środa, 20 stycznia 2016

O skrzacie, który nie śpi.

Siedzę w fotelu otulona ciepłym kocem, jedną ręką trzymając kubek z gorącym, parującym kakao, a drugą kartkując strony. Odkąd jestem mamą, bardzo rzadko zdarzają mi się chwile tak błogie i ciche zarazem - w których słychać jedynie tykanie kuchennego zegara i które mam na wyłączność, w całości tylko dla siebie. 

Spoglądam przez okno, próbując odgadnąć rozciągającą się na zewnątrz ciemność. Wytężam wzrok i widzę wydobywający się z kominów, gęsty dym; białe śnieżne czapy na okolicznych drzewach; płatki śniegu wirujące w niesamowitym tańcu w bladym świetle jedynej ulicznej latarni. 

Książeczka, którą czytam, wprost idealnie wpisuje się w ten zimowy, mroźny i roziskrzony śniegiem krajobraz. Kiedy po raz pierwszy trafiła w moje ręce, automatycznie wyobraziłam sobie wszystkie szwedzkie mamy i babcie, czytające ją swoim dzieciom i wnukom w skandynawskich, przytulnych wnętrzach. Wcześniej przeglądałam ją razem z Bąblem, zanim zasnął - i śpiewałam jak kołysankę, bo właśnie taki ma w sobie rytm : spokojny, niespieszny, powtarzalny, wspaniale do snu utulający...


"Skrzat nie śpi" autorstwa Astrid Lindgren to parafraza utworu Viktora Rydberga z 1881 roku - poematu nacechowanego filozoficznie i zapewne zbyt skomplikowanego, by mógł zostać zrozumiany i odpowiednio zinterpretowany przez najmłodszych czytelników. Dlatego też zupełnie nie dziwi mnie, że to właśnie pani Lindgren podjęła się pracy nad jego nową, prozatorską wersją - bo któż inny mógłby tak przystępnie i przekonująco do naszych pociech przemówić, jeśli nie niezapomniana autorka "Pippi Pończoszanki", "Emila ze Smalandii" czy "Dzieci z Bullerbyn"?


Tytułowy skrzat  to osobnik bardzo już wiekowy, zamieszkujący kąt na strychu stodoły od niepamiętnych czasów. Żaden człowiek nigdy go nie spotkał i na własne oczy nie ujrzał - lecz wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z jego obecności, wnioskując ją z odciśniętych na śniegu, maleńkich śladów stóp. 


Kiedy wszyscy ludzie pogrążają się już w spokojnym, niczym niezmąconym śnie - tylko on jeden czuwa, stoi na straży, przechadza się po całej zagrodzie, odwiedza kolejne pomieszczenia gospodarcze i dogląda mieszkających w nich zwierząt.  Bardzo skrupulatnie i z wielkim oddaniem dba o to, by było im ciepło, by miały co jeść, by nie martwiły się zbytnio perspektywą kolejnych mroźnych dni i nocy. Ze wszystkimi rozmawia w zrozumiałym dla nich skrzacim języku, obiecując rychłe nadejście wiosny, wraz z którym cała przyroda na nowo zbudzi się do życia... 


Próżno szukać tu wartkiej akcji,  jej nieoczekiwanych zwrotów i krętych meandrów fabuły. Historia jest prosta, a zarazem niosąca pewne głębokie przesłanie i refleksję. Wszystko dzieje się w odpowiednim miejscu i we właściwym czasie - żadne niespodziewane wydarzenie nie przełamuje tej skrzaciej rutyny i nie zakłóca wyjątkowego, magicznego klimatu opowieści. Przez cały czas odnosi się wrażenie, że sympatyczny skrzat przemierza swoje obejście krokiem powolnym, majestatycznym, ale i z lekka tanecznym...



Znakomitym dopełnieniem melancholijnego tekstu są niewątpliwie ilustracje autorstwa Kitty Crowther - dość specyficzne, a jednak niesamowicie stylowe i wspaniale oddające atmosferę opisywanej historii.  Nie mogę również przemilczeć faktu, że książka została pięknie i bardzo solidnie wydana - w związku z czym już samo jej pobieżne przeglądanie stanowi dla czytelnika nie lada gratkę i ogromną przyjemność. 


"Skrzat nie śpi"
tekst: Astrid Lindgren 
ilustracje: Kitty Crowther
stron: 28
rok wydania : 2015
Wydawnictwo Zakamarki


***

A potem? Jestem dokładnie jak ten skrzat, który nie śpi :) Zaglądam po cichutku do Bąblowego pokoju. Podchodzę na palcach do jego niemowlęcego łóżeczka. Nasłuchuję miarowego oddechu Synka i delikatnie wyplątuję pluszową żyrafę z czułego, ale i silnego uścisku jego małych, drobniutkich rączek. Przykrywam go i otulam kołdrą w kolorowe autka, którą - jak to on - zdążył już z siebie przez sen zrzucić i spiętrzyć w zupełnie niepożądanym miejscu...

24 komentarze:

  1. ja to uwielbiam takie wieczorne chwile z książką ale są to raczej inne klimaty typu boski grey :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wszystkich części Greya nie dałam rady doczytać do końca ;) Poprzestałam na kilku początkowych rozdziałach drugiego tomu i już dalej ruszyć nie mogłam...Chyba trochę za dużo tam tych pejczy, knebli i innych "atrakcji" jak na mój gust ;)

      Usuń
    2. Ja olałam wewnętrzną bogini i czytałam fabule bez scen łóżkowych które trwały przeważnie 1,5 kartki. Ale polecam Crossa cztery części nie tak rozreklamowane jak Grey a jak dla mnie nawet lepsze.

      Usuń
    3. Hmmm...to tam jest w ogóle jakaś fabuła bez scen łóżkowych ? ;) Chyba mi umknęła ;)

      Usuń
  2. To musi być magiczna książeczka: )) co do Greya...przeczytałam pierwszy tom...i sprzedałam. Chociaż to był prezent od męża: )) ale szkoda mi było miejsca na półce.

    Ach niewiele jest takich spokojnych chwil w ciągu dnia,by oddać się książce, tak na luzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest magiczna - i taka nietypowa w porównaniu z pozostałymi, które do tej pory z Bąblem "przerabialiśmy" :)

      Mąż nigdy nie robi mi prezentów książkowych, choć takie są dla mnie najlepsze i najbardziej pożądane - ale on z literaturą raczej na bakier i nie ma pojęcia, jaki tytuł powinien wybrać :)

      Mój Grey był pożyczony od koleżanki, która bardzo go zachwalała i polecała - nie bardzo wiedziałam, jak mam się jej potem przyznać, że nie byłam w stanie przebrnąć przez całość ;)

      Usuń
  3. No i utuliłaś mnie do snu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty !? Dopiero 16:34, nie śpij jeszcze ;)

      Tylko ciekawe, czy to przez nastrój panujący w książce, czy po prostu tak strasznie tu przynudzam tymi recenzjami ;)

      Następnym razem będzie coś bardziej energetycznego, dla odmiany :)

      Usuń
  4. To już nie pierwszy raz, kiedy Cię czytam i myślę sobie, że wrócę do tego postu, jak Fruzia troszkę podrośnie i będę potrzebowała pomysłu na lekturę (bądź zabawę - wciąż pamiętam Twój post o tym, w co się bawicie z Bąblem). Dziękuję:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co :) Też mogłabyś podrzucić kilka tytułów tych Fruzinych lektur - nawet jeśli tylko w UK dostępne, to zawsze można przez internet nabyć i sobie przetłumaczyć :)

      Usuń
  5. Bąbelkowa Mamo przez Ciebie/dzięki Tobie nasza chciej lista się wydłuża :)
    Motyw z wycinanką bardzo mi się podoba.
    Mam nadzieję, że każdy dom ma takiego swojego skrzata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz ma z pewnością - i to ja nim jestem, bo zawsze najdłużej na pełnych obrotach pozostaję i swojego "inwentarza" doglądam ;)

      Odnośnie tej chciej listy mogę dokładnie to samo o Tobie powiedzieć :) Za każdym razem, kiedy zaglądam na Twojego bloga, coś interesującego wpada mi w oko - i tylko kilka dodatkowych zer na koncie by się przydało, żeby te wszystkie "chciejstwa" zaspokoić ;)

      Usuń
  6. Przeniosłaś mnie tam i prawie - prawie upiłam łyka z Twojego kakao :-) jak trafię to na pewno nabędę książkę o skrzacie :-) a Ty przy następnej okazji ucałuj od nas swojego Bąbla :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że tylko prawie :) Za jakiś czas zrobię kakao mocniejsze i jeszcze bardziej aromatyczne, żeby Cię bliżej zwabić ;)

      Bąbel zostanie ucałowany niezwłocznie - z samego rana, jak tylko zaspane oczy otworzy ;)

      Usuń
  7. Książka na czasie. W sam raz wpasowałaś się z tą recenzją w to, co dzieje się za oknem. Słyszałam już o tej książeczce. Bardzo podobają mi się ilustracje. Szkoda, że mój siostrzeniec jeszcze za mały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bąbel też póki co na ilustracjach się skupia, natomiast tekst wykorzystujemy raczej tak na wyrywki i symbolicznie - bardziej sama opowiadam mu o tym, co można na obrazkach zobaczyć :) No i sporo książek kupuję "na zapas", nawet tych przeznaczonych dla starszych dzieci - wierząc, że będzie w przyszłości równie zapalonym czytelnikiem, jak ja :)

      Usuń
  8. Taki spokój bije od tego posta i ta książka tak piękna.
    Podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też urzekła. Jakaś taka...inna - i bardzo wyciszająca w tym naszym codziennym zagonieniu :)

      Usuń
  9. Oj jak mnie również brakuje takich chwil, póki co to jedyny "minus" powiększenia rodziny (no może zbyt mała ilość snu też). Bardzo brakuje mi czasu na czytanie książek bo chyba królewna śnieżka się nie liczy co?
    Ale co tam dzieci kiedyś dorosną i będziemy miały dużo wolnego czasu na czytanie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, królewna też się liczy ! W końcu i mojego "Skrzata..." raczej do literatury zbyt "dorosłej" zaliczyć nie można ;) Jedyna opcja to nocami zaległości nadrabiać - o ile jest się w stanie :)

      Usuń
  10. Jaka piekna, nastrojowa ksiazka... :)

    Tego mi najbardziej tutaj brakuje - porzadnego wyboru ksiazek dla dzieci po polsku. Mamy w sasiednim miasteczku polska ksiegarnie i dla doroslych maja calkiem spory asortyment, a dodatkowo co rusz zamawiaja nowosci. A dla dzieci tylko klasyczne basnie. Nie powiem, piekne sa, ale ile mozna czytac w kolko te same bajki? Z pomoca przychodzi mi siostra i raz do roku wysyla stosik ksiazeczek dla Potworkow. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem już trochę znudzona tą klasyką. Oczywiście zamierzam z nią Bąbla zapoznać, bo to przecież kanon, który każde dziecko znać powinno - ale jednak poszukuję też czegoś innego, nowego, niesztampowego :) I chyba czasami mam z tego większą frajdę niż sam Junior ;)

      Dobrze, że możecie liczyć na siostrę - i generalnie że w tych czasach dzięki zakupom internetowym/wysyłkowym nawet przedmioty z bardzo odległych miejsc można mieć na wyciągnięcie ręki :)

      Usuń
  11. Mięciutki koc... ciepłe kakao... chyba nigdy nie miałam takiego spokojnego wieczoru. Jak nie dzieci to dom, jak nie dom to praca, jak nie praca to blog. Chyba muszę wygospodarować więcej czasu dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie póki co odpada praca z prawdziwego zdarzenia - a potem to już nie wiadomo, jak będzie. Może wpisy będą pojawiały się raz w miesiącu, jako taki szybki update - kto wie? Każda z tych rzeczy pochłania niesamowicie, a prowadzenie bloga wręcz uzależnia ;) Mimo wszystko faktycznie warto o sobie pomyśleć i chociaż na chwilę odsapnąć - czego bardzo Ci życzę :)

      Usuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)