piątek, 28 września 2018

Pierwsze spotkanie z adoptowanym dzieckiem - wyobrażenia kontra rzeczywistość. Czego się spodziewać i jak się na to przygotować ?

I nagle w drzwiach domu dziecka  staje ON / ONA. Wasz wymarzony Synek ! Wasza wyczekana Córeczka ! Woła do Was "Mamo ! Tato ! Tak się cieszę, że już jesteście !" - a potem pędzicie do siebie na skrzydłach miłości, rzucacie się sobie w otwarte ramiona i wiecie, że już zawsze będziecie razem i że nic nie jest w stanie Was rozdzielić...

Jeśli właśnie takie macie wyobrażenia na temat pierwszego spotkania z adoptowanym dzieckiem... - to lepiej je porzućcie, obudźcie się i przygotujcie sobie lodowaty prysznic. TO TAK NIE DZIAŁA. Placówkowa i adopcyjna rzeczywistość bywa bardzo często zupełnie inna - a o swoich doświadczeniach w tym temacie opowie Wam adopcyjny tato Oli, Michałka i Kasi.

adopcja dziecka, przysposobienie, oswajamy adopcję, pierwsze spotkanie z adoptowanym dzieckiem, adopcja to nie tabu, mama adopcyjna, dom dziecka, oczekiwanie na pieczę, TEN telefon z ośrodka adopcyjnego, blog parentingowy, niepłodność, blog o adopcji
źródło : www.pixabay.com

Ale najpierw...

 ...pierwsze spotkanie z Bąblem w domu dziecka  -
czyli o tym, jak to wyglądało u nas

Nasz Bąbel w momencie adopcji miał niespełna 3 miesiące - a jak wiadomo takie małe dziecko lgnie niemal do każdego, kto okaże mu swoje zainteresowanie, wsunie do rączki jakąś grzechotkę czy piszczącą zabawkę. Z całą pewnością podobnymi uczuciami darzył wówczas zarówno nas - swoich przyszłych rodziców - jak i każdą jedną opiekunkę z placówki, która poświęcała mu swój czas i uwagę, obdarzała go troską i uśmiechem (zwłaszcza, że nie miał za sobą żadnych traumatycznych doświadczeń związanych z dorosłymi). Dlatego też nie było jakiegoś większego problemu, by wkraść się w jego łaski - i udzieliła się nam euforia dokładnie taka, jak opisana poniżej:

Bierzemy go po kolei na ręce, tulimy, całujemy w czółko, dotykamy delikatnie mięciutkich włosków...Trochę nieporadnie nam to wszystko wychodzi. Trochę boimy się zrobić krzywdę temu małemu, kruchemu ciałku. Trochę wkurzamy się, że wszyscy na nas patrzą - i że mamy tylu nieproszonych świadków tego naszego wyjątkowego , pierwszego spotkania (...)

W pewnym momencie łapie mnie swoją malutką rączką za palec, zaciskając z całej siły. Najchętniej po prostu wzięłabym go pod pachę, zapakowała do samochodu i "porwała" ze sobą od razu - bez oczekiwania na pieczę, bez wszystkich sądowych formalności i procedur (...)

Tak bardzo nie chcę zostawiać go w domu dziecka...Tak bardzo boję się, że to tylko sen - i że otworzę oczy, a jego już nie będzie...I całą drogę powrotną powtarzam do męża : "Uszczypnij mnie mocno - bo ze szczęścia mi rozum odjęło i nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć!"

Adopcja dziecka - udane pierwsze spotkanie,
a potem...proza życia

OK. Takie były nasze piękne wspólne początki - ale absolutnie nie łudźcie się, że każde kolejne odwiedziny w domu dziecka przebiegały tak samo sielankowo i bez komplikacji. Synek przez pierwsze 3 miesiące swojego życia zdążył już przywyknąć do swoich opiekunek - do ich zapachu, głosu, dotyku, sposobu noszenia...Momentami czuliśmy się z tym naprawdę okropnie, byliśmy bliscy płaczu (zwłaszcza ja ;) ) i kompletnie traciliśmy wiarę w swoje rodzicielskie kompetencje... 

Zdarzało się, że nie chciał być przewijany, kąpany czy karmiony przez którekolwiek z nas - wyrywał się, przeraźliwie płakał, odpychał nas i wierzgał nogami. Natomiast kiedy tylko na horyzoncie pojawiała się któraś z pań - bez żadnych problemów poddawał się wszystkim jej zabiegom...Przeczołgało nas to psychicznie OKRUTNIE, bo pragnęliśmy dać mu od pierwszego dnia całą miłość, jaką w sobie mieliśmy - i nie spodziewaliśmy się, że napotkamy z jego strony na aż tak silny opór.

Z perspektywy minionych lat już wiem, że potrzebował po prostu CZASU, żeby się do nas przyzwyczaić, lepiej nas poznać i w pełni zaakceptować jako jedyne osoby, które od tamtej pory miały się nim opiekować. Ale nie powiem, że było to dla nas łatwe i przyjemne - a w przypadku starszego dziecka takie "przełamywanie lodów" może okazać się jeszcze bardziej skomplikowane...

adopcja dziecka, przysposobienie, oswajamy adopcję, pierwsze spotkanie z adoptowanym dzieckiem, adopcja to nie tabu, mama adopcyjna, dom dziecka, oczekiwanie na pieczę, TEN telefon z ośrodka adopcyjnego, blog parentingowy, niepłodność, blog o adopcji
źródło : www.pixabay.com

Pierwsze spotkanie ze starszymi dziećmi -
historia Oli, Michałka i Kasi

"Kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy do naszych dzieci i weszliśmy do ich sali w placówce  - Michałek bardzo mocno wtulił się w opiekunkę i nie chciał za nic w świecie się od niej "odkleić". Kasia schowała się przed nami pod łóżkiem i nie wychodziła stamtąd przez całe trwające pół godziny spotkanie. Jedynie z Olą udało nam się nawiązać namiastkę jakiegokolwiek kontaktu i komunikacji. Obejrzeliśmy razem przywiezioną w prezencie książeczkę i trochę pograliśmy na cymbałkach, ale mimo wszystko ciągle wodziła wzrokiem za paniami i co chwilę upewniała się, czy nadal są w pomieszczeniu.

Przy kolejnych wizytach było raz lepiej, raz gorzej. Cała trójka naszych dzieci bała się mężczyzn - ponieważ ich ojciec biologiczny był przemocowcem i dopuszczał się wobec nich wielu nadużyć. Dlatego mojej żonie było znacznie łatwiej przekonać do siebie maluchy - a ja nawet długo po ich przywiezieniu do domu musiałem trzymać się trochę na uboczu i występować bardziej w roli obserwatora ich wspólnych zabaw i interakcji. Tak naprawdę musiało minąć dobrych kilka miesięcy, zanim zrozumiały i przekonały się, że nic złego ich z mojej strony nie czeka...

Ale wracając do spotkania w placówce - polecam nie nastawiać się na wielką "miłość od pierwszego wejrzenia". Oczywiście takie scenariusze też się zdarzają - jednak zdaje się, że nie jest to zbyt częste zjawisko. Dzieci mają za sobą różne doświadczenia - zazwyczaj bardzo bolesne i dramatyczne - więc trudno oczekiwać od nich , żeby z miejsca zaufały jakimś "nowym dorosłym", którzy do tej pory przeważnie tylko je krzywdzili, sprawiali im przykrość i zadawali ból. Żeby zbudować takie zaufanie - czasami potrzeba kilku dni, czasami tygodni i miesięcy, a czasami nawet lat. 

Prawda jest taka, że z punktu widzenia dzieci nie jesteśmy od samego początku "mamą i tatą" - tylko zupełnie obcymi ludźmi, których widzą po raz pierwszy w życiu i nie wiedzą, czego mogą się po nich spodziewać. Bywa też tak, że dalej tęsknią do swoich rodziców biologicznych (jacy by oni nie byli) - nadal o nich mówią, wspominają, opowiadają różne sytuacje z domu rodzinnego...Dla nas to nie jest komfortowa sytuacja - ale w końcu to nie nasz komfort jest najważniejszy ! Trzeba się na to przygotować i pozwolić im przejść ten etap po swojemu. Widocznie po prostu tego potrzebują, żeby ogarnąć nową rzeczywistość i lepiej ją zrozumieć."

adopcja dziecka, przysposobienie, oswajamy adopcję, pierwsze spotkanie z adoptowanym dzieckiem, adopcja to nie tabu, mama adopcyjna, dom dziecka, oczekiwanie na pieczę, TEN telefon z ośrodka adopcyjnego, blog parentingowy, niepłodność, blog o adopcji
źródło : www.pixabay.com

 Pierwsze spotkanie z adoptowanym dzieckiem - 
garść porad, które sama kiedyś dostałam

1. Możecie przywieźć dziecku jakiś pierwszy prezent od Was - pluszową maskotkę, książeczkę albo inną zabawkę. Jeśli chcecie wziąć również drobiazgi dla innych dzieci - spytajcie najpierw, czego dom dziecka czy rodzina zastępcza potrzebuje (nas np. - całkiem słusznie - poproszono o owoce sezonowe, zamiast słodyczy).

2. Pierwszego dnia bądźcie przygotowani również na widzenie z wieloma osobami dorosłymi - dyrektorem placówki, lekarzem, opiekunkami prowadzącymi dziecko...Dopiero kolejne spotkania są bardziej intymne - możecie spędzić więcej czasu sam na sam z dzieckiem i zabierać je na spacery po okolicy.

3. Starajcie się wypytać o jak najwięcej szczegółów dotyczących dziecka - jego pielęgnacji, używanych w placówce kosmetyków, ewentualnych przyjmowanych leków, jadłospisu i codziennej rutyny (żebyście potem po zabraniu malucha do domu nie zmienili mu zbyt drastycznie rozkładu dnia). Nie zapomnijcie też zapytać o to, czy z dzieckiem nie trzeba odbyć jakichś wizyt i konsultacji lekarskich - bo pracownikom może to gdzieś umknąć w natłoku spraw, a dokumentacja medyczna jaką dostajecie nie zawsze jest kompletna.

4. Jeśli dziecko unika kontaktu i trzyma do Was duży dystans - nie naciskajcie. Metoda małych kroczków jest tu najbardziej odpowiednia. Najprawdopodobniej z każdym kolejnym spotkaniem będzie coraz lepiej - a już za jakiś czas nie będziecie widzieć świata poza sobą :)

5. Miejcie świadomość tego, że czas odwiedzin dziecka w placówce przed otrzymaniem oficjalnej pieczy może być bardzo różny. My jeździliśmy do synka zaledwie przez tydzień przed zabraniem go do domu - ale znam też pary, które odbywały takie wizyty nawet przez 3 miesiące. (Niby dziecko masz - a jednak nie do końca. Taka to nasza biurokratyczna polska rzeczywistość.)

6. Kiedy przyjedziecie po dziecko już po otrzymaniu pieczy - przywieźcie ze sobą zestaw ubrań, na które zamienicie placówkową odzież. (Ubranek z domu dziecka raczej się nie zabiera - zresztą lepiej jeśli zostaną , by nadal służyć innym maluszkom).

7. Miejcie przy sobie koniecznie spory zapas chusteczek higienicznych - na pewno będzie Wam potrzebny ;)

37 komentarzy:

  1. W przypadku tak maleńkiego dziecka jakim był Wasz Babel w momencie pierwszego spotkania jest chyba łatwej, ale czytałam książkę, w której adopcyjne dziecko było juz kilkuletnie i wszystko wyglądałao całkiem inaczej niż rodzice sobie wymarzyli :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten temat jest ciężki i tak naprawdę każde spotkanie jest inne. Wszystko tak, jak napisałaś zależy od wieku dzieci i ich doświadczeń. Miejmy jednak nadzieję, z czasem te relacje z nowymi rodzicami będą wspaniałe i pełne miłości i bezpieczeństwa

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pełna podziwu. Garść porad przyda się rodzicom,którzy chcą pójść w Wasze ślady.Mam nadzieję,że maluszek jest szczęśliwy. Powodzenia życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też Hania przez pierwsze trzy spotkania płakała, a raczej darła się w niebogłosy, aż się robiła sina. Nie mogliśmy jej brać na ręce, a nawet mówić, bo gdy tylko słyszała nasz głos zaczynała płakać. Pamiętam scenę, kiedy Pani E. - w jednym rogu pokoju -trzymała Hanie na rękach, przytulała i próbowała ją uspokoić, a my w drugiej części pokoju staliśmy jak takie ciołki, bezradni. Przeczołgały nas wtedy emocje, nie powiem, Nawet, o zgrozo, myśleliśmy sobie, że nasze dziecko nas nie akceptuje i chyba nic z tego nie będzie{!}.Tak, właśnie tak wyglądały nasze pierwsze 3 spotkania. A muszę dodać, że Hania nie miała wtedy jeszcze skończonych 5 miesięcy!!!!!!! Potem już było coraz lepiej. Zresztą jeździliśmy do niej - do rodzinnego pogotowia - aż dwa miesiące zanim otrzymaliśmy pieczę, więc mieliśmy dużo czasu aby się poznać;-)
    Ale tak jak u Was Hania też płakała jak ją kąpaliśmy, a właściwie najbardziej wtedy gdy ją wycierałam i smarowałam(głaskałam) balsamem. Myślę, że ten bezpośredni kontakt - skóra o skórę - był dla niej na początku trudny do zaakceptowania. Oczywiście kiedy kąpała ją Pani E. dziecko było szczęśliwe i nie było płaczu;-0

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej trudne jest to dla kilkuletniego dziecka, jednak cały proces adopcji to nie łatwe chwile. Cieszę się, że Wasz Bombel ma cudowny dom <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi sie wydaje, że najłatwiej adoptować najmniejsze dzieci, te starsze mogą mieć spore problemy z adaptacją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje Ci się... O tym czy adopcja będzie udana decyduje przede wszystkim gotowość rodziców do zaakceptowania dziecka takim jakie ono jest, a nie ciągła pogoń za dzieckiem z wyobrażeń. Największe problemy są gdy rodzice mają kłopoty z adaptacją do nowej roli i zaakceptowaniem powierzonego im dziecka.

      Pozdr
      M

      Usuń
    2. Nie wiem, czy łatwiej. My adoptowaliśmy noworodka, i cały czas, cały czas się zastanawiam,czy jego zachowania, czasem trudne, wynikają z jego wieku, charakteru, traumy? Bo trauma jest, zostal oddany, pierwsze dni spędził sam w szpitalu. Obserwuję wszystko, bo boję się, że przegapię jakąś chorobę. Bo nie wiem, czy jego matka biologiczna nie piła w ciąży. Może to, że jeszcze nie mówi, jest tego konsekwencją? Nie wiem, czy nie brała jakichś leków. Jest łatwiej pod tym wzgledem, że od początku budujemy więź. Ale czy najłatwiej jest adoptować małe dzieci...chyba nie.

      Usuń
    3. Sonadora - mam dokładnie tak samo. Niby wszystko wskazuje na to, że mama Bąbla dbała o siebie i o ciążę - ale też bardzo często zastanawiam się, czy 3-miesięczny pobyt w placówce nie odcisnął na nim większego piętna, niż byśmy chcieli. Generalnie synek rozwija się świetnie - ale w kwestii emocji często sobie nie radzi, miewa ataki histerii i napady agresji przy najmniejszym niepowodzeniu. Zawsze mnie trapi, czy dane zachowanie jest jeszcze w granicach normy, czy już poza tę normę wykracza...

      Odnośnie komentarza powyżej - niektórzy pewnie powiedzieliby wręcz, że adopcja małego dziecka to znacznie większe ryzyko : bo u niemowlęcia niektóre problemy/zaburzenia/choroby mogą być jeszcze nie zdiagnozowane,a u starszego dziecka już z reguły wiadomo, na czym się stoi.

      Usuń
    4. tak czytam to co piszecie. Na pewno mamy adopcyjne są bardziej wyczulone na takie zachowania, bardziej je analizują. Mnie się wydaje że przecież dziecko nieadopcyjne też miewa ataki histerii, czy tym podobne i na prawdę nie wiem kto nam rodzicom wmówił że to jest coś złego. Mnie się wydaje że to cecha wszystkich dzieci. Bo one jeszcze uczą się emocji. A wzrastanie w miłości zdecydowanie wymazało ten pierwszy czas samotności. Tak mi się wydaje.

      Usuń
  7. Wszystko wymaga czasu. Dziecko musi się zaklimatyzować w nowym miejscu, nawet takie niewiele świadome - malutkie. Adopcja może się czasami wydawać łatwa, ale to nie jest taka prosta droga (jak kiedyś mi się wydawało). W dzieciństwie prosiłam rodziców o siostrę z domu dziecka. :')

    OdpowiedzUsuń
  8. Beata Skrzypczak28 września 2018 10:19

    Uwielbiam twoje wpisy, są przepełnione miłością i mądrością, każda osoba myśląca o adopcji powinna to przeczytać. Wzruszyłam się wiesz? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj takie spotkanie musi być trudne, zarówno dla jednej jak i drugiej strony. Wydaje nam się, że dzieci z domu dziecka będą do nas lgnęły, a one tak samo jak my potrzebuje czasu. W koncu w domu dziecka nie znalazło się przez przypadek, a często po traumatycznych dla niego wydarzeniach.
    Jak zwykle przepiękny, wzruszający tekst!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow! Dobry wpis!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję, że podejmujesz temat. Masz własne doświadczenia ale tez dobre wyczucie jak to może wyglądać też w przypadku pierwszych spotkań ze starszymi dziećmi.
    Tak, to prawda, że na początku będziemy dla nich obcymi ludźmi. Poczucie bliskości i świadomość, że to Mama i Tata musi się dopiero narodzić. My czekaliśmy na te słowa 3 miesiące mając już ze sobą dzieci w domu. I wiem, że nie było to długie czekanie.
    Budowanie związku z dzieckiem, które już poczuło traumę odrzucenia, nie jest dla szybko zniechęcających się ludzi. Jak kogoś zniechęcają trudności wynikające z procedur OA to niech się dobrze zastanowi czy później da radę.

    Pozdr
    M

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję ci za kolejny cudowny, mądry tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Procedura adopcyjna trwa długo dlatego by rodzice adopcyjni mieli czas sie przygotować.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak zawsze wszystko wymaga czasu szczególnie przy adopcji dzieci starszych

    OdpowiedzUsuń
  15. Dla mnie najbardziej denerwujące jest to, że jeśli chcesz adoptować dziecko, to musisz spełnić szereg wymagań, a jak chcesz urodzić to droga wolna - patologia rodzi patologie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo trudny temat, podziwiam osoby które się na to decydują

    OdpowiedzUsuń
  17. Prawdziwie, jak zawsze- szczera az do bolu- tak wlasnie jest.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobry naprawdę przydatny wpis dla kogoś kto chce adoptować, adopcja to temat rzeka. Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo mądry i poważny artykuł

    OdpowiedzUsuń
  20. Oj, to wygląda jak zderzenie ze ścianą w porównaniu z wyobrażeniami jakie ma się na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  21. Różnie to bywa.
    Mam koleżankę, która sama adoptowała 3 latkę.. Mała na pierwszym spotkaniu zapytała ją po prostu: "Mamusiu, gdzie tak długo byłaś..". Tutaj oczywiście musiała być odpowiednią "praca" Pani z rodziny zastępczej? Nie wiem, ale mała jest cudownym dzieckiem.
    My zaś poznaliśmy córkę jako niemowlę, 18 dni.. Kiedy pielęgniarka dała mi ją na ręce to rozplakałam się słysząc "idź na rączki do mamusi".. Świat zawirował, trzymałam maciupkie ciałko, które w jednej chwili pokochałam bezgranicznie i świat zawirował. Zabraliśmy małą w dniu, w którym ją poznaliśmy. A więc też jest to zupełnie inna historia.
    Każda jest inna i wyjątkowa.
    Ale jak wiemy bywają również rozczarowania. To tylko życie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ach.. Co do Was Bąbelki.. Pamiętam wszystko jak dzisiaj, bo śledziłam, czytałam, byłam, każdy post pochłania łam.. Cudowne Wasze chwile i wspomnienia :) i już tak zleciało i takie duże dzieci mamy! :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Takie chwile zawsze są trudne dla obu stron. Cieszę się, że Wam się udało szybko przez to przejść, :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wszystko się zgadza, bywa różnie :) Dlatego czasem lepiej dłużej pojeździć do dziecka przed powierzeniem pieczy, tak aby nie zabierali go do domu jeszcze obcy dla niego ludzie. Jedna uwaga do garści porad - do punktu 6. Nam proponowano na kursie, aby zabierając dziecko zabrać je w ciuszkach, które ma na sobie, a przywieźć nowe ciuchy aby zostawić je w RZ - tak aby nie byli stratni. Dla dziecka to zawsze mniej nowości i taki element stały, znany. Pewnie bywa z tym róźnie, my dostaliśmy od RZ całą torbę rzeczy małej (ciuchy, butelkę, zabawki), no i kocyk, z którym nie rozstaje się do dziś (4 miesiące od zamieszkania razem).

    OdpowiedzUsuń
  25. Takie dzieci wymagają sporo miłości i jeszcze więcej cierpliwości, by tą miłość mogły oddać. Nie jest na bank łatwo - ale w końcu to nie najłatwiejsza droga do bycia rodzicem. Jednak czasem jedyna, wiec warto ją przejść.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dzieciaki w bidulu mają za sobą przeżycia, których wielu dorosłych nie jest sobie nawet w stanie wyobrazić. Nim tam trafiły przeszły piekło, a i sam bidul nie jest miejscem sielankowym. Wiele się nasł€chałam opowieśći od moich dorosłych już ucnziów, któzy przez to przeszli. Nic dziwnego, że zdobycie zaufania przez rodziców adopcyjnych trwa długo. Test łapie za serducho!

    OdpowiedzUsuń
  27. Każde dziecko potrzebuje czasu, aby oswoić się z nową sytuacją i każde dziecko ma za sobą inne przeżycia.

    OdpowiedzUsuń
  28. Każdy Twój tekst dotyczący adopcji niesamowicie mnie wzrusza i zawsze mam łzy w oczach, czytając je...

    OdpowiedzUsuń
  29. Pierwsze spotkanie to chyba zawsze niepewność, czy z noworodkiem czy że starszym dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  30. Myślę że to zawsze duże przeżycie dla rodziców jak i dziecka

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja nie mogę czytać Twoich wspomnień bo zalewam się łzami za każdym razem ;)

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)