszkania ;-) a jak ta matka jest taka powsinoga jak ja, to ani 4 piętro krok po kroczku, ani brzucho nie odwiodą mnie od wyjścia z domu. :-) i wszyscy mówią, że Klopsik ma taką ładną cerę (a my oboje z tatuśkiem raczej bladzi :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zdecydowanie małe wietrzenie nie zaszkodzi - żeby wywiało stamtąd wszelkie niepotrzebne, dołujące myśli i zastąpiło je czymś zupełnie innym, bardziej optymistycznym :) W Twojej sytuacji tym bardziej jestem pod wrażeniem, że dajesz sobie radę i wytrwale te wszystkie schody dzień w dzień pokonujesz :)

      Usuń
  15. Mnie przeraża to jak niektórzy nie idą z dziećmi na dwór, bo słońce nie świeci, jest chłodno. A przecież po to są kurtki, czapki itd. ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak - zwłaszcza że wybór teraz w sklepach tak nieograniczony, że aż można oczopląsu dostać :) Byle nie przegrzać, ale nam to raczej nie grozi ;)

      Usuń
  16. Święta prawda - bardzo szkoda mi domo-dzieci .. naprawdę, na dworze jest tyle ciekawych rzeczy a w domu ta sama monotonia... nie wiem ja jestem zwolenniczką codziennego spaceru- niestety nie mam z kim, niedługo to ulegnie zmianie. I nie przeraża mnie deszcze, wiatr ( to największy wróg ponoć) Myślę że dziecko dobrze ubrane może wyjść z domu w każdych warunkach - wyznaję też zasadę brudne dziecko szczęśliwe dziecko - szkoda mi dzieci które nie mogą same "pobawić" w jedzenie - bo się ubrudzą :( Myślę że bąbel jest naprawdę szczęśliwym dzieckiem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej tylko ze jak dziecjo jest wieksze i nagle do wszystkiego negatywnie nastawione. Jak wieje to moj mlodszy po wyjsciu za prrob od razu sie drze i zawraca. Czekam az wyrosnie z tego

      Usuń
    2. A ja jak jeszcze nie było Bąbla, a M. w pracy - to lubiłam przejść się nawet sama, albo potruchtać sobie trochę w takim miejscu, gdzie mnie nikt nie widział i nie miał ubawu z tego mojego "joggingu" ;) I powiem szczerze, że z wózkiem też zwykle wolę spacerować w pojedynkę, bez towarzystwa innych okolicznych mam. Czasami kiedy Młody śpi to jest fajna okazja do wielu przemyśleń i niekoniecznie mam ochotę, by mi je ktoś zakłócał swoją paplaniną ;)

      A z większymi dziećmi faktycznie może być też i większy problem - czasami trzeba przeczekać i nie namawiać na siłę, żeby całkiem nie zniechęcić.

      Usuń
  17. Z mojego punktu widzenia niestety zahartowanie na dworze a odporność niewiele mają wspólnego.. Martynka urodziła się jesienią i od samego początku wychodziłam z nią na spacery, nawet zimą gdy inni klepali się po głowach że z takim maluchem chce mi się chodzić gdy jest mróz, ja wychodziłam regularnie, codziennie, 2-3 godziny co najmniej w wózku spała. Trzy lata była okazem zdrowia. A poszła do przedszkola i łapie każdego wirusa... Niemniej jednak i tak nadal codziennie wychodzimy (o ile akurat nie chorujemy), Oliwia też śpi w wózku co najmniej 2-3 godziny na dworze, ale nie liczę już że dzięki temu się zahartują, a po prostu ile można siedzieć w domu, na dworze jest tyle do zobaczenia, poznania że szkoda tracić czasu na bezczynne siedzenie w czterech ścianach ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie wszystko zależy do dziecka. Ja też byłam dość chorowita przez kilka pierwszych lat życia, a potem nagle wszystko skończyło się jak ręką odjął w pierwszej klasie podstawówki, pomimo że to właśnie wtedy zaczęłam mieć jeszcze bardziej intensywny i częstszy kontakt z innymi dziećmi.

      Jak sama piszesz, nawet abstrahując od tej odporności spędzanie czasu na dworze ma wiele zalet - bo ile można kisić się w mieszkaniu, bawić ciągle tymi samymi rzeczami i oglądać wciąż te same, znajome widoczki zza okna ;)

      Usuń
  18. Ja też nie rozumiem trzymania pod kloszem. Staram się wychodzić na dwór jak tylko mogę. Czasami za mało, ale wtedy na spacer i tak idzie z Maluchem tata lub babcia z dziadkiem.
    A sterylność i przesadna higiena to nic dobrego... Ja dość luźno traktuję te sprawy... Wiele razy ktoś się dziwił, że puściłam Malucha raczkować po dywanie, który nie był odkurzony czy coś... A ja mówię zawsze, że się hartuje. I faktycznie chorób, alergii, uczuleń na razie nie stwierdzono :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My byliśmy kiedyś z Bąblem na kontrolnej wizycie u kardiologa i pani doktor wręcz nie mogła uwierzyć, że pozwoliliśmy Młodemu bawić się na podłodze jakimś samochodzikiem czy piłką. Zrobiła na nas wielkie oczy, bo podobno większość rodziców trzyma dzieci na rękach albo na kolanach i nie pozwala na żaden kontakt z jakimkolwiek sprzętem czy powierzchnią w jej gabinecie, jakby co najmniej jakaś straszna epidemia się tamtędy przetoczyła ;)

      Usuń
  19. My też chodzimy codziennie! Do roku po kilka godzin każdego dnia (na drzemki zasypiała tylko na dworze). Teraz ma jedną drzemkę i śpi w domu, ale i tak pilnuję aby minimum 1,5 godziny dziennie być na dworze :) Sąsiedzi już chyba wiedzą, że czy deszcz czy śnieg wychodzimy, ale ile razy słyszałam "Gdzie Ty z nią idziesz"? Chlapanie po wodzie to ulubione zajęcie. Przez to, że codziennie spacerujemy śpi lepiej tylko jak jesteśmy turbo długo na spacerze. Np. całodniowa wycieczka :) Takie budowanie odporności to najlepsze co możemy dziecku dać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy Młody był jeszcze niespełna rocznym berbeciem, niektórzy ludzie patrzyli na nas jak na wariatów, bo nawet w paskudną pogodę pakowaliśmy go do wózka, owijaliśmy się szalikami po sam czubek głowy, czasami nawet braliśmy ze sobą gorącą herbatę w termosie - a inni rodzice pewnie spoglądali przez okna i stukali się wymownie w czoło ;)Dla chcącego nic trudnego ;)

      Usuń
  20. Nas do spacerów i zabawy na świeżym powietrzu przekonywać nie trzeba :) Uwielbiamy to. Najbardziej dni, kiedy możemy wybyć gdzieś dalej, we czwórkę.
    Przeraża mnie natomiast to- o czym piszesz- te tłumy w gh w weekendy... Rzadko bo rzadko zdarza nam się tam zajechać dosłownie na chwilę (zazwyczaj przypominamy sobie, że psu się kończy karma, a że je specjalistyczną, to i trzeba dobrze zaopatrzony zoologiczny trafić) i za każdym razem nadziwić się nie mogę, że ludziom nie szkoda dnia! Pół biedy, kiedy na dworze paskudnie. Ale kiedy widzę tam te tłumy latem albo wiosną? Załamka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja Cię chyba jeszcze bardziej podłamię jako eks-pracownik takiego przybytku ;)

      Otóż miałyśmy całkiem sporo stałych klientek, które potrafiły sterczeć pod drzwiami sklepu jeszcze przed jego otwarciem, około godziny 9 rano, a potem odwiedzić nas znów tuż przed zamknięciem, gdzieś w okolicach 21.

      Nam wydawało się rzecz jasna, że po prostu pojawiły się w galerii po raz drugi, czegoś zapomniały kupić, na coś się jednak zdecydowały - lecz szybko byłyśmy wyprowadzane z błędu i okazywało się, że panie były tam przez cały ten czas (!!!)Pomiędzy buszowaniem po kolejnych sklepach zjadły sobie wszystkie trzy posiłki w jakiejś restauracji tudzież fast-foodzie, poszły do kina, fryzjera, salonu kosmetycznego, Bóg wie gdzie jeszcze - i wszystko to na terenie jednego centrum handlowego, często w towarzystwie męża i małych dzieci...Też nadziwić się nie mogłam, słuchając takich "pasjonujących" relacji. O ile dla nich faktycznie mogło to być dosyć przyjemne, o tyle w odniesieniu do ich facetów i potomstwa - nie wierzę w podobny poziom ekscytacji i zachwytu...

      Usuń
  21. W pełni się z Tobą zgadzam, że świeże powietrze jest najlepsze dla dziecka, choć przyznam, że u nas z wychodzeniem są problemy, bo: mała ostatnio strasznie niechętnie wychodzi na dwór (jak ją zabieramy pomimo stanowczej niechęci to praktycznie cały czas się buntuje, płacze, siada na ziemi, rzuca się i spacer zamienia się w koszmar - to jeden z objawów naszego buntu dwulatka), latem rowerem też niechętnie jeździła, bo nie przepada za uwięzieniem w krzesełku. Autem też nie lubi jeździć z tego sameo powodu więc każda wyprawa dłuższa niż 20 minut kończy się atakiem płaczu i nerwami dziecka i rodziców. W żłobku wychodzi jak jest jako taka pogoda. Poza tym my mieszkamy w małej mieścinie i zimą ludzie takimi świństwami palą w piecach, że mnie dusi, więc dziecko nawet jak chętne to ciężko wywlec na smog. Poza tym mamy psa, a jak jest możliwość i córa nie protestuje zbytnio to biegamy po błotku, śniegu, wycieramy wsztyskie brudy ze słupów, hydrantów i innych miejskich wynalazków. W naszym przypadku nawet galeria odpada bo Reniferek jest tak żywym dzieckiem, że roznosi każdy sklep, w którym się pojawi i za nic ma nasze prośby o niezrzucanie towarów i próby uspokojenia...

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja sama dobrze to ujęłaś sporo rodziców z własnej wygody nie wychodzi na świerze powietrze z dzieckiem. Znajdują wiele wymówek a częsta to alergia jesli jednak zapytasz na co to okazuje się, że jeszcze u lekarza nie byli. Natomiast cały dzień w galerii handlowej to ponoć świetna zabawa, zastanawiam się tylko czasem dla kogo? Bo chyba nie dziecka?

    OdpowiedzUsuń
  23. To takie smutne, że coraz więcej rodziców właśnie w ten sposób wychowuje dziecko. Nie dotykaj, nie wchodź, nie wolno, nie i nie. Ja nie mówię, żeby dać dziecku samowolkę, ale takie maluchy są ciekawe świata, kiedy się go nauczą jak nie teraz?
    My również wychodzimy codziennie na spacer, a jak pogoda pozwala to nawet na dwa (jeśli chodzi o tę porę roku). Uważam, że to jest dobre nie tylko dla samego dziecka, ale i matki. Bo przecież w domu to idzie z dzieckiem czasem zwariować, a na dworze można się wyszaleć :)

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)