wtorek, 12 lipca 2016

#NieplodnosciNieWidac - czyli niesamowita kampania, w ramach której aż do Warszawy mnie poniosło.

Kiedy któregoś dnia znalazłam w swojej skrzynce mailowej zaproszenie do udziału w kampanii #NieplodnosciNieWidac, przez bardzo długi czas nie mogłam wyjść z szoku. Popłakałam się, rozlałam kawę, potem zamiast cukru nasypałam do niej dwie kopiaste łyżeczki soli - a mój siedzący przy kuchennym stole Małż spoglądał na mnie jak na osobę, która nie wiedzieć czemu zupełnie nagle postradała zmysły. 

Skąd tyle wzruszeń we mnie po przeczytaniu jednej, 
zaledwie kilkuzdaniowej wiadomości? 

Po pierwsze, odżyły we mnie dawne wspomnienia i emocje związane z niepłodnością - które na co dzień już zupełnie nie dają o sobie znać, ale w takich sytuacjach okazują się demonem uśpionym tylko pozornie i chwilowo, potrafiącym zaatakować człowieka w najmniej oczekiwanym momencie. 

Po drugie, wiadomość była od samej Magdaleny Modlibowskiej, której książka "Odczarować adopcję" była chyba pierwszą lekturą, po jaką sięgnęliśmy w trakcie naszego oczekiwania na Bąbelka - i stanowiła dla mnie pewnego rodzaju przewodnik nie tylko po zawiłościach całej adopcyjnej procedury, ale również po meandrach mojej własnej, kobiecej psychiki. 

A po trzecie - i to najważniejsze - ucieszyłam się niesamowicie, że ktoś o takiej kampanii pomyślał! Że znalazły się wreszcie osoby, które chcą o niepłodności rozmawiać nie tylko w sejmowych kuluarach, nie tylko na poziomie "VIP-owskiej" debaty na wysokich stołkach - ale również z zupełnie zwyczajnymi ludźmi takimi jak ja, których problem niepłodności dotknął i tak naprawdę będzie dotyczył już do końca życia (bo musicie wiedzieć, że z nami trochę tak, jak z alkoholikami czy narkomanami : niepłodnym jest się już zawsze - nawet jeśli uda się zajść w ciążę i urodzić dziecko, tudzież całą ich gromadkę).


Jadąc do Warszawy nie do końca wiedziałam, czego mam się po takim spotkaniu spodziewać. Jako matka prowincjonalna, zupełnie niemedialna i nie przepadająca za publicznymi wystąpieniami miałam też straszną tremę przed wizytą w redakcji magazynu "Chcemy Być Rodzicami" - i tylko jeden Małż może zaświadczyć o tym, jakie ilości melisy wypiłam z samego rana i jak bardzo pociły mi się dłonie na całej trasie do stolicy ;) Uznałam jednak, że gra jest zdecydowanie warta świeczki - że im więcej osób w tej kampanii weźmie udział, tym większego rozgłosu ona nabierze i do tym szerszych kręgów docelowo dotrze - a na tym właśnie najbardziej nam wszystkim zależy.

Nasz panel dyskusyjny miał trwać 3 godziny, a ostatecznie trwał prawie 5. W tym czasie rozebraliśmy niepłodność na części pierwsze i przeanalizowaliśmy ją zarówno z punktu widzenia współczesnej medycyny, jak i prawa, dietetyki, refleksologii, psychologii oraz socjologii - bo przy wspólnym stole zasiedli ze mną właśnie przedstawiciele tych wszystkich znakomitych dziedzin. 

Jak widać na załączonym obrazku, niepłodność wpływa w bardzo znaczącym stopniu na praktycznie każdą sferę naszego życia. Odbiera nam zdrowie i nasz cenny czas spędzony w lekarskich gabinetach. Sieje ferment w naszych związkach, burzy relacje partnerskie i przyjacielskie. Odbija się destrukcyjnie na naszej karierze zawodowej oraz poczuciu własnej wartości. Przysparza nam licznych dylematów natury etycznej i religijnej oraz sprawia, że nasze życie emocjonalne to wieczna sinusoida...

A wiecie, co dla mnie w tym wszystkim było najgorsze? Że czułam się jak osoba przebywająca stale w jednej wielkiej, życiowej POCZEKALNI - czekałam na wyniki badań, na następną laparoskopię, na kontrolny monitoring cyklu i na moment, w którym z odległego miasta zostaną wreszcie sprowadzone dla mnie leki, dzięki którym będę mogła rozpocząć kolejną stymulację. Potem czekałam też na warsztaty w ośrodku adopcyjnym, na spotkania z psychologiem, na kwalifikację i na TEN najważniejszy telefon, że odnalazło się moje dziecko. I choć każde to czekanie było wypełnione wielką nadzieją - to jednocześnie absorbowało mnie do tego stopnia, że idąc pod rękę ze swoją niepłodnością izolowałam się, zamykałam w sobie i nie miałam już sił ani energii na...normalne życie.


Ale wracając do spotkania w Warszawie...wiecie, co mi się tam najbardziej podobało? To, że redakcja "Chcemy Być Rodzicami" żadnej drogi ku rodzicielstwu nie faworyzuje, żadnej nie stawia na piedestale i nie traktuje jako lepszej, właściwszej lub bardziej optymalnej i wartościowej niż pozostałe. 

Rodzicem możesz zostać w sposób zupełnie naturalny (i gratuluję z całego serca, jeśli Ci się to udało!), a możesz też zostać nim dzięki naprotechnologii, in vitro lub adopcji - i każda z wybranych przez Ciebie ścieżek będzie równie dobra właśnie dlatego, że jest po prostu TWOJA. Możesz też świadomie zdecydować się na bezdzietność wynikającą z wyboru - i to także zasługuje na pełen szacunek. 

Na pewno będę jeszcze pisać o swoich przemyśleniach dotyczących zarówno samej kampanii, jak i niepłodności w ogóle. Ale na chwilę obecną mam do Was mały apel, wypracowany wspólnie podczas tego niesamowitego spotkania.

Osoby piszące o niepłodności, które w jakikolwiek sposób identyfikują się i solidaryzują z kampanią bardzo proszę, by używały na swoich blogach i w social mediach tagu #nieplodnosciniewidac. 

Osoby piszące o adopcji bardzo proszę o to, by w ich postach widniał tag #adopcjadziecka - ponieważ na samo hasło  #adopcja przeważnie pojawia się w wyszukiwarce mnóstwo wyników dotyczących przygarnięcia zwierząt ze schroniska, natomiast tych dotyczących przysposobienia jest jak na lekarstwo.

Osoby, które do tej pory nie poruszały tego tematu, za to zajmowały się na swoich blogach najróżniejszymi kwestiami zdrowotnymi i społecznymi - może macie ochotę go podjąć, zainteresować się nim i zgłębić go nieco bardziej?

Osoby, które nie prowadzą własnych blogów (ale wiem, że czytają, ponieważ bardzo często kontaktują się ze mną na drodze mailowej) - bardzo proszę, żeby też włączyły się w akcję, wysyłając mi własne przemyślenia na temat niepłodności oraz tego, jak o niej rozmawiać, jak reagować, jak poruszać ten temat w debacie publicznej oraz w codziennych relacjach. Może czujecie się ze swoją niepłodnością sami, chcecie obalić jakieś mity, macie potrzebę uzewnętrznienia własnych emocji?

Jeśli dostanę od Was jakieś wypowiedzi - postaram się je zebrać w sensowną całość, opublikować, podesłać redakcji "Chcemy Być Rodzicami" jako nasze wspólne stanowisko. Myślę, że to ważny temat - i świetna okazja, żeby się w nim wypowiedzieć w ramach takiej dużej akcji, która (mam nadzieję) z czasem zacznie zataczać coraz szersze kręgi. 

To jak, przyłączycie się ?  

45 komentarzy:

  1. Brawo dla Ciebie! Mimo, że Bąbel już odnalazł Rodziców - Ty nie odcinasz się zupełnie od przeszłości, tylko czerpiesz za swoich wspomnień i chcesz pomóc:) Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie da się tak w 100% odciąć od przeszłości - pamięć ludzka jest wprawdzie zawodna, ale kilku lat walki i leczenia nie sposób wyrzucić ze świadomości(zresztą - po co to robić?). Cieszę się natomiast z faktu, że dzięki temu spotkaniu mogłam moje wspomnienia przekuć w coś konstruktywnego i podzielić się własnymi doświadczeniami z grupą naprawdę świetnych ludzi.

      Usuń
  2. Czytałam o tej akcji już na innym blogu. Piękna inicjatywa. Podziwiam Was za siłę pomimo tak trudnych przejść. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wzmianka o niej pojawia się w coraz większej ilości miejsc, nie tylko w Sieci. To, co dobre - trzeba przekazywać dalej :)

      Usuń
  3. Piękna akcja i niezwykle ważny temat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że dzięki niej osoby niepłodne będą czuły się mniej osamotnione ze swoim problemem.

      Usuń
  4. Najsmutniejsze w niepłodności jest to, że przez większość ludzi adopcja traktowana jest jako ostateczne wyjście, jako pogodzenie się z przegraną. Jakby adoptowane dziecko miało być tym gorszym, branym pod uwagę dopiero wtedy, gdy wszystkie inne drogi zawiodą.
    A przecież adopcja jest taką samą drogą do rodzicielstwa, jak wszystkie inne. Owszem, jest dłuższa, bardziej wymagajaca, ale dlaczego ludzie sięgają po nią dopiero wtedy, gdy już nie mają wyjścia? Adoptowane dzieci nie powinny btć traktowane jako jakaś odrębna, gorsza kategoria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dla wszystkich adopcja to ostateczność :). Pozdrawiam

      Usuń
    2. Po prostu idą za ciosem (piszę z własnego doświadczenia). Dlaczego nie próbować? Są różne drogi. Skoro lekarze mówią, że trzeba próbować, no ok, podchodzimy.
      Teraz jestem na etapie, że wiem, że nic z tego, ale jeszcze podchodząc do ivf dojrzałam do adopcji i teraz dzięki temu jestem w 100% pewna...

      Teraz chyba bardziej boli mnie to, że coś kurcze ze mną jest nie tak skoro jako 25-letnia kobieta (23-letnia w sumie już się dowiedziałam, że (wciąż nie wiem dlaczego) mam tak bardzo słabe komórki gdzie i tak nikt tego nie zbadał, ale efekty leczenia są zatrważające...) i chyba boli jedyne to, że czasami przypominam sobie, że nie jestem rozpłodowa jak koleżanka obok...
      Ale już coraz rzadziej... tylko czasami, kierunek adopcja, którą się cieszę jak kiedyś myślami o ciąży i początku starań... :)
      Bardziej pocieszam się, że jesteśmy wybrańcami, super małżeństwem (ale słodzę sobie), które sobie poradzi ze wszystkim.. i, że te małżeństwo niedługo odnajdzie nasze dziecko.. mam nadzieję..:)

      W każdym bądź razie, to nie jest ostateczność.. ale jak u zdrowych par rodzą się dzieci jedno po drugim.. to nikt nie myśli o adopcji..
      a w niepłodności, pierwsza myśl to leczenie..

      Pozdrawiam!
      Monika


      Bąbelkowa Mamo pisałam ostatnio cosik na maila, chcę tu się podpisywać, ale muszę ogarnąć o co kaman :)

      Usuń
    3. Zgadzam się z ivifinettą, że nie dla wszystkich adopcja jest ostatecznością - nie dla wszystkich oznacza też poniesioną porażkę.

      Osobiście zdecydowaliśmy się na adopcję stosunkowo szybko, po dwóch latach małżeństwa. Pomimo usilnych namów ze strony lekarzy i otoczenia nie skorzystaliśmy ani z naprotechnologii, ani z in vitro - bo to właśnie adopcja wydawała się nam NASZĄ drogą, a nie którakolwiek z tych metod. I nie żałowaliśmy tej decyzji nawet przez chwilę - gdybyśmy po raz kolejny zostali postawieni przed takim wyborem, zrobilibyśmy dokładnie to samo.

      W moim odczuciu adopcja nie oznacza poddania się, przegranej, odpuszczenia sobie - tylko wejście na inny poziom, na którym już nie sama ciąża się liczy, ale po prostu dziecko (niezależnie od tego, czy noszone pod moim sercem, czy też pod sercem innej kobiety).

      Usuń
    4. Moniko, kojarzę Cię doskonale :) I masz rację, że pierwsza myśl to leczenie - z tym że każdy sam wie najlepiej, jak długo powinno ono trwać i w którym momencie je przerwać. Jasne, warto popróbować. Być może warto nawet skorzystać z każdej dostępnej opcji - żeby potem mieć świadomość, że zrobiło się naprawdę wszystko, co było w naszej mocy. Ale czasami warto też wiedzieć, w którym momencie powiedzieć "stop" - i nie robić tego za wszelką cenę (swojego zdrowia, psychiki, małżeństwa...)

      A z innymi kobietami (i generalnie z innymi ludźmi) się nie porównuj, bo zawsze znajdzie się jakaś "gorsza" i jakaś "lepsza" od Ciebie ;) Pamiętaj, że wyznacznikiem naszej kobiecości i wartości nie jest ani macica, ani skłonne do współpracy jajniki, ani jakikolwiek inny narząd, który powszechnie z kobiecością się kojarzy. Jak mawiała moja ulubiona pani radiolog - "kobiecość jest w głowie, a nie między nogami" ;)

      Usuń
    5. Co do wejścia na nowy poziom, że ciąża się nie liczy - jestem w szoku, że się z tym pogodziłam, bo naprawdę się pogodziłam... Kiedyś zapierałam się rękoma i nogami... A teraz rozchodzi się tylko o dziecko... o życie...

      Wszyscy w koło, dziewczyny zaprzyjaźnione z wątku o ivf mówiły, że nie będę szczęśliwa, bo nie urodziłam tego dziecka, że lepiej skorzystać z komórki dawczyni... bo urodzę, będę karmić, itd... Ale czy to jest najważniejsze? Według większości tak. Ja już wiem, że nie.

      Rozumiem te osoby, które korzystają z KD, jednak dla mnie adopcja jest tą drogą właściwą...

      Oczywiście, każdy wie ile potrafi przejść... :)

      Tak... powtarzam sobie podobną mantrę od jakiegoś czasu...
      I naprawdę wiele zrozumiałam dzięki Twojemu blogowi... i to nie są puste słowa! :)



      Usuń
    6. Ja nigdy nie podchodziłam do tego tak, że muszę za wszelką cenę urodzić, żeby faktycznie zostać mamą. Skoro zdaniem niektórych osób wyznacznikiem macierzyństwa i szczęścia jest karmienie piersią - to co w takim razie z kobietami, które nawet urodziły dziecko biologiczne, ale z różnych przyczyn karmić go nie mogą - bo na przykład nie mają pokarmu albo mają go zbyt mało ? Czy mają czuć się przez to mnie szczęśliwe, gorsze, mniej spełnione jako matki? To przecież jakieś nieporozumienie...

      Osobiście rozumiem chyba każdą drogę prowadzącą do bycia rodzicem (no, może pomijając jakieś dzikie pomysły, by pobrać komórki jajowe albo nasienie od własnych rodziców czy teściów - bo i takie sensacyjne pomysły się w naszym otoczeniu zdarzały). Niech każdy wybiera tę, która jest dla niego optymalna - bo ostatecznie i tak najbardziej przecież liczy się dziecko, któremu chcemy zapewnić dom, miłość i rodzinę.

      Niemniej jednak każda nowa wiadomość o tym, że ktoś decyduje się na adopcję - bardzo mnie cieszy ! Dlatego serdecznie gratuluję Wam tej decyzji i życzę, żebyście jak najszybciej doczekali się swojego Szczęścia :) Jest mi bardzo miło, że choć trochę mogłam pomóc całą tą swoją pisaniną :)

      Usuń
  5. Przyłączam się.
    Warto o tym mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Pewnie, że warto - i mam nadzieję, że jak najwięcej osób dojdzie do podobnego wniosku :)

      Usuń
  6. Żałuję, że nie mogłam być na tym spotkaniu, choć muszę przyznać, że moje odczucia co do niepłodności nie są aż tak emocjonalne. Nie wiem dlaczego tak jest, ale może wiąże się to z tym iż (z doświadczenia najbliższej rodziny) wiem że w życiu przytrafiają się dużo gorsze rzeczy. Moja mama żyje z nieuleczalną chorobą, która odbiera jej całkowicie siły, moja siostra pokonała raka i przy tym wszystkim ten mój problem z zajściem w ciążę wydawał mi się dużo mniej istotny. Nie oznacza to, że nie wylałam morza łez wraz z pojawiającymi się miesiączkami, ale wiem, że ludzie mają większe problemy i zawsze starałam się cieszyć z tego co mam.
    A co do Pani Magdaleny Maliborskiej to jestem bardzo ciekawa jak wyglądałoby nasze spotkanie, bo kilka razy na grupie związanej z adopcją (na facebooku) zdarzało się nam mieć bardzo odmienne zdania na niektóre kwestie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że niepłodność a choroba nowotworowa to dwie różne rzeczy (choć zdarza się też, że idą ze sobą w parze). Chyba nikt nie będzie z tym stanowiskiem dyskutował, dla mnie jest to oczywiste. Ale prawda jest taka, że niepłodność też potrafi dać porządnie w kość - i nawet pomimo wielkiej empatii wobec cudzych (większych) problemów też odciska na osobach nią dotkniętych swoje piętno.

      Modlibowskiej raczej - no chyba że mamy na myśli jednak dwie zupełnie różne osoby ;) Dla mnie to naprawdę świetna kobieta - jak zresztą cała ekipa, którą miałam okazję tam poznać - co wcale nie oznacza, że zawsze i w każdej kwestii musimy się ze sobą zgadzać. Dyskusja jest ciekawsza, kiedy występują w niej pewne różnice zdań :)

      Usuń
    2. Przepraszam, pomyliłam nazwisko, a nie mogę już tego edytować.
      Zgadzam się, że niepłodność potrafi doprowadzić nawet do depresji. A co do empatii, to choćby nie wiem jak człowiek przejmował się problemami innych to wiadomo, że po pewnym czasie znów jego problemy stają się dla niego ważniejsze, bo żyje z nimi na co dzień. Nie ma się czemu dziwić, przecież można by było zwariować gdybyśmy cały czas myśleli o niesprawiedliwości świata.

      Usuń
    3. No tak, też prawda. Na pewne rzeczy i tak nic poradzić nie można i nie da się naprawić całego świata ze wszystkimi jego chorobami, wojnami, całą niesprawiedliwością. To w końcu nie wybory Miss Universe, gdzie każda kandydatka właśnie tego typu deklaracje składa. Ale można działać na swoim niewielkim "poletku" i próbować naprawić chociaż maleńki kawałek - a moim "poletkiem" jest właśnie niepłodność i adopcja, więc całym sercem włączam się w tę akcję.

      Usuń
  7. Szkoda ze nie moglam wziasc udzialu w tym spotkaniu :( Jak dostalam zaproszenie to bardzo się ucieszylam pomimo iz jakims cudem nieplodna juz nie jestem. Fajnie, ze pojechalas do Wawy .. na pewno wiele wnioslas w to spotkanie.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No szkoda, szkoda...Bo może wreszcie miałybyśmy okazję się poznać - i jestem pewna, że też wniosłabyś w tę debatę całe mnóstwo interesujących spostrzeżeń. Na szczęście miałam przy sobie jedną znajomą blogową duszyczkę, więc było mi trochę raźniej :) Buziaki :*

      Usuń
  8. Wstyd przyznać, ale nawet nie wiedziałam, że niepłodnością jako zjawiskiem społecznym interesuje się ktokolwiek poza politykami, których niepłodność nie dotknęła i właścicielami klinik, które na niej zarabiają... Świetna akcja, mądry pomysł z tymi tagami - posłusznie zastosuję się do zaleceń i na pewno coś skrobnę ;)
    Rewelacyjnie, że mogłaś uczestniczyć w tym spotkaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, odnoszę wrażenie, że do tej pory tak właśnie było - o niepłodności dyskutowało się tylko w stosunkowo wąskich, ściśle określonych kręgach, natomiast cała reszta społeczeństwa żyła sobie w błogiej nieświadomości, czym ta niepłodność w ogóle jest, jak wiele osób dotyka, jak wiele potrafi "namieszać". Albo mówiło się o niej wyłącznie w kontekście in vitro, Kościoła i różnych opcji politycznych - gdzie niestety stawała się po prostu pretekstem do kolejnych przepychanek i przeciągania elektoratu na swoją stronę. Liczę na to, że dzięki takim inicjatywom nastąpi jakaś pozytywna zmiana w tym temacie - bo na pewno jest ona potrzebna.

      No i skrobnij, skrobnij koniecznie! :)

      Usuń
  9. Dobrze, że się o tym mówi. I to coraz więcej. Niepłodność przestaje być tematem tabu. I dobrze, bo coraz więcej par ma problem z poczuciem dziecka. Trzeba o tym mówić, szukać wsparcia, nie wstydzić się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mamy identyczne zdanie w tej kwestii :)

      Usuń
  10. Służę blogiem jeśli chcesz. Nic nie dopiszę, wszystko juz tam jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem. Tyle już napisaliście, ale i tak czekam na kolejne posty, niekoniecznie dotyczące niepłodności czy adopcji. Zaglądam co jakiś czas i smuci mnie ta cisza u Was...Może coś wstukacie jednak? :)

      Usuń
    2. obiecuję, że tak, powoli wracam do żywych po chorobach i obronie, więc szybciej niż później;)

      Usuń
  11. Bardzo sie ciesze,ze potrafilas sie przelamac i rozmawiac otwarcie o tym problemie. Nawiazujac do wypowiedzi powyzej : oczywiscie,ze sa gorsze choroby typu niewyleczalne lub smiertelne (nowotworowe),ale wiekszosc ludzkich chorob wywodzi sie z mozgu. Jesli choruje mozg,choruje cialo. Zdajac sobie sprawe,ze jest sie nieplodnym powoduj,ze czlowiek automatycznie bedzie mial nieodwracalne zmiany w psychice. Gorsza samoocena, obwinianie sie za porazke,problemy w zwiazku itp. To rana ,ktora nigdy sie nie zagoi i gdzies tam daleko od czasu do czasu przypomni o sobie.
    Ja pomimo posiadania dwoch synow,ktorych splodzilismy bezproblemowo ,zawsze probuje postawic sie w sytuacji,w ktorej sa pacjenci/znajomi itp. I prawda jest jedna ... Nigdy do konca nie zrozumie sie osoby, ktora nie przeszla przez to samo pieklo co Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja jakoś nawet nie musiałam się specjalnie przełamywać - bo o swojej niepłodności zawsze rozmawiałam otwarcie i nie robiłam wielkiej tajemnicy ani z naszych problemów, ani też z samego faktu adopcji. Także ta warszawska trema bardziej dotyczyła wypowiadania się na forum publicznym, które zawsze mnie stresowało - nawet kiedy polegało na wyrecytowaniu jakiegoś wiersza na szkolnym apelu ;)

      Natomiast zgadzam się z Tobą w 100%, że nie jest się w stanie zrozumieć drugiego człowieka w pełni, dopóki nie znajdziesz się w podobnej sytuacji. A nawet powiedziałabym, że dwie osoby niepłodne też mogą się do końca nie rozumieć - bo przecież każdy przypadek jest inny, każda psychika inna, każdy człowiek inaczej na pewne rzeczy reaguje.

      Usuń
  12. Piękna inicjatywa. Mam nadzieję,że dzięki tej akcji adopcja i niepłodność to nie będzie już temat tabu. A dodatkowo niepłodność przestanie być postrzegana jako powód do wstydu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tak właśnie było. Ale do tego trzeba naprawdę wielu zaangażowanych ludzi - więc wierzę, że znajdą się chętni, by ten problem u siebie poruszyć :)

      Usuń
  13. Piękna relacja (świetnie piszesz!), mam nadzieję, że jak najwięcej osób dołączy do kampanii. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) A Twój pomysł z pozyskiwaniem nowych blogerów do kampanii to już w ogóle mistrzostwo świata ! :)

      Usuń
  14. Świetna kampania. Na pewno naskrobie u siebie na blogu jakiś post :)
    Wdusze swoje trzy grosze do dyskusji na temat adopcja-ivf. Nie uważam, że adopcja jest zawsze materiałem zastępczym. Z własnych doświadczeń wiem, że trzeba pozamykać wszystkie sprawy związane z leczeniem. Przede wszystkim nie tylko ze względu na siebie, ale na DZIECKO.
    Ja,gdy dowiedziałam się, że nasze szanse na naturalną ciążę to ok.1% poczułam że to właśnie adopcja jest naszą drogą do rodzicielstwa, że ta droga jest moim powołaniem i przeznaczeniem a na końcu czeka na mnie TO dziecko. Jednak mój mąż absolutnie nie brał tego pod uwagę. To był bardzo trudny okres, zawiesiliśmy leczenie,bo było to zbyt trudne. Po chyba dwóch latach,coś w nas drgnęło. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą o tym. Postanowiłam,że muszę podejść do ivf właśnie dla tego dziecka. Wiem, że jeżeli nie spróbuję tej drogi, mój mąż nigdy nie pogodzi się ze swoją niepłodnością. On musi wiedzieć, że zrobił wszystko co mógł. Dla niego to ważny element w procesie radzenia sobie ze stratą. Chcę być dobrą matkę i chcę, aby mój mąż był dobrym ojcem. Chcę, aby TO dziecko miało szczęśliwy dom i poczucie bezpieczeństwa.
    Każdy człowiek jest inny. Ile ludzi, tyle poglądów.
    Niepłodność jest tematem tabu, o którym się nie mówi. Wokół tego tematu narosło tyle niejasności, właśnie dlatego że nikt nie porusza tego problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy post jest na wagę złota, więc będę wdzięczna :)

      U nas akurat tak się złożyło, że leczenie nie było jeszcze do końca zamknięte, kiedy zdecydowaliśmy się na adopcję - ale też podejmowaliśmy je już bez większego przekonania i tylko siłą rozpędu odbywaliśmy jakieś tam końcowe wizyty u mojego ginekologa. Bardziej było to związane z planowaną operacją, niż ze staraniami - i nawet gdyby jakimś cudem udało mi się na tamtym etapie zajść w ciążę to i tak postanowiliśmy sobie, że adoptujemy bez względu na wszystko - bo pokochaliśmy to nasze "dziecko z serduszka" jeszcze na długo przed tym, zanim je faktycznie poznaliśmy.

      Usuń
  15. Zgadzam się z Tobą na 100%... Również moim zdaniem trzeba pozamykać leczenie...
    Mój małż też nie był przekonany. Chciał adopcji komórki, później zarodka..
    A teraz jakby tematu nie było. Tylko i wyłącznie adopcja, on chce małego smyka i gada na okrągło tylko o tym.

    Do tego trzeba dojrzeć... i pozamykać sprawy.. jeśli ktoś ma możliwość i się trafi kiedyś-super, ale nie można moim zdaniem lecieć na dwa fronty.. chyba, że ktoś nie podchodzi do tematu ciaży bardzo emocjonalnie.. choć to niemozliwe raczej przy leczeniu;p

    Również podeszłam 4 raz, ostatni bo mieliśmy jeszcze rządówkę, żeby wiedzieć, że ivf nie ma co próbować już i zamknąć temat.. bardziej tak dla formalności.. Bo to wisi też nad człowiekiem, te leki, szaleństwo z tym związane..

    Monika

    OdpowiedzUsuń
  16. Moniko, masz rację. Nie można na dwa fronty;)
    Tej decyzji trzeba być absolutnie pewnym. To decyzja która rzutuje na całym naszym i dziecka życiu.
    Cieszę się, że Twój mąż do tego dojrzał i rozumiem jego rozważania nt KD,zarodka. Na różnych etapach leczenia, cierpienie sięga zenitu i myśli krążą wokół różnych opcji.
    Ja mam wrażenie, że jeszcze długa droga przed nami. Nie mogę niczego przyspieszać, wszystko musi toczyć się we własnym tempie.
    Dla mnie najważniejsze jest dziecko. Przede wszystkim nie można skrzywdzić dziecka,które już raz zostało skrzywdzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Wami, Dziewczyny, że przyspieszanie czegokolwiek i robienie "na siłę" nie ma sensu. Jeśli któraś z osób nie jest do tej decyzji w pełni przekonana, to prawdopodobnie i tak w końcu "pęknie" i się wycofa - a najgorsze są sytuacje, kiedy dzieje się tak już w momencie, kiedy zdążymy dziecko poznać, a ono zdąży się do nas przyzwyczaić (niestety, o takich przypadkach też słyszałam... :/ )

      Usuń
  17. Bardzo Ciebie podziwiam jako kobietę, żonę, a przede wszystkim matkę .
    Chętnie się przyłącze tylko napisz mi konkretnie co mam zrobić, napisać itp. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm...Nie chcę tutaj niczego sugerować, ani tym bardziej narzucać Ci formy wypowiedzi ;) Najważniejsze, żeby informacja o kampanii szła dalej w świat, żeby "zarażały" się nią kolejne osoby i puszczały ją w obieg :)

      Usuń
  18. Niestety niepłodność jest znakiem czasu. Będzie dotykała coraz więcej osób. Im więcej będzie się o niej mówiło, tym bardziej pomoże się osobom, które dotknęła. Jak dobrze, że znalazły się osoby, które podjęły temat i to na tak wielu obszarach.
    A Pani Magda i dla nas była przewodnikiem. Jak fajnie, że mogłaś Ją poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się bardzo cieszę z tego spotkania :) Żałuję tylko, że poznać Was nadal nie było mi dane...Ale mam nadzieję, że jeszcze wszystko przed nami :*

      Usuń
  19. Niepłodność to bardzo trudny temat... Jestem szczęściarą, bo udało mi się nie cierpieć na tą okropność, ale przynajmniej nigdy nikogo nie oceniałam, nie komentowałam i nie mówiłam nikomu, co ma zrobić. Bo takie zachowanie wydaje mi się byc najgorsze...

    OdpowiedzUsuń
  20. Kochana, choć ja tego nie przeżyłam i nie mam prawa nawet myśleć, że wiem co czułaś, to z tematem było mi dane się zetknąć. Ludzie są okrutni i to przez takich osobników wiele par cierpi, ich oczami wszystko co nie naturalne jest złe, trzeba ich uświadamiać, krzyczeć im prosto do uszu, że takie ich postępowanie często doprowadza do wielu tragedii!!!

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)