sobota, 16 stycznia 2016

Okna życia.

Zaledwie kilka dni temu obiegła całą Polskę wiadomość o półtorarocznej dziewczynce, pozostawionej przez matkę we wrocławskim "oknie życia".


Sytuacja dość nietypowa, bo w założeniu jest to miejsce przewidziane dla noworodków i rzadko zdarza się, by znalazło się w nim dziecko starsze, już "odchowane" i nieanonimowe.

Osobiście nie wiem, co musiałoby się wydarzyć w moim życiu i jak trudna musiałaby być moja sytuacja, bym jako matka zdecydowała się na tak drastyczny i desperacki krok. Ale zdaję sobie sprawę, że bywa naprawdę różnie; że pewne okoliczności czasami nas przytłaczają, przerastają i zmuszają do rzeczy, na które nigdy nie zdecydowalibyśmy się w "normalnych" warunkach - dlatego też daleka jestem od osądzania, hejtowania i potępienia. W końcu "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono..."

***

Dziś piszę do Ciebie, droga Mamo, która rozważasz podobną decyzję. 
Domyślam się, że jest Ci niesamowicie ciężko.

Być może jesteś zupełnie sama ze swoim dzieckiem i problemami, masz bardzo trudną sytuację mieszkaniową i finansową, ledwie wiążesz koniec z końcem i nie możesz liczyć znikąd na żadną pomoc.

A może doświadczasz przemocy fizycznej, psychicznej i traktowania tak strasznego, że chcesz za wszelką cenę uchronić przed tym swoje dziecko. Może Twój partner nigdy nie trzeźwieje, coraz częściej podnosi na Ciebie rękę, coraz częściej musisz maskować podbite oczy wielkimi okularami przeciwsłonecznymi, a sińce na szyi ukrywać pod kolorową apaszką.

Może jesteś poważnie chora i wiesz, że pozostało Ci już niewiele czasu, że lekarze nie dają już żadnej nadziei na wyleczenie, że już wkrótce nie będziesz w stanie zaopiekować się swoim maluszkiem - a nie masz nikogo, kto mógłby podjąć się jego wychowania.

Może tkwisz w szponach okropnego uzależnienia i nie potrafisz wyplątać się z matni, w której z jakichś przyczyn  i w wyniku wielu bardzo złych splotów zdarzeń się znalazłaś.

A może po prostu czujesz, że nie umiesz dać swojemu dziecku miłości, troski, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa. Może go nie kochasz, nie chcesz, wcale nie planowałaś. Tak, to też się zdarza - i może nie potrafisz wzbudzić w sobie tych wszystkich pozytywnych emocji niezależnie od głosów oburzenia, które krzyczą zewsząd: "Jak to?! Przecież każda matka POWINNA i MUSI kochać swoje dziecko!" 

Jeśli faktycznie się nad tym zastanawiasz, wahasz, analizujesz - to prawdopodobnie los Twojej córeczki/synka nie jest Ci obojętny. Przemyśl to jeszcze, daj sobie i swojemu dziecku szansę, rozważ wszystkie inne możliwości, wszystkie argumenty "za" i "przeciw". To bardzo poważna decyzja. Poważna i nieodwołalna. Spróbuj wyobrazić sobie, czy będziesz w stanie potem nosić taki ciężar w sercu przez całe życie. Spójrz na tę małą, kruchą istotkę i zastanów się, czy to naprawdę jedyne wyjście z sytuacji - i czy tak rzeczywiście będzie DLA NIEJ najlepiej?

I pamiętaj, że są różne instytucje, do których możesz zwrócić się z prośbą o wsparcie. Są ośrodki pomocy społecznej, telefony zaufania, domy samotnej matki. Jest "Niebieska Linia" dla ofiar przemocy w rodzinie oraz najróżniejsze terapie i ośrodki leczenia uzależnień. Może jeszcze nie wszystko stracone! Może jeszcze uda Ci się wyjść na prostą i nie będziesz musiała decydować się na tak dramatyczne i bolesne rozwiązanie.

Ale jeśli faktycznie nie widzisz już dla siebie/dla Was innej opcji - to bardzo Ci współczuję i mam do Ciebie dużo szacunku. Nie porzucisz swojego maleństwa byle gdzie, nie ułożysz w nosidełku w przypadkowej bramie, nie zabijesz, nie zostawisz w reklamówce na śmietniku. Przyniesiesz go w miejsce, które właśnie po to zostało stworzone i do tego przeznaczone - zapewniając mu tym samym troskliwą opiekę już w kilka sekund po tym, jak naciśniesz na dzwonek i oddalisz się szybkim krokiem...

I może to dla Ciebie w tym momencie marna pociecha, ale właśnie zadbałaś o jego los najlepiej, jak umiałaś i byłaś w stanie w swojej trudnej życiowej sytuacji. Bądź szczęśliwa i niech Twoje dziecko będzie szczęśliwe. Najprawdopodobniej właśnie dałaś szczęście komuś jeszcze - jednej z par, które od lat czekają i bezskutecznie walczą o własny "cud narodzin" (nawet, jeśli to szczęście ma zostać zbudowane poniekąd na Twojej własnej, osobistej tragedii)...




33 komentarze:

  1. Historia przerażająca, ale wierzę w to, że matka podjęła się tego kroku z niezwykle istotnych względów - wszak lepsze to niż porzucenie malca w śniegu, gdzieś daleko poza domem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Niezależnie od pobudek, jakie nią kierowały, taka decyzja jest z pewnością lepsza niż te inne, wymienione przez Ciebie rozwiązania...

      Usuń
  2. Ehh.. Na pewno każda z matek przeżywa bardzo taką sytuację. Często z różnych powodów musi zostawić dziecko.
    Bardzo dużo znaczą takie miejsca dla mnie osobiście. Powinny być, bo jednak ratują życie. <3
    Odezwę się na mail.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że dla większości matek to jest naprawdę traumatyczna sytuacja, która pozostawia ślad na psychice do końca życia. Chyba tylko po bardzo nielicznych, zupełnie nieczułych i zaburzonych jednostkach coś takiego spłynęłoby zupełnie, jak woda po kaczce...

      Moim zdaniem również nie powinno się okien życia zamykać, choć podobno właśnie takie plany i zapędy miała ostatnio ONZ, uznając ich istnienie za niezgodne z prawami dziecka (w sensie takim, że odbierają mu możliwość uzyskania w przyszłości informacji o biologicznej rodzinie). Ale chyba ważniejsze jest jednak prawo do życia, niż do posiadania takowych informacji...

      Usuń
  3. Sama w myślach już układałam posta na ten temat, bo historia tej kobiety i jej córki bardzo mnie poruszyła. Do tego stopnia, że ryczałam cały wieczór po obejrzeniu wiadomości. Czytałam też komentarze w internecie - tragedia.. Jak łatwo nam oceniach i dawać dobre rady z domowego ciepełka! Ta kobieta musiała naprawdę wiele przejść. Nie usprawiedliwiam jej decyzji, ale wyraźnie zostało podane, że nie chciała już żadnej pomocy. Myślę, że długo musiała rozmyślać nad tym, jak postąpić. W domu zostały jej pozostałe dzieci - co im powie? A sąsiedzi? Rodzina? Ta kobieta musiała być bardzo zdesperowana. Na którymś spotkaniu w OA prowadzące powiedziały nam, że gdy matka chce oddać dziecko do adopcji, to one pomagają jej, podsuwając różne rozwiązania, tak aby dziecko zostało z matką, ale nie wolno im wziąć odpowiedzialności za decyzję kobiety i do niczego jej przekonywać.
    Jeszcze inna kwestia - nie dla każdego rodzica dziecko jest najwyższym dobrem. Dla nas niełodnych to oczywiste, że zrobimy wszystko by dziecko było zdrowe, szczęśliwe itp. ale są ludzie, którzy nie mają tyle uczuć w sobie.
    Myślę o tej dziewczynce.. Matka jest znana, wszystko powinno pójść gładko - dziewczynka pewnie szybko trafi do adopcji. Kiedyś pewnie pozna bolesną prawdę i będzie musiała się z nią zmierzyć.
    Podsumowując, całkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś!
    Nie nam oceniać. Trzeba ubrać buty tej kobiety i się w nich przejść..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie szukam usprawiedliwienia takich historii za wszelką cenę, jednak tej kobiecie mogę tylko bardzo, ale to bardzo współczuć. (Nie pojawiły się we mnie żadne, absolutnie żadne negatywne emocje wobec niej.) No i przede wszystkim dziecku - bo jednak dziewczynka ma już półtora roku, sporo rozumie, pewnie była z mamą związana. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że czas wyleczy rany, zatrze wspomnienia, że trafi do dobrej rodziny i zazna jeszcze w życiu mnóstwa miłości. I podobnie jak Ty nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można wytłumaczyć starszym dzieciom nagłe zniknięcie ich siostrzyczki - i jak ta rodzina będzie dalej funkcjonować po czymś takim? Czy dzieci nie będą się bały, że i one mogą zostać kiedyś przez rodziców oddane?

      A bolesna prawda w sumie dotyczy każdego dziecka adaptowanego - i każda z naszych pociech będzie musiała się z nią kiedyś zmierzyć. Czy dziecko zostało pozostawione w oknie życia, czy w szpitalu, czy rodzicom z jakichś powodów odebrane i umieszczone w placówce - każda taka historia będzie dla maluszka trudna do zrozumienia i zracjonalizowania...

      Usuń
  4. Historia niesamowita, ale widocznie coś bardzo trudnego doświadczyła ta kobieta ze podjęła taką decyzję.
    Podobno mają znaleźć dom dla tego Malucha w rodzinie tej kobiety,dla jego dobra.. ale czy faktycznie to jest dobra decyzja- kto wie... Szkoda tylko ze dzieciaczek w tym wieku już tak dużo rozumie i w tym dziwnym świecie musi doświadczać takich emocji właśnie teraz.
    Oby wszystko zakończyło się pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem chyba jednak lepiej byłoby, gdyby trafiła do jakichś osób niespokrewnionych - bo w przeciwnym razie pewnie nie uda się uniknąć jeszcze większego bólu i rozdarcia zarówno dla córeczki, jak i dla matki...

      Usuń
  5. Mnie bardziej niż ta sytuacja, przeraża hejt, który się pojawił zaraz po. Czytam to wszystko z ciężkim sercem i co widzę? Najmadrzejsze i najwspanialsze matki, które są w stanie te kobietę zdeptac, ponizyc, odmówić jej prawa do nazywania się matka. Straszne. A wydaje mi się, że to właśnie matki powinny ja choć trochę lepiej rozumieć. Ja, mimo że matka nie jestem, rozumiem. I jestem w stanie się jedynie domyślać ile ja kosztowała ta decyzja. I chyba też jestem jej za to wdzięczna. Bo dzięki niej jakąś rodzina się powiększy :-) dzięki temu, że oddala córeczkę "jawnie", nie uciekając dziewczynka szybciej trafi do adopcji, bo nie trzeba będzie ustalać jej tożsamości, jak to jest w przypadku innych dzieci zostawionych w oknach życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Wśród wielu kobiet dostrzegam taką tendencję - i to nawet nie w kwestiach tak poważnych, ale również tych mniejszej wagi. Żadna z tych grzmiących na forach "matek idealnych" nawet nie próbuje poznać motywów takiej czy innej decyzji, tylko od razu ją po całości neguje, próbuje ośmieszyć, zdeprecjonować i pluje jadem na wszystkie strony, bo przecież tylko ona wie, co jest dla TWOJEGO dziecka dobre.

      Oby sądy tym razem (dla odmiany) wykazały się szybkim, sprawnym działaniem i sfinalizowały procedurę adopcyjną tej dziewczynki w ekspresowym tempie.

      Usuń
  6. Wzruszyłam się ogromnie czytając Twój post. I niezależnie co było przyczyną tej decyzji, ta kobieta postąpiła chyba "najlepiej" jak umiała. Nie wyrzuciła, nie zabiła, nie pozostawiła na pastwę losu - oddała zapewniając dziecku opiekę i szansę by godnie i szczęśliwie żyło.
    Jak dobrze, że są te okna życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - dlatego też mam wielką nadzieję, że ich zapowiadana likwidacja, o której od jakiegoś czasu się trąbi, nigdy jednak nie dojdzie do skutku.

      Usuń
  7. Ja podziwiam za odwagę .Musiał wielki dramat się rozegrać w jej życiu ze podjęła taką decyzję. Wierze ze dziecku będzie dobrze trafi do rodziców którzy na nią całe swoje życie czekali.Mam też nadzieję ze to nie będzie rodzina tej dziewczynki a zupełnie obcy ludzie wtedy ma szanse na normalne życie w miłości a jak to bywa w rodzinie zawsze ktoś ja oświeci ze została porzucona. Mamie tej dziewczynki życzę spokoju i żeby nigdy tej decyzji nie pożałowała . Smutne to jet tym bardziej ze mój syn to też czyjś dramat a nasze szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie tego "oświecenia"...hmmm...mimo wszystko dziecko powinno mieć prawo do poznania swojej historii (albo przynajmniej jej sporej części). Co do tego chyba większość rodziców adopcyjnych nie ma wątpliwości. I sama też nie zamierzam ukrywać przed Bąblem tego, w jaki sposób do nas trafił - tylko trzeba zrobić to właściwie, delikatnie i wybrać odpowiedni moment, bo chyba każda taka rozmowa to troszkę stąpanie po kruchym lodzie...

      Usuń
    2. Zresztą, co ja Ci tłumaczę...Sama pewnie też już masz tego typu wyjaśnienia za sobą...

      Usuń
  8. Poniewaz nie ogladam tv, ograniczam wiadomosci to nie slyszalam tej historii. Przeczytalam o niej dopiero u Ciebie. Podziwiam i wspoczuje matce bilogicznej. Nie umiem sobie wyobrazic co przeszla, zeby podjac taka decyzje. I zrobila to, co najlepsze, zamiast porzucac dziecko na mrozie czy zabijac... Tez mysle, ze okna zycia sa potrzebne. Dziecko nie zawinilo, ze nie bylo chciane w swojej rodzinie (niezaleznie od powodu). Ma prawo zyc w normalnej. Oby wiecej bylo takich przytomnych i zdecydowanych zrzec sie praw do dziecka matek. Masa dzieci w domach dziecka ma nieuregulowana sytuacje prawna w PL:((( I choc smuci cala historia to ma tez bardzo pozytywny wydzwiek. Niech dziewczynka zdrowo rosnie i ma najbardziej kochajacych rodzicow pod sloncem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dowiedziałam się o tym tylko dlatego, że któregoś dnia podczas podróży samochodem włączyliśmy radio, zamiast jak zwykle słuchać płyt. Ale kiedy już usłyszałam, zaczęłam zgłębiać temat i w taki właśnie sposób zostałam "zainspirowana" do napisania niniejszego posta...

      Takie dojrzałe, świadome zrzeczenie się praw do dziecka, by zapewnić mu szybszą adopcję i lepszą przyszłość, to w Polsce faktycznie rzadkość. (My mieliśmy akurat takie "szczęście" w przypadku Bąbla.)

      Większość matek biologicznych woli dzieci mieć, a jednocześnie ich nie mieć - np. móc regularnie odwiedzać je w placówce, ale ciężar opieki nad nimi i związanych z tym kosztów przerzucić na państwo. Finalnie zwykle i tak sąd im te prawa odbiera, jednak czasami dzieje się to dopiero po wielu miesiącach, a nawet latach - a dziecko traci mnóstwo cennego czasu w "bidulu" i z każdym dniem jego szanse na przysposobienie są coraz mniejsze...

      Usuń
    2. My - jak wiesz - niestety nie mieliśmy takiego szczęścia. Tylko, że to wszystko czasem jest bardziej skomplikowane i chyba dlatego rodzice/matki nie zawsze zrzekają się od razu sami praw.

      Usuń
    3. Pewnie, że bywa bardzo skomplikowane. Ale czasami też zdarza się, że rodzicom biologicznym jest tak zwyczajnie wygodniej. Przytoczę tu przykład z domu dziecka, który odwiedziliśmy, kiedy dostaliśmy pierwszą propozycję.

      Matki mogły przychodzić tam niemal bez żadnych ograniczeń, o każdej porze dnia - i często nawzajem "pilnowały" sobie dzieci ( w tym sensie, że obserwowały, czy nie pojawiają się w placówce jakieś osoby, potencjalnie zainteresowane adopcją). W takiej sytuacji przyszli rodzice adopcyjni nie mieli szans spotykać się z dzieckiem na tyle często, by bliżej się poznać i nawiązać jakąś więź (albo chociaż sympatię) - wszechobecne MB od razu by się o tym dowiedziały i podjęły odpowiednie kroki, by zablokować procedurę adopcyjną. Dochodziło nawet do takich absurdalnych sytuacji, że ado-rodzice udawali jakichś stażystów albo wolontariuszy i tylko w ten sposób mogli znajdować się blisko swojego przyszłego dziecka, by nie wzbudzać podejrzeń. Paranoja jakaś! (ale tu akurat w dużej mierze wina leżała po stronie placówki, ponieważ w innych znanych mi domach dziecka ewentualne widzenia z rodziną biologiczną są limitowane).

      Reasumując chodzi mi o to, że niektóre MB były po prostu cwane - całymi latami nie robiły nic, żeby poprawić swoje warunki i dziecko odzyskać, ale też nie zrzekały się praw do niego i nie musiały troszczyć się o jego wikt i opierunek (bo o to dbał DD). Za to warowały jak te psy ogrodnika i bardzo często zniechęcały przyszłych RA do podjęcia ostatecznej decyzji (nas na przykład skutecznie zniechęciły).

      Usuń
    4. Podobną sytuację miał chłopczyk, który mieszkał razem z moimi dziewczynkami w pogotowiu opiekuńczym, z tą różnicą że jego matka nigdy nie odwiedzała, ale jak tylko miała okazję odwołać się w sądzie to z niej korzystała, dlaczego? Bo tak! Jak trzeba było to zatrudniała nawet prawnika żeby wszystko jeszcze bardziej przedłużyć. I tak chłopczyk zamiast iść do adopcji w wieku kilku tygodni czekała prawie dwa lata i zżywał się z opiekunami, bo często był ich jedynym podopiecznym.

      Usuń
    5. Masakra. Ja rozumiem, że niektóre matki naprawdę kochają swoje dzieci i o nie walczą, ale wtedy robią też coś ze swoim życiem i starają się ze wszystkich sił, by własną sytuację poprawić. Natomiast takie zachowanie to jest typowy syndrom "psa ogrodnika"...I na prawnika było ją stać, ale na utrzymanie dziecka już nie...

      Usuń
  9. Bardzo mocno poruszyła mnie ta historia. Większość zostało już napisane w powyższych komentarzach, ale dodam od siebie, że serce mi pęka na myśl, co czuła dziewczynka, co czuła matka.
    I chociaż można by tu wartościować, co byłoby lepszym/gorszym rozwiązaniem, dla mnie to dramat. Dramat rozdarcia życia dziecka i matki. Mam nadzieję, że obydwie zaznają w życiu szczęścia.
    Piękny post, cenny i jak bardzo potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę tylko podpisać się pod tym i wyrazić dokładnie taką samą nadzieję.
      Ciekawe, czy tego typu posty czytują chociaż niektórzy z hejterów - przydałoby się im, żeby mogli spojrzeć na sprawę również z innej perspektywy...

      Usuń
  10. Nie można nikogo oceniać, a tak właśnie robią ludzie w necie. A przecież każdego tak na prawdę może spotkać taki los.
    Jeśli musiała to tak zrobiła. Dziecko będzie szczęśliwe, choć ciężko mówić o szczęściu w obliczu tragedii tej matki i jej córeczki. Serce pęka mi na miliony kawałków, gdy słyszę tą historię. Ty Bąbelkowa mamo wiesz o tym. I chyba każda z nas odczuwa właściwie podobnie.
    W zasadzie nasze dzieci też są z nami w rodzinach adopcyjnych z różnych powodów i sądzę, że różne są powody dla których nie mogły być tam, a są tu z nami.
    Uważam, że naszym życiem kierujemy my sami, ale chyba Bóg tam czuwa i tak jednak chce. On sam jeden wie dlaczego tak jest.
    Ja sama dziękuję jemu i MB mojego dziecka, bo jestem najszczęśliwsza na świecie mając przy sobie moje dziecko i kocham je nad życie!
    Okna ratują życie dzieciom i powinny, muszą być! Nie w każdym przypadku nie jest znana tożsamość dziecka i rodziny. To zależy od bardzo wielu czynników. Może sama poruszę kiedyś jeszcze temat okien życia. Zobaczę.
    Ehh..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle emocji, i wcale mnie to nie dziwi...Nam jako rodzicom adopcyjnym pozostaje faktycznie tylko dziękować za nasze dzieci i jak najlepiej wywiązywać się ze swojej roli. Całuję :*

      Usuń
  11. Ja całym sercem jestem za oknami. Cokolwiek by o nich mówić, dobrego czy złego, jedno jest pewne - dają one życie. A życie jest najważniejsze.
    Ta konkretna informacja też mnie poruszyła ze względu na wiek dziewczynki. Oby mała w końcu odnalazła swoich rodziców, dla których będzie całym życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedy o tym usłyszałam w pierwszym momencie pomyślałam przede wszystkim, że maleństwo jest akurat w wieku naszego Bąbla - i od razu sobie siebie wyobraziłam, jak pochodzę do takiego okna i zostawiam tam synka. Do tej pory mam ciary i łzy w oczach na samą myśl o takiej ewentualności...

      Usuń
  12. ja też jestem za oknami, uważam, że dużo dobrego te okna dają. A tej matki... tłumaczyć nie będę, ale też nieoceniam. sama miałam wielokrotnie przeróżne problemy, teraz też mam, jest mi cięzko, wychowuję bąki sama, bez niczyjej pomocy ale ostatnia rzecz o której bym pomyślała, to ich oddać. wolałaym nie jeść nic a im dawać tylko chleb i wodę, byle tylko coś w brzuszkach mieli , ale nie oddałabym PRZENIGDY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, nie wszyscy ludzie mają właśnie takie podejście. No i nie tylko o finanse tu czasami chodzi. Największym plusem całej sytuacji (jeśli w ogóle można tu mówić o jakichś plusach) jest to, że właśnie w oknie życia dziewczynka się znalazła, a nie po prostu na ulicy...

      Usuń
  13. Smutne to ale pewnie jedyne wyjście dla tej matki. Dobrze że jest takie okno,bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co skłoniło matkę do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Musiała przeżyć dramat, ale wierzę, że robiła to, co według niej było najlepsze dla dziecka. Mam nadzieję, że wszystkie powołane do tego instytucje zadziałają, jak należy i dziewczynka szybko zostanie otoczona miłością i opieką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, teraz cała nadzieja w sądach i innych powołanych do tego organach. Ale myślę, że przy tak nagłośnionej medialnie sprawie zrobią wszystko, żeby zadziałać jak trzeba (co niestety w pozostałych przypadkach nie zawsze im się udaje)...

      Usuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)